Wraz z powrotem dzieci do szkół rusza (zapewne jak zwykle narodowa) walka rządu z otyłością. Zapowiada ją minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Jak przekonuje, pandemia mocno negatywnie wpłynęła na i tak nie najlepszą kondycję polskich uczniów. I ma rację. Tylko dlaczego przy okazji rzuca dyskryminującą wypowiedź w kierunku dziewczynek?
Walka rządu z otyłością
Cel jest słuszny – szkoły powinny pomóc dzieciom wrócić jak najszybciej do pełnej sprawności fizycznej sprzed czasów lockdownu. Dlatego rząd planuje między innymi przeszkolić wuefistów, by prowadzone przez nich lekcje dawały uczniom okazję do jak najbardziej produktywnej aktywności. Innym pomysłem są dodatkowe pozalekcyjne zajęcia SKS. I to wokół nich pojawiły się kontrowersje po wypowiedzi ministra Czarnka w TVP Info.
Będą one zwłaszcza skierowane do dziewcząt, bo tu jest większy problem.
Być może ta wypowiedź przeszłaby niezauważona i potraktowana jako faux pas, gdyby jej autorem był ktoś inny. Ale tak się złożyło, że te słowa wypowiedział Przemysław Czarnek, chyba najbardziej wyrazisty w rządzie orędownik patriarchatu.
Przez pandemię tyjemy wszyscy
Oczywiście minister Czarnek powołuje się na badania naukowe, wskazujące – według niego – że problem otyłości jest większy u dziewcząt niż u chłopców. Z tym że autor tych słów wydaje się nie zauważać, że od prawie roku mamy pandemię. W trakcie której wszyscy, niezależnie od płci, siedzimy zamknięci w domach, odcięci od większości aktywności fizycznych. Tyjemy zatem demokratycznie wszyscy – dziewczynki, chłopcy, nastolatki, nastolatkowie, kobiety, mężczyźni. Bo pracujemy zdalnie, bo zajadamy stres, bo są zamknięte siłownie, wreszcie bo jest zima i, wbrew temu co twierdzi profesor Horban, naprawdę nie ma opcji na ćwiczenie na świeżym powietrzu.
Zwracanie w tej chwili uwagi na to, że to głównie dziewczynki mają problem z otyłością, jest dla nich po prostu strasznie krzywdzące. Jeśli miało to być wyrazem troski ministra o nie, to wyszło to słabo. Domyślam się, że w idealnym świecie Przemysława Czarnka kobieta powinna przede wszystkim pięknie wyglądać i pachnieć, rodzić dzieci i opiekować się domem. A mężczyzna może mieć wielki mięsień piwny, byleby przynosił do domu pieniądze. Ale żyjemy w XXI wieku, w Europie Zachodniej, w której rządzący powinny przejmować się zdrowiem każdego obywatela. I dawać możliwość dbania o nie każdemu, bez podziału na płeć, pochodzenie, majętność i status społeczny.
Niestety, rządzący lubią takie podziały. Całkiem niedawno minister rolnictwa Grzegorz Puda „zabłysnął” słowami, że „pokolenie dobrobytu, tak często wychowywane bez wartości, jest coraz słabsze i pokazała ta pandemia. Tu szanowni państwo wygrywa wieś”. No bo przecież najłatwiej rządzi się podzielonym społeczeństwem, czyż nie? A że podział na linii sporu o LGBT już nie grzeje, a w sprawie aborcji PiS ma większość narodu przeciw sobie, to trzeba szukać nowych osi podziału.