Unia Europejska to sojusz polityczno-gospodarczy; nie jest to w żadnym wypadku unia obronna, której członkowie byliby zobowiązani do reakcji, jeśli jedno z państw zostałoby zaatakowane. Co jakiś czas wraca jednak pomysł, by Unia Europejska miała własne wojsko. Chodzi o Europejskie Siły Szybkiego Reagowania. Teraz – w związku z sytuacją w Ukrainie – część państw chce zacieśnienia współpracy w obszarze obrony.
Unia Europejska może mieć własne wojsko. O ile państwa dojdą do porozumienia
Co jakiś czas powraca dyskusja o rozbudowie sił wojskowych UE – mimo że nie jest to sojusz obronny, tak jak NATO. Unijne państwa dochodzą od czasu do czasu do wniosku, że Unia Europejska mogłaby mieć własne wojsko. A przynajmniej – grupy bojowe, które mogłyby szybko reagować w razie problemów militarnych jednego z członków UE.
Takimi siłami miałyby być Europejskie Siły Szybkiego Reagowania. Ostatnio temat ich utworzenia powrócił, gdy Stany Zjednoczone zdecydowały się na wycofanie z Afganistanu. Część państw europejskich doszło wtedy do wniosku, że państwa UE są zbyt mocno uzależnione od swojego amerykańskiego sojusznika – i to nawet, jeśli sojusz NATO obejmuje znacznie więcej państw spoza UE (w tym np. Turcję czy Kanadę).
Teraz – jak zresztą można się było tego spodziewać – temat własnych sił wojskowych UE powrócił. Jak informuje „De Telegraaf”, dziś unijni ministrowie spraw zagranicznych i obrony przyjmą „Strategiczny Kompas„, czyli dokument określający zasady współpracy w zakresie obronności. Dokument jest o tyle istotny, że zakłada m.in. powołanie wspomnianych Europejskich Sił Szybkiego Reagowania. Miałyby one interweniować w przypadku konfliktu zbrojnego na kontynencie. To, na co jednak warto zwrócić uwagę, to fakt, że unijne „wojsko” miałoby liczyć zaledwie… 5 tys. żołnierzy. Nie można zatem mówić o regularnej armii, a raczej o jednostce, którą można byłoby łatwo i szybko wysłać w miejsce konfliktu.
Kompromis między krajami zachodniej i wschodniej Europy
Co ciekawe, jak twierdzi „De Telegraaf”, takie rozwiązanie to kompromis wypracowany między krajami zachodniej Europy, a państwami Europy Środkowo-Wschodniej. O ile duże państwa na zachodzie UE, takie jak Francja, Włochy czy Hiszpania chcą jak najszybciej doprowadzić do utworzenia prawdziwej unii obronnej, o tyle im dalej na wschód UE – tym opór ma być większy. Jak twierdzi dziennik, mniejsze kraje Europy Środkowo-Wschodniej czują się raczej chronione przez NATO i Stany Zjednoczone – i to raczej sojuszowi oraz USA powierzają swoje bezpieczeństwo. Tym samym nie chcą zamienić tej ochrony na europejską armię.
Siły szybkiego reagowania – mimo niewielkiej liczebności – mogłyby jednak być początkiem drogi do uniezależnienia się militarnego UE od USA. Jak twierdzi Lotje Boswinkel z Haskiego Centrum Studiow Strategicznych, proces ten mógłby zająć Unii co najmniej 10 lat.