Podsekretarze stanu, czyli w większości politycy partii rządzącej, zostaną przeniesieni do służby cywilnej. Oni zarobią trochę więcej, za to korpus urzędniczy straci już resztki tego, co miał.
O sprawie poinformował mój redakcyjny kolega z DGP Artur Radwan. Poinformował, że Prawo i Sprawiedliwość ma już gotowy projekt ustawy przewidującej, że podsekretarze stanu w ministerstwach zostaną włączeni do służby cywilnej. Nie będą więc już liczeni jako polityczni nominaci w ministerstwach, lecz jako pracujący w resortach niezależni urzędnicy.
Władza odchudzi rząd z wiceministrów brutto
Co to oznacza dla samych podsekretarzy stanu? Przede wszystkim o wiele większe zarobki niż obecnie. Dziś wiceminister dostaje maksymalnie 11,6 tys. zł brutto miesięcznie. Czy to dużo, czy mało – niech każdy sam oceni. Uzasadnione wydają się głosy, że wiceministrowie de facto zarządzają państwem, zatem powinni być wynagradzani o wiele lepiej niż obecnie. Z drugiej strony, gdy popatrzymy na nazwiska wiceministrów oraz ich kompetencje, można odnieść wrażenie, że w wielu przypadkach to osoby wybierane według klucza partyjnego, a nie merytorycznego. W takiej zaś sytuacji 11,6 tys. zł brutto jawi się jako bardzo przyzwoite wynagrodzenie.
Ile podsekretarze stanu zarobią po przejściu do służby cywilnej jeszcze nie wiadomo. Wiadomo jednak, że dyrektorzy departamentów w ministerstwach dostają łącznie nawet 17 tys. zł brutto miesięcznie. Dyrektor departamentu to szczebelek niżej w hierarchii niż podsekretarz stanu. Zakładać zatem należy, że obecni wiceministrowie na zmianie zyskają finansowo co najmniej 8 tys. zł brutto miesięcznie. Generalnie: tej zmiany nie krytykuję, choć dostrzegam, że co najmniej kilku wiceministrów nie zasługuje nawet na najniższą krajową.
Władza odchudzi rząd z wiceministrów netto
Kłopot zaczyna się, gdy zaczniemy analizować, co „dostanie” druga strona, czyli korpus służby cywilnej. Artykuł 153 ust. 1 konstytucji stanowi, że w celu zapewnienia zawodowego, rzetelnego, bezstronnego i politycznie neutralnego wykonywania zadań państwa, w urzędach administracji rządowej działa korpus służby cywilnej. Naczelną zasadą członka korpusu jest jego apolityczność. I tak jak bez trudu znajdziemy wśród podsekretarzy stanu osoby, które trudno posądzać o szczególne ciągoty polityczne, to równie łatwo znajdziemy ludzi, w których każdy średnio wprawny obserwator życia publicznego dostrzeże polityków. Przykłady? Olga Semeniuk, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju, Pracy i Technologii, jest radną Prawa i Sprawiedliwości w Radzie Warszawy. Piotr Patkowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, od dawna uchodzi za jednego z bliskich współpracowników premiera Mateusza Morawieckiego. Ubiegał się zresztą w ostatnich wyborach parlamentarnych z list Prawa i Sprawiedliwości o mandat poselski. Paweł Jabłoński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, podobnie jak kolega Patkowski – i człowiek solidnie osadzony w rządowym środowisku, i niedoszły poseł.
Dla jasności: Semeniuk, Patkowski i Jabłoński nie popełniają żadnego grzechu. Mają pełne prawo być politykami, bo uczciwy, sprawny polityk może zmieniać rzeczywistość na lepsze. Jeśli jednak to oni mieliby się stać członkami korpusu służby cywilnej, to nie mówmy o jego apolityczności.
Władza odchudzi rząd z wiceministrów
I tak, wiem, wiele osób pewnie teraz sobie myśli, że Słowik wypisuje bzdury, bo urzędnicy w Polsce od dawna nie są apolityczni. Ale szczerze uważam, że klasa urzędnicza w Polsce co do zasady nie jest upolityczniona. Ba, znam liczne przypadki, gdy wiceministrowie musieli wydawać polecenia na piśmie wysoko postawionym urzędnikom, bo ci uważali, że sami z siebie czegoś nie zrobią. Oczywiście są też koniunkturaliści oraz osoby szczerze wierzące w matkę-partię, ale nie jest wcale ich tak wiele. Do tego dochodzi fakt, że nawet jeśli jest trochę udawania w mówieniu o apolityczności służby cywilnej, to niekiedy warto poudawać. Rządzący zaś planują korpus upolitycznić w sposób oczywisty. I oczywiste dla mnie jest, że to złe.
Warto wreszcie sobie zadać pytanie, jaki cel zostanie zrealizowany poprzez przeniesienie podsekretarzy stanu do służby cywilnej. Jeśli chodzi o wynagrodzenia – można by po prostu podnieść pensje wiceministrom. Jeśli chodzi o zwiększenie profesjonalizmu – to nie znajduję w tym pomyśle nic, co mogłoby pomóc w realizacji tego zamiaru. A jeżeli chodzi jedynie o to, by móc się pochwalić pozornym w rzeczywistości odchudzeniem administracji rządowej oraz zmniejszeniem kosztów funkcjonowania rządu – cóż, wolałbym, żeby władza zajęła się rozwiązywaniem problemów, a nie przelewaniem mleka z jednej szklanki do drugiej. Bo przy okazji może jej się ono rozlać.