Pod kontrowersyjnym pojęciem "ustawa 1066" kryje się ustawa z dnia 7 lutego 2014 r. o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskie. Ten niepokojący numerek to żaden szpiegowski szyfr, a jedynie nawiązanie do numeru druku sejmowego przyznanego aktowi w trakcie procedowania. W takiej jednak postaci przeniknęła ona do popkultury.
Założenia ustawy są proste - chodziło o stworzenie norm prawnych pozwalających - w razie potrzeby - na interwencję BOR, policji, straży pożarnej czy straży granicznej na obszarze innego państwa Unii Europejskiej. Prawicowe media oczywiście troszkę ten temat rozdmuchały (jak to często ma miejsce ustami nieco zbyt sensacyjnego Mariusza Max Kolonko), gdzieniegdzie nawet pojawiły się komentarze, że ustawa zezwala na interwencję obcego wojska i strzelanie do polskich obywateli. W praktyce tak to nie wygląda, choć oczywiście pytanie czy wprowadzanie takiego prawa w sytuacji, gdy Polska i tak jest związana umowami międzynarodowymi zapewniającymi nam możliwość niesienia i otrzymywania pomocy np. w przypadku klęsk żywiołowych, sama z siebie ma w ogóle sens.
W dużej mierze niesławna ustawa 1066 jest owocem Konwencji z Prüm oraz dorobku decyzyjnego Rady Unii Europejskiej. Polska ustawa generalnie dość wąsko zarysowuje możliwość stosowania z opisywanego rozwiązania, a największe obawy budzi zapis przewidujący interwencje obcych służby przy okazji zgromadzeń publicznych (chociaż warto zauważyć, że zwykle ustawa w takich sytuacjach podkreśla międzynarodowy charakter - jak na przykład Euro 2012 czy zbliżające się dni młodzieży w Krakowie):
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Generalnie "ustawa 1066" nie jest aż taka straszna, jak ją prawicowe media rysują. Zresztą, jeśli w dyskusji o jakiejś ustawie powołują się odniesienia do przepowiedni średniowiecznego mnicha o roku 1066, to generalnie zdrowy rozsądek nakazuje patrzeć na te pomysły z umiarkowanym sceptycyzmem. Co nie znaczy, że do samej idei nie można mieć zastrzeżeń. Jeśli pojawi się taka wola czytelników, być może rozbijemy ją na części pierwsze w przyszłości.
Ustawa 1066 w praktyce, czyli polscy internauci chcą pomóc Niemcom
Europa Zachodnia, a szczególnie Niemcy, nie radzą sobie z postępującym zjawiskiem imigracji muzułmanów w tamte obszary kontynentu. Nie radzą sobie z tym zarówno w sferze praktycznej, jak i ideologicznej, notorycznie szukając usprawiedliwienia dla karygodnych zachowań ludzi, którzy w Europie są tylko gośćmi. Europa Wschodnia o wiele racjonalniej diagnozuje to zjawisko i zagrożenia.
Raczej w żartobliwym tonie utrzymane jest przybierające na popularności wydarzenie "Tak dla bratniej pomocy i obrony demokracji w Niemczech", którego organizatorzy odwołują się do ustawy 1066 (choć oczywiście bardziej adekwatne byłoby odwoływanie się do treści analogicznego prawa w Niemczech). Co więcej niewłaściwe jest także odwołanie do art. 7 Traktatu Lizbońskiego czy wskazywanie pomocy militarnej, której sama ustawa 1066 (przywołana zresztą w tekście swoim publicystycznym kryptonimem) nie przewiduje.
Sam postulat utrzymany jest w żartobliwym tonie, a przetłumaczono go również na języki niemiecki i angielski. Oczywiście nie jestem przekonana czy intencje autora były żartobliwe, gdyż sama treść dość konsekwentnie powtarza mity i przekłamania na temat ustawy będącej bohaterką niniejszego wpisu, jakie od miesięcy pojawiały się w mediach.
Z drugiej strony, skupiając się czysto na aspekcie humorystycznym, nie sposób odmówić celności tym spostrzeżeniom - Niemcy rzeczywiście mają poważny kłopot, sylwestrowe wydarzenia w Kolonii gdzie Muzułmanie usiłowali gwałcić Niemki zdecydowanie nie są zabawne, a sama postawa narodu niemieckiego, który sprawę bagatelizuje i stara się wyciszyć powoduje już wyłącznie przerażenie.
Facebookowe wydarzenie obnaża wszystkie absurdy dyskusji o ustawie 1066, gdy publicyści błędnie oburzali się, że może być podstawą inwazji Niemiec czy nawet Rosji na Polskę, podczas gdy dziś to raczej bratni naród niemiecki ma poważny problem. I kto wie, żart żartem, ale może spojrzenie ze wschodniej perspektywy bardzo by im się w jego rozwiązaniu przydało.