Wreszcie podano do publicznej wiadomości treść umowy pomiędzy naszym rządem a Stanami Zjednoczonymi dotyczącej zasad stacjonowania w naszym kraju amerykańskich żołnierzy. Nie jest dobrze. Umowa Polska-USA rzeczywiście zawiera rozwiązania bardziej upokarzające, niż analogiczna zawarta z ZSRR w 1956 r.
Rządy Zjednoczonej Prawicy to ciągłe obawy o zbytnią spolegliwość polskiego rządu względem Stanów Zjednoczonych
Relacje polsko-amerykańskie mają dla naszego kraju strategiczne znaczenie. Jakby nie patrzeć, to Stany Zjednoczone stanowią najważniejszy filar NATO – sojuszu wojskowego będącego jednym z dwóch najważniejszych gwarantów bezpieczeństwa Polski przed hipotetyczną napaścią z zewnątrz.
Problem w tym, że obecna władza tak bardzo nastawiła się na przymierze z Amerykanami, że jest gotowa na jego ołtarzu poświęcić wszystko. Wliczając w to elementarne resztki godności. Świetnym przykładem może być chociażby zeszłoroczna konferencja bliskowschodnia w Warszawie. Wówczas nasi sojusznicy skorzystali z okazji nie tylko by uderzyć w Iran, ale również obrazić gospodarza.
Anulowanie przetargu na śmigłowce dla polskiej armii tylko po to, by mogli go wygrać Amerykanie było właściwie początkiem. Popsuliśmy sobie dzięki temu wybrykowi Antoniego Macierewicza relacje z Francją, chyba na dobre. Śmigłowców tymczasem jak nie było, tak nie ma nadal. Nowego przetargu również.
Jest wiele przykładów potwierdzających, że słowa Radosława Sikorskiego o „robieniu łaski” były prorocze
Doszło do tego, że ambasador USA w Polsce zachowuje się trochę niczym przedstawiciel Cesarstwa Rosyjskiego w schyłkowym okresie pierwszej Rzeczypospolitej. Czasem nawet powstrzymując rządzących przed którymś z ich kolejnych pomysłów. Nie zmienia tego nawet ostatnie odwarknięcie prawicowych polityków w mediach społecznościowych.
To właśnie obawy o zbytnią spolegliwość Zjednoczonej Prawicy względem Stanów Zjednoczonych sprawiły, że tamtejsza ustawa 447 stała się realnym problemem. Część opinii publicznej była przekonana, że dla zadowolenia Amerykanów rząd jest faktycznie gotowy spełniać absurdalne żądania dotyczące tzw. „mienia bezspadkowego”. Okazało się, że z wielkiej chmury spadł mały deszcz. Raport Departamentu Stanu USA jest dla Polski wręcz korzystny.
Czy jednak naprawdę PiS jest gotowy poświęcić polską suwerenność dla podtrzymania sojuszu z Amerykanami? Umowa Polska-USA o wzmocnionej współpracy obronnej pokazuje, że jak najbardziej.
Stała baza żołnierzy USA w Polsce wcale nie jest dla naszego kraju jakimś magicznym odstraszaczem Władimira Putina
W samej obecności amerykańskich żołnierzy na polskim terytorium nie ma oczywiście niczego złego. Wręcz przeciwnie. Co prawda Polska nie jest zbytnio narażona na faktyczną rosyjską agresję, jednak zajęcie ukraińskiego Krymu pokazuje, że warto jednak mieć jakąś dodatkową formę gwarancji. Nasi sojusznicy wyszli z tego samego założenia – stąd cała koncepcja „wzmacniania wschodniej flanki NATO”.
Rządzący postanowili jednak pójść o kilka kroków dalej. Zamiast rotacyjnej obecności sił z różnych państw NATO, chcieliby w Polsce zobaczyć stałe bazy wojsk Stanów Zjednoczonych. Tylko jak przekonać Amerykanów, żeby chcieli taką bazę w Polsce ulokować? Oczywiście, strona polska powinna zaoferować jakieś korzystne warunki. Gdzieś jednak należałoby postawić granicę ustępstw i zachęt.
Z całą pewnością takową stanowi kwestia polskiej suwerenności. Doniesienia medialne od dłuższego czasu sugerowały, że nasze władze są gotowe poświęcić tej jednej rzeczy, z której absolutnie rezygnować nie powinny. Mowa oczywiście o polskiej jurysdykcji w sprawach o przestępstwa i wykroczenia popełniane na terytorium naszego kraju przez amerykańskich żołnierzy. Umowa Polska-USA rzeczywiście zawiera takie postanowienia.
Umowa Polska-USA w istocie idzie w całości na rękę Amerykanom w kwestii jurysdykcji karnej
Kwestia jurysdykcji karnej została szczegółowo uregulowana przez art. 14 umowy. Jej pierwszy ustęp stanowi właściwie preambułę. Zgodnie z jego postanowieniami, Polska „uznaje szczególne znaczenie nadzoru dyscyplinarnego władz sił zbrojnych USA nad członkami sił zbrojnych USA„. Tym samym „korzysta ze swojego suwerennego prawa i zrzeka się pierwszeństwa Rzeczypospolitej Polskiej w sprawowaniu jurysdykcji karnej„. Dowiemy się z treści tego przepisu także, że to Amerykanie wnioskowali o takie a nie inne uregulowanie.
Teoretycznie, strona polska może wycofać to zrzeczenie poprzez wystosowanie do właściwych władz wojskowych USA pisemnego oświadczenia. Dotyczy to przypadków o szczególnym znaczeniu dla Rzeczypospolitej Polskiej. Czytaj: szczególnie bulwersujących opinię publiczną przestępstwach.
Amerykanie musza także każdorazowo informować stronę polską o przestępstwach popełnionych przez amerykańskich żołnierzy, członków ich rodzin i pracowników cywilnych. Strony mogą uczynić przy tym wyjątek dla spraw mniejszej wagi, najpewniej wykroczeń.
Jeżeli już się tak zdarzy, że polskie organa ścigania będą prowadzić postępowanie przeciwko amerykańskiemu żołnierzowi, to nie będzie się ono toczyć przed sądem wojskowym. Takiego żołnierza nie wolno sądzić pod jego nieobecność. To wyklucza wydania względem niego tzw. wyroku nakazowego. Akurat to rozwiązanie można by śmiało rozciągnąć także na wszystkich obywateli naszego kraju.
To nie tak, że umowa Polska-USA jest w całości zła – niektóre przepisy są jak najbardziej sensowne
Umowa Polska-USA gwarantuje z jednej strony, że siły zbrojne Stanów Zjednoczonych będą w razie potrzeby pomagać stronie polskiej w „zapewnieniu stawiennictwa oskarżonych lub podejrzanych i świadków„.
Zgodnie z zasadą wzajemności, władze naszego kraju będą udzielać Amerykanom wsparcia, gdyby w ramach jakiegoś postępowania należało zapewnić obecność osób nie podlegających prawu wojskowemu Stanów Zjednoczonych. Wszyscy pokrzywdzeni oraz świadkowie będą mieli takie same prawa i przywileje jakie przysługują im zgodnie z prawem USA. Biorąc pod uwagę różnicę w systemach prawnych obydwu krajów, to rozwiązanie zdecydowanie preferuje Amerykanów.
Co więcej, członkowie sił zbrojnych USA oraz personel cywilny są zwolnieni z płacenia kar nałożonych przez polskie organy. Warunkiem jest w tym wypadku dopuszczenie się czynu zabronionego w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych. Jak określać, czy taka okoliczność faktycznie miała miejsce? Umowa Polska-USA przewiduje, że decydować o tym będzie zaświadczenie wystawione amerykańskie wojsko. Strona polska będzie dostarczać sojusznikom wszelkich niezbędnych informacji odnośnie zdarzenia.
Oczywiście, Amerykanie będą dysponować także serią innych przywilejów. Będą mogli na terenie swoich baz zakładać wewnętrzne placówki handlowe bez konieczności ubiegania się o ewentualną polską licencję. Amerykańskie wojsko będzie wyłączone spod obowiązywania polskiego prawa podatkowego, poszczególni żołnierze i członkowie ich rodzin w dużej części również. Dotyczy to także prawa dewizowego. Trzeba jednak przyznać, że akurat te rozwiązania są wręcz oczywiste i w pełni zrozumiałe.
Trzeba pamiętać, że analogiczna umowa z ZSRR z 1956 r. była mniej upokarzająca dla polskiej suwerenności niż umowa Polska-USA
W tym momencie warto się zastanowić, jak umowa Polska-USA wypada w porównaniu z innymi dokumentami tego typu zawieranymi przez nasz kraj w przeszłości. Najlepszym punktem odniesienia jest umowa polsko-radziecka z 1956 r. o statusie prawnym wojsk radzieckich „czasowo” stacjonowanych w Polsce.
Także wówczas istniała potrzeba uregulowania kwestii jurysdykcji karnej. Warto pamiętać, że relacje polsko-radzieckie zdecydowanie nie były ani równorzędne, ani tym bardziej dobrowolne. A jednak Związek Radziecki zgodził się na następujące rozwiązanie:
Artykuł 9
Zagadnienia jurysdykcji związane z pobytem wojsk radzieckich na terytorium Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej reguluje się w sposób następujący:
1. W sprawach o przestępstwa i wykroczenia popełnione przez osoby wchodzące w skład wojsk radzieckich lub członków ich rodzin na terytorium Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z reguły stosuje się prawo polskie i działają sądy polskie, prokuratura oraz inne polskie organy właściwe do ścigania przestępstw i wykroczeń. W sprawach o przestępstwa popełnione przez radzieckich żołnierzy właściwa jest prokuratura wojskowa i sądownictwo wojskowe Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
Istniały oczywiście wyjątki. Umowa przewidywała radziecką jurysdykcję wówczas, gdy dany żołnierz popełnił przestępstwo przeciwko ZSRR, bądź innej osobie z personelu bazy. Kolejnym wyjątkiem stanowiły przestępstwa popełnione w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych.
Warto także podkreślić, że umowa z 1956 r. przewidywała bardziej elastyczny i zdrowszy tryb, na wypadek pojawił się jakiś wyjątkowy przypadek. „Właściwe organy polskie i radzieckie mogą wzajemnie zwracać się z prośbą o przekazanie lub przyjęcie jurysdykcji w stosunku do poszczególnych spraw, przewidzianych w niniejszym artykule. Prośby takie będą rozpatrywane w duchu życzliwości.”
Nie dajmy sobie wmówić, że zawarcie umowy o wzmocnionej współpracy obronnej z USA to sukces – dla Polski to kolejny blamaż
Trudno byłoby mieć pretensje do Stanów Zjednoczonych, że umowa Polska-USA wygląda w taki sposób. W końcu nasi politycy zgodzili się na takie a nie inne uregulowania, dobrowolnie i bez przymusu. To stronie polskiej zależy na ulokowaniu stałej bazy wojskowej na naszym terytorium.
Amerykanie z kolei bardzo starają się uniknąć sytuacji, gdy ich żołnierzy mieliby sądzić organy obcych państw. To dlatego nie ratyfikowali nigdy słynnego Statutu Rzymskiego, na podstawie którego funkcjonuje Międzynarodowy Trybunał Karny.
Możemy jednak mieć pretensje do tych polityków, którzy wynegocjowali zauważalnie gorsze warunki, niż te zaoferowane władzom PRL przez ZSRR. Zwłaszcza, że opłacalność amerykańskich baz w Polsce jest przez nich mocno przeceniana. Czy może raczej: taka narracja wykorzystywana jest przede wszystkim na użytek wewnętrzny.
Dlatego nie warto wierzyć, gdy ci sami politycy będą chwalić się „wielkim sukcesem”. Umowa Polska-USA to blamaż – tylko i wyłącznie z powodu kwestii jurysdykcji karnej. Kraj, w którym stacjonowały wojska radzieckie, teraz uważane za „okupacyjne”, nigdy nie powinien zgodzić się na obiektywnie gorsze warunki niż wówczas.