Uber, amerykański startup, który od swojego startu kilka lat temu i obecności na kilku kontynentach, nadal przynosi straty, zadebiutował dziś na amerykańskiej giełdzie. Był to jednak debiut zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Uberowi bliżej, niż do Facebooka, jest na przykład do Bitcoina. Wielka niewiadoma. Cud technologii wymykający się wszelkiej znanej logice.
Jak bowiem poważnie traktować aspirującą do miana giełdowej spółkę, która jeszcze przed swoim IPO zapowiada, że tak właściwie może nigdy nie mieć zysków?
Z jednej strony Uber jest niesamowitym wręcz przykładem przeniesienia branży startupowej do świata realnego. Chyba jeszcze żadna usługa tego typu nie oddzieliła się tak bardzo od wirtualnego świata. Nie, wirtualny świat został tu zamknięty w aplikacji, ale usługi świadczone przez kierowców Ubera są jak najbardziej rzeczywiste.
Owszem, mamy Pyszne.pl czy Booking.com, jednak skala rewolucji Ubera jest w mojej ocenie znacznie większa. Nie widziałem jeszcze, żeby ktokolwiek strajkował przeciwko Bookingowi, a wszyscy pamiętamy przecież strajk taksówkarzy. Uber wymuszał też pilne nowelizowanie prawa, czy nawet doczekał się swoich własnych ustaw, pakietów ustaw czy nowelizacji. Co tam nasz polski Lex Uber, skoro odrębne regulacje do spraw Ubera istnieją w wielu krajach i miastach na świecie.
Powiem więcej – Uber przecież zmienił świat na lepsze. Owszem, jakość obsługi Ubera w Warszawie sukcesywnie się pogarsza, ale to nadal wprowadzenie przewozu osób w standardy XXI wieku.
Wydawać by się zatem mogło, że tak rozpoznawalna, podbijająca świat spółka okaże się hitem giełdowym? Nie do końca, ponieważ Uber ma ogromne problemy nie tyle z komercjalizacją, co z zyskownością. Po tym jak kilka godzin temu wreszcie zadebiutował na amerykańskiej giełdzie, zrobił to poniżej oczekiwanej ceny – 42 dolarów, zamiast planowanych 45 dolarów za akcję – co samo w sobie było bardzo zachowawczym zagraniem, gdyż początkowo rozmawiano nawet o 50 dolarach. W chwili, gdy piszę te słowa, Uber nieśmiało się wspina, ale inwestorzy przemówili w sposób nad wyraz umowny.
Reakcja giełdy po Uber IPO dodaje otuchy
Startupy i inwestorzy to alternatywna rzeczywistość, w których kupuje i sprzedaje się marzenia. Ale giełda to świat poważnych ludzi z poważnymi pieniędzmi. Giełda nie wierzy w fałsz, giełda nie znosi fikcji.
Jeżeli kurs Ubera po jego giełdowym debiucie, najbardziej wyczekiwanym debiucie giełdowym roku, nie spełnia minimalnych oczekiwań, to ja się trochę uspokajam. Nie oszalałem do końca pukając się w czoło na widok kolejnego roku wyłącznie strat w gigantycznej, międzynarodowej korporacji. Jednak to nie jest tak, że coś mi umyka albo czegoś nie dostrzegam.
W marcu 2019 roku na giełdzie zadebiutował też konkurent Ubera, czyli znacznie mniej znany w Polsce Lyft. Od tamtego czasu wyżej wycenione akcje spółki straciły na wartości 20%.
Oczywiście rozczarowujący początek Ubera nie oznacza, że giełdowa obecność koncernu słabo rokuje w dłuższej perspektywie. O ile jednak o takiego Facebooka, mimo początkowych upokorzeń, byłem z reguły spokojny, tak tutaj sam nie wiem co myśleć o przyszłości projektu. Z wielkim zainteresowaniem będę jednak obserwował notowania spółki, która może „nigdy nie przynosić zysków”.