Zamknięte siłownie, kluby fitness, baseny i aquaparki. To jedna z decyzji rządu o nowych obostrzeniach, wprowadzonych z powodu drastycznego wzrostu zakażeń koronawirusem. To ograniczenie, którego wielu z nas nie spodziewało się akurat teraz, tym bardziej że do tej pory nie było w tego typu miejscach żadnego większego ogniska. Z drugiej strony dziś zarazić można się wszędzie, więc trudno akurat za to krytykować rządzących.
Zamknięte siłownie
Ministerstwo Zdrowia nie ma litości. Obiekty do rekreacyjnego uprawiania sportu zostają zamknięte w całej Polsce, niezależnie od tego czy powiat jest w żółtej i czerwonej strefie. Kiedy usłyszałem tą zapowiedź poczułem się jak mityczny Syzyf. Bo wiosenny lockdown zaczynałem w niezłej formie, a skończyłem go pięć kilo grubszy. Lato i wrzesień poświęciłem na odzyskiwanie formy i kiedy już, już zacząłem dochodzić do stanu sprzed wybuchu epidemii dowiaduję się, że drzwi siłowni zostają przede mną zamknięte.
Nie ma wyjścia – czas odkryć uroki sportu na świeżym powietrzu. Zakaz wstępu do lasu nie został wprowadzony, a w lesie można biegać i jeździć rowerem bez maseczki. Szkoda tylko, że za oknem leje deszcz. Ale dla chcącego nic trudnego – nieprzemakalna kurtka, czapka i rękawiczki i wielokilometrowe trasy można robić nawet zimą (zresztą czy pamiętacie jeszcze jak wygląda prawdziwa zima?). Być może za kilka tygodni, gdy mityczna krzywa się wypłaszczy, pojawią się jakieś nowe zasady działania siłowni, pozwalające im znów się otworzyć. Ale z godziny na godzinę coraz mniej w to wierzę.
Lockdown dla branży
Moje narzekania to jednak nic w porównaniu do tego co poczuli właściciele siłowni czy klubów fitness, gdy usłyszeli informację o dzisiejszych obostrzeniach. Bo choć premier unika hasła „jesienny lockdown”, to wprowadza częściowy lockdown. Być może jeszcze mniej sprawiedliwy, bo uderzający tylko w niektóre branże. Wciąż działać może gastronomia, ale nie mogą działać miejsca do wieczornych spotkań. Nadal pracować będą szkoły podstawowe, za to trenerzy fitness będą musieli znowu kręcić dla swoich klientów filmiki do ćwiczenia w domu.
Dlatego czas wrócić do rządowej pomocy. I już nie musimy bawić się w hasła o tarczach antykryzysowych. To nawet nie musi się w żaden sposób nazywać, ważne by pozwoliło przetrwać długie jesienno-zimowe miesiące (realnie patrząc do w miarę normalnego życia wrócimy dopiero wiosną). Branża klubowa już w ubiegłym tygodniu wspólnie wystąpiła do rządu o wsparcie – na razie bez odzewu. Pomoc dla instytucji kultury też stanęła pod znakiem zapytania po tym, co o artystach zaczął wypisywać Joachim Brudziński. A pokrzywdzonych przez nowe obostrzenia będzie więcej. Niestety nie pozostaje im nic innego jak liczyć w tej sprawie na rząd. Tak, wiem, to żadne pocieszenie. Sam jestem w tej sprawie pesymistą.