Produkcje z gatunku true crime, czyli przedstawiające prawdziwe przestępstwa, są dość popularne
Nagłaśniają zarówno sprawy niewyjaśnione, jak i rozwiązane. Przekaz przyjmuje też różne formy. W ostatnich latach spopularyzowały się podkasty, ale nie mniej istotne są materiały wideo, artykuły czy książki.
Nie chodzi oczywiście o informacyjne i zwięzłe relacje dziennikarskie, a o obszerniejsze opowieści z wyrazistą formą narracyjną.
Wielu specjalistów wyraża sceptycyzm
Wydawałoby się, że nie ma się czego czepiać: pojawia opis przestępstwa, a potem analiza i wnioski, jak można było go uniknąć. Jeśli istnieje wyjaśnienie zdarzenia, złoczyńcą najczęściej okazuje się ktoś bliski.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Bardzo rzadko jest nim przypadkowa osoba. Za zbrodniami stoją np. motywy emocjonalne, materialne, jedynie w nielicznych okolicznościach choroby psychiczne. A jednak zjawisko ich szerokiego nagłaśniania w atmosferze rozrywki wydaje się niebezpieczne, co potwierdza wielu ekspertów. Ma to istotne przyczyny.
Wprowadzanie elementów fikcyjnych jest najczęściej nieuniknione
Nawet wtedy, jeśli autor twierdzi, że uprawia gatunek true crime. To naturalny rezultat samej rozbudowanej narracji, która ukazuje wszystko od A do Z jako ciąg przyczynowo-skutkowy. Białe plamy często są więc zapełniane, co zaciera granicę między rzeczywistością a fikcją.
Służy temu np. odpowiedni dobór lektorów, podkręcające doznania efekty akustyczne czy emocjonalne opisy. W efekcie tego rodzaju materiały niekoniecznie są rzetelnymi analizami. Stanowią natomiast specyficznego typu produkcje edukacyjno-rozrywkowe.
W niedużej ilości wydaje się to zupełnie nieszkodliwe, ale w sporej może źle wpływać na samopoczucie odbiorcy. Jego efektem bywa np. depresja.
Co ciekawe, już teraz takie ostrzeżenia pojawiają się w opisach niektórych materiałów, również książek. Na tym jednak się nie kończy.
Przestępcy w treściach true crime nierzadko wykreowani są na interesujących ludzi
W świecie przedstawionym historii, które zazwyczaj tylko z nazwy są w pełni autentyczne, pociągają innych swoim urokiem osobistym. I nawet jeśli autor deklaruje, że jego opowieści pokazują, jak uniknąć bycia ofiarą, to w praktyce mogą wywoływać odwrotny skutek.
Najlepszym potwierdzeniem tego zjawiska są wysyłane przez kobiety listy miłosne do więźniów, sprawców znanych przestępstw (trzeba przyznać, że mężczyźni są pod tym względem dużo rozsądniejsi i rzadziej wpadają na podobne pomysły).
Kolejne problemy można by mnożyć, wymieniając wśród nich np. zapominanie o ofiarach, wtórną traumatyzację ich rodzin, budowanie negatywnego wizerunku policji, sądów i prokuratury, a nade wszystko znieczulenie na przemoc i ludzkie tragedie.
Proces ten niekiedy zachodzi nawet wtedy, kiedy wszystko zostanie opowiedziane ze sporą dozą empatii. Bo to, co często widzimy, po prostu nam powszednieje. Kwestia ta dotyczy zresztą nie tylko materiałów true crime, ale wszelkich publikacji w ogóle.