Ameryka żyje od wczoraj nagraniem tak niesamowitym, że trudno byłoby uwierzyć w jego prawdziwość, gdyby nie to, że jednym z rozmówców jest Donald Trump. Na taśmie ujawnionej przez Washington Post Trump dzwoni do sekretarza stanu Georgia i wręcz błaga go o… znalezienie 11780 głosów, których zabrakło mu do zwycięstwa. Trudno o bardziej symboliczne pożegnanie się z prezydenturą USA.
Trump dzwoni do sekretarza stanu Georgia
Taśma opublikowana przez Washington Post trwa około godziny. Przez tyle czasu Donald Trump próbował przekonać Brada Raffenspergera do tego, by pomógł mu zdobyć głosy elektorskie stanu Georgia. Prezydent USA nie miał oczywiście żadnego logicznego argumentu za tym, by można było nawet pomyśleć o jakimkolwiek podważeniu wyniku. Ale doskonale wiemy, że Trump jest na bakier z logiką od dawna.
Wygraliśmy te wybory w Georgii. I nie jest nic złego w powiedzeniu tego, że dokonałeś przeliczenia, Brad. Ludzie w Georgii są wściekli. Ludzie w kraju są wściekli.
…mówi Trump na nagraniu. Dalej prezydent USA dopytuje Raffenspergera o to czy słyszał że w hrabstwie Fulton miało miejsce niszczenie głosów. „Bo taka jest plotka”, dodaje. Sekretarz stanu Georgia na każdą sugestię Trumpa odpowiada: nie ma na to dowodów, nie ma takich danych, jest pan w błędzie. Warto dodać, że Brad Raffensperger to polityk… Partii Republikańskiej.
Trudno nawet komentować zachowanie Donalda Trumpa. To, co zrobił, przypomina praktyki znane z państw autorytarnych. Wyobrażam sobie, że takie rozmowy regularnie odbywa na przykład Alaksandr Łukaszenka. Ale prezydent USA? Jakie to szczęście, że właśnie obserwujemy epilog z bardzo dziwnego czasu, jakim była dla świata czteroletnia kadencja ekscentrycznego polityka.
A w Georgii za pasem… kolejne wybory
Oczywiście, że dla przyszłości politycznej Donalda Trumpa ujawniona taśma nie będzie miała aż tak dużego znaczenia. Bo za kilkanaście dni pożegna się on na co najmniej cztery lata z fotelem prezydenta USA. Polityk wygenerował jednak problem dla swojego ugrupowania. A to dlatego, że jutro rozpoczynają się właśnie w Georgii wybory do amerykańskiego senatu. Które – tak się złożyło – mają kolosalne znaczenie. Dlaczego?
Otóż do obsadzenia są dwa miejsca w senacie. Jeśli oba z nich obejmą kandydaci Partii Demokratycznej, to w izbie wyższej Kongresu pojawi się sytuacja 50/50. Czyli połowa reprezentantów republikańskich, a druga połowa demokratycznych. W takiej sytuacji amerykańskie prawo daje głos decydujący… wiceprezydentowi USA. A zatem Kamala Harris, demokratka, dałaby swojej partii większość w tym kluczowym dla amerykańskiego prawodawstwa organie. I dzięki temu Joe Biden dostanie zielone światło do przeprowadzenia głębokich reform.
Donald Trump zatem, wykonując ten absurdalny telefon, dał przeciwnikom Partii Republikańskiej silny oręż w ręku na samym finiszu kampanii w wyborach w Georgii. Oczywiście nie musi to oznaczać gwarantowanego zwycięstwa dwójce kandydatów Partii Demokratycznej, w końcu kto wie czy taśma Trumpa nie spowoduje dodatkowej mobilizacji jego zwolenników. Ale jedno jest pewne – jeśli republikanie zanotują podwójną przegraną w Georgii, to właśnie prezydent USA będzie mógł zostać za to łatwo obwiniony. Na własne życzenie.