Takie dane powinny być publikowane kiedy indziej, niż w środku wakacji. Bo teraz zbyt łatwo mogą nam umknąć, a tu naprawdę jest o czym rozmawiać. Dzięki firmie Minds & Roses zajmującej się badaniami rynku, możemy dowiedzieć się o tym, jakie jest poparcie polskiego środowiska bankowego dla przystąpienia przez nasz kraj do strefy euro. I jest ono na historycznie niskim poziomie.
32% ankietowanych, a są to ludzie na co dzień pracujący w temacie pieniędzy, uważa, że Polska powinna zrezygnować ze złotówki i przystąpić do strefy euro. Przeciwnego zdania jest 56%. Pozostałym trudno było powiedzieć, co powinniśmy zrobić.
Co najbardziej rzuca się w oczy to zjazd od czasów pierwszego badania, a to odbyło się w 2002 roku – pewnie spora część wówczas ankietowanych przeszła już na emeryturę. Tak czy inaczej, wtedy 90% ankietowanej branży było za wejściem do strefy. Niesamowity optymizm, którego nie złamał nawet kryzys finansowy lat 2007-09. Dopiero w roku 2011 widać wyraźne tąpnięcie, wtedy to niewiele ponad połowa zapytanych popierała zastąpienie złotówki unijną walutą.
Od tamtego czasu najwyższe poparcie dla euro bankowcy wyrazili w zeszłym roku: 49%
Co wcale nie prowadzi do prostych konkluzji, ale mimo wszystko do jakichś tak. Po pierwsze, zmieniają się ludzie pracujący w bankowości i ich perspektywa – to widać w badaniach. Po drugie, Unia nam spowszedniała i bardzo dobrze. Tak powinno być i powinniśmy dyskutować na temat tego, jak chcemy się w niej urządzać. Nadmierna fascynacja walutą euro wśród ludzi, którzy doskonale powinni znać mechanizmy bankowości centralnej wcale nie jest lepszą postawą niż zupełna negacja wspólnej waluty, dającej pewne przewagi, ale przecież nie wolnej od wad.
Od ekspertów, w przeciwieństwie od polityków, powinniśmy wymagać trybu myślenia bardziej na spokojnie i te niuanse powinny być widoczne w odpowiedziach. Jasne, w badaniu można było odpowiedzieć tylko tak lub nie, co niestety ukrywa motywacje ankietowanych, ale przynajmniej jakiś rozrzut sugeruje ścieranie się opinii.
Co jednak najważniejsze, Polacy po prostu się wzbogacili i to także dzięki obecności w Unii
Dziś rozumiemy, że większość pracy musimy wykonać my sami, zamiast czekać na banknoty i monety w nowych kolorach i w nowych formatach. Pracę, pomysłowość, przedsiębiorczość i inne rynkowo cenne przywary można wyrażać w złotówkach lub euro, można też w złocie, bananach, węglu albo półtuszach. Po prostu niektóre z tych nośników są lepsze a inne gorsze. I o tym powinniśmy rozmawiać możliwie bez emocji ale jednocześnie ze świadomością, że decyzje w świecie globalnej ekonomii bardzo mocno łączą się z tym, co dzieje się w polityce.
Najbardziej jednak Polacy wzbogacili się nie dlatego, że płacili w złotówkach nawet pomimo tego, że część z nas chciałaby zacząć płacić w euro – a dlatego, że po 1989 roku dostaliśmy szansę, z której udało się nam skorzystać (choć oczywiście nie wszystkim, nie w równym stopniu i nie do końca). I paradoksalnie to właśnie wiara we własne możliwości, także monetarne, może może być ukryta w słupkach pokazujących malejące poparcie bankowców dla naszego przystąpienia do strefy euro. Taka jest moja interpretacja tych badań – pokazują one optymizm branży.
Pamiętajmy jednak, że bez wejścia na unijny wspólny rynek bylibyśmy dużo biedniejsi. Unia Europejska, choć ekonomicznie podgryzana przez narastające nadmierne regulacje oraz, tutaj postaram się być delikatny, choć może nie powinienem – słabą wyobraźnię ekonomiczną swoich włodarzy, wciąż jest gigantycznym obszarem pełnym ludzi o bardzo grubych portfelach którym wiele można sprzedać i od których niejedno można też kupić. I możemy na tym zyskiwać.