Jedną z najgoręcej komentowanych funkcji nowej wersji Opery jest/ma być (w zależności od tego, z której wersji korzystacie) możliwość przeglądania sieci za pomocą VPN.
Czym dokładnie jest i jak działa VPN zapewne wyjaśnią wam nasi kuzyni ze Spider’s Web. Z perspektywy laika VPN umożliwia wprowadzenie strony lub usługi docelowej w błąd na temat sieci internetowej, z której korzystamy. Przeciętni internauci zwykle korzystają z tego rozwiązania w trosce o swoją prywatność lub na przykład w celu obejścia rozmaitych ograniczeń geograficznych (przepinając się na przykład z Polski na sieć w USA) – np. w zakresie hazardu w sieci czy konkretnej oferty Netflixa.
Generalnie VPN nie budzi entuzjazmu. Przynajmniej w tej sferze „konsumenckiej” służy w końcu zwykle do obchodzenia blokad, które z pewnego powodu zostały jednak nałożone. Ale większość państw nie reguluje szczegółowo tej kwestii. Z kolei jak Zjednoczone Emiraty Arabskie uregulowały… to już uregulowały.
Nawet 545 000 dolarów (2 miliony 125 tysięcy złotych zgodnie z dzisiejszym kursem) można zapłacić za korzystanie z VPN lub proxy, jeżeli – tutaj uwaga, ponieważ portale informacyjne chyba kierowane żądzą sensacji pomijają to dość istotne zastrzeżenie – zostanie ono wykorzystane w celach niezgodnych z prawem, a w zasadzie to nawet do popełnienia przestępstwa.
Natomiast rzecz w tym, że mówimy o Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a więc państwie dość mocno wykraczającym poza dobrze nam znane i przez nas respektowane ramy cywilizacji europejskiej. Niestety w zespole Bezprawnika nie udało mi się znaleźć prawnika, który posiadałby szczegółowe doświadczenie w przepisach obowiązujących w ZEA. Ufając jednak doniesieniom zachodnich mediów, tamtejsze prawo jest o wiele bardziej surowe, niż nasze.
I tak oto za przestępstwo, w kontekście znowelizowanych przepisów, można by było uznać wykorzystanie VPN albo proxy w celu dostępu do serwisów, które w Emiratach są blokowane. Netflix a może pornografia stały za takimi regulacjami?
Źródła wskazują, że główną motywacją do wprowadzenia nowelizacji były serwisy VoIP i komunikatory, takie jak Viber, WhatsApp czy Snapchat. Otóż okazuje się, że w ZEA władza bardzo troszczy się o swoich operatorów telekomunikacyjnych i już od dłuższego czasu stawała na głowie, by obywatele nie komunikowali się ze sobą „za darmo”. Ha, w takim kontekście rynek regulacji telekomunikacyjnych w Polsce rysuje się zdecydowanie przyjaźniej, prawda?