Turecka inflacja to nie 80, jak twierdzi rząd, a prawie… 200 proc.

Zagranica Dołącz do dyskusji
Turecka inflacja to nie 80, jak twierdzi rząd, a prawie… 200 proc.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że turecka inflacja jest gigantyczna – nawet z polskiego punktu widzenia. Nie szokują już nas doniesienia o wzroście cen w tym kraju przekraczającym 80 proc. Jednak rządowe dane mogą być mocno zaniżone. Bardzo mocno.

Turecka inflacja osiągnęła najwyższy poziom od 24 lat. Ceny we wrześniu wzrosły aż o 83 proc. Wysoka inflacja jest gigantycznym problemem i nad Wisłą, choć u nas wzrost cen wynosi „ledwie” 17 proc.

W Turcji jest jednak zdecydowanie poważniej. Nawet według oficjalnych danych usługi transportowe we wrześniu zdrożały aż o 117 proc.! Najbardziej bolesny dla Turków jest jednak gwałtowny wzrost cen żywności i napojów bezalkoholowych – aż o 93 proc.

Słowem – wygląda to bardzo poważnie. Nawet jeśliby wierzyć oficjalnym danym. A przecież w Turcji wierzyć im bardzo trudno.

Prawdziwa turecka inflacja

Przypomnijmy sobie jednak sytuację z początku bieżącego roku. Wtedy to prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan odwołał odpowiednika naszego szefa GUS. Poszło ponoć o to, że Erdal Dincer był… zbyt szczery w podawaniu danych na temat inflacji.

Czy obecne dane są też „zbyt prawdziwe”? Prawdopodobnie nie. Niezależni eksperci z Inflation Research Group szacują, że wrześniowa inflacja w Turcji wyniosła wcale nie 83 proc., a… 186 proc.!

Trzeba przyznać, że polityka Erdogan na walkę z inflacją jest, ujmijmy to w ten sposób, mocno niestandardowa. W zeszłym roku prezydent chciał pokonać inflację, obniżając stopy procentowe. Tymczasem zwykle banki centralne robią coś zupełnie odwrotnego – podwyższają stopy, godząc się na schłodzenie gospodarki, ale jednocześnie wyhamowując wzrost cen. Cóż, turecka polityka niespecjalnie wypaliła. Inflacja jest rekordowa – nawet zakładając, że jest bliższa 83 proc. niż blisko 200 proc.

Tymczasem turecka lira jest historycznie najsłabsza wobec dolara, a kraj coraz bardziej pogrąża się w kryzysie. Amerykański bank inwestycyjny JPMorgan Chase jest natomiast zdania, że sytuacja raczej się nie zmieni, o ile polityka gospodarcza w tym kraju nie stanie się „nieco bardziej ortodoksyjna”.

Tymczasem w Turcji zbliżają się zaplanowane na przyszły rok wybory prezydenckie i parlamentarne. Kto wie, czy gigantyczny kryzys nie będzie oznaczał końca Recepa Tayyipa Erdogana, który jako prezydent rządzi krajem od 2014 r.