Dziwi mnie, że obydwie strony sporu tyle uwagi poświęcają bzdetom w rodzaju ceremoniału i nazewnictwa
Polska należy do stosunkowo nielicznej grupy państw Unii Europejskiej, w której nie istnieje żadna forma uregulowania statusu osób pozostających w niestandardowych związkach. Mam na myśli przede wszystkim pary jednopłciowe, ale na uwagę zasługują także osoby heteroseksualne z różnych powodów niechcące zawierać związku małżeńskiego. Spośród tych państw wszystkie leżą na ścianie wschodniej Wspólnoty. Oprócz Polski należą do nich: Słowacja, Litwa, Łotwa, Bułgaria oraz Rumunia. W pozostałych występują dwa modele: albo małżeństwa jednopłciowe, albo związki partnerskie.
Przypadek naszego kraju jest specyficzny, bo o ile społeczeństwo jest coraz mniej zaangażowane w spory światopoglądowe, o tyle nasi politycy są wybitnie wręcz zacietrzewieni na tym punkcie i dużo bardziej radykalni od własnych elektoratów. Konserwatyści po obydwu stronach partyjnej barykady mówią jasno: "nie ma mowy". Powołują się przy tym na art. 18 Konstytucji:
Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.
Prawdę mówiąc, uważam, że przepis ten nie stoi na przeszkodzie, by wprowadzić do porządku prawnego rozwiązanie dla par jednopłciowych ekwiwalentne małżeństwu. Po prostu "małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny" musi istnieć i podlegać ochronie ze strony państwa. Nie można więc stworzyć bardziej uprzywilejowanego rozwiązania. Moje zdanie ma jednak znikome znaczenie w tym sporze. Obecnie liczy się przede wszystkim to, co na ten temat myśli prezydent Karol Naworcki.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 19,91%
Cóż takiego dzieje się w tym momencie? Koalicja rządząca po dwóch latach przepychanek wreszcie spróbuje przyjąć projekt ustawy o statusie osoby najbliższej. Ktoś mógłby pomyśleć, że mamy do czynienia z opiłowanymi związkami partnerskimi sprowadzonymi do absolutnego minimum. Tak jednak nie jest, przynajmniej z pewnego punktu widzenia.
Konserwatywną część koalicji udobruchano raptem kilkoma kwestiami: rejestracją związku u notariusza bez jakiejś formy celebracji ze strony Urzędu Stanu Cywilnego, brakiem automatycznego zmiany nazwiska na to partnera oraz samą nazwą. Nie ma się co oszukiwać: są to detale, których uznanie za istotne wymagałoby niemałej dozy małostkowości. Konkretne rozwiązania zawierają w pewnym momencie niemalże "opcję maksimum".
Wspólne rozliczanie dochodu z osobą najbliższą to modelowy przykład jednego kroku za daleko
Minister Katarzyna Kotula na swoim profilu w serwisie X zaprezentowała najważniejsze założenia ustawy. Znajdziemy wśród nich:
✅ Zasady i tryb zawarcia umowy - cywilnoprawna umowa u notariusza rejestrowana w USC,
✅ Możliwość wspólnego rozliczania w przypadku wspólności majątkowej,
✅ Możliwość skorzystania ze zwolnienia od podatku od spadków i darowizn i od czynności cywilnoprawnych,
✅ Prawo do zasiłku opiekuńczego,
✅ Prawo do renty rodzinnej po zmarłym partnerze,
✅ Możliwość objęcia partnera ubezpieczeniem zdrowotnym,
✅ Prawo do mieszkania,
✅ Prawo do decyzji o pochówku,
✅ Dostęp do informacji o stanie zdrowia, dokumentacji i decyzji medycznych,
✅ Testamentowe dziedziczenie.
Zdecydowana większość tych rozwiązań śmiało możemy określić mianem całkowicie naturalnych, albo wręcz oczywistych. W końcu po to chcemy wprowadzić związki partnerskie – jakkolwiek by się miały nie nazywać – żeby ułatwić życie obywatelom, których istnienie państwo do tej pory ostentacyjnie ignorowało. Przykładem może być tutaj automatyczny dostęp do informacji o stanie zdrowia i dokumentacji, podejmowanie w razie czego decyzji medycznych oraz prawo do pochówku partnera. Ważnym aspektem sprawy jest uregulowanie dziedziczenia i obecności w uprzywilejowanych grupach w podatku od spadku i darowizn, skoro już nie możemy całkowicie pozbyć się opodatkowania spadków z systemu prawnego.
Są jednak także dużo bardziej kontrowersyjne pomysły. Chodzi mi przede wszystkim wspólne rozliczanie dochodu z osobą najbliższą. Mam w nosie, ile milionów złotych z tego tytułu straci budżet państwa. Rządzący mogą sobie odpuścić któryś z niezbyt rozsądnych pomysłów niektórych ministerstw i jeszcze wyjdą na plus. O wiele większym problemem jest złamanie tej jednej zasady, która daje cień szansy na skuteczne uchwalenie tej formy związków partnerskich: nie równamy ich z małżeństwami.
Możliwość wspólnego rozliczania dochodu ze współmałżonkiem to najbardziej wzorcowy przywilej małżeństw, jaki znajdziemy w systemie prawnym. Prezydent tymczasem wyraźnie zapowiedział, że nie podpisze ustawy, która naruszałaby wyjątkowy charakter małżeństwa.
Jeżeli możemy pomóc ludziom, niezależnie od ich płci, niezależnie od ich relacji, związków, wieku, załatwiać niektóre sprawy w Polsce, to jestem do takiej dyskusji otwarty. Natomiast jeżeli chcemy dyskutować o jakichś paramałżeństwach czy ideologicznych sprawach, które mają uderzać w konstytucyjny porządek Rzeczpospolitej, to do tego gotowy nie jestem.
Niestety wspólne rozliczanie dochodu z osobą najbliższą to praktycznie podkładanie się zwolenników związek partnerskich w sprawie, która i bez tego jest obarczona wysokim ryzykiem weta. Tak naprawdę politycy Lewicy, zamiast toczyć boje ze swoimi koalicjantami, powinni od razu udać się do prezydenta, by ustalić, gdzie przebiegają jego prywatne granice. Chcemy, czy nie – takie mamy obecnie realia polityczne w Polsce.
Wydaje mi się, że zbyt szczodre obdarzanie partnerów przywilejami podatkowymi to idealny pretekst do weta
Dostrzegam jeszcze dwa problemy. Wspólne rozliczanie się przez małżonków jest dostępne tylko wtedy, gdy istnieje pomiędzy nimi wspólność majątkowa. Do tego żadne z nich nie może rozliczać swoich dochodów w formie podatku liniowego albo ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych. W projektowanej ustawie o statusie osoby najbliższej partnerzy mogą się zdecydować na utworzenie takiej wspólności w formie aktu notarialnego. Dopiero wtedy rozliczanie dochodu z osobą najbliższą stanie się możliwe. Sama wspólność majątkowa partnerów również może stanowić krok za daleko, bo przecież to kolejny atrybut małżeństwa. Kłopotliwe może się okazać jej rozwiązanie.
To nie koniec. Małżeństwo rozwiązuje sąd. Pomysł załatwiania sprawy u notariusza wciąż z jakiegoś powodu budzi kontrowersje wśród części polityków oraz komentatorów. Status osoby najbliższej będzie wymagać złożenie zgodnych oświadczeń obu osób przed kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego albo wręcz jednostronnego oświadczenia jednego z partnerów. W ten sposób niejako tworzymy "takie fajniejsze małżeństwo", bez tych wszystkich ceregieli i formalności.
Wydaje mi się więc, że to nie kwestie "ideologiczne" storpedują projekt "lekkostrawnych związków partnerskich", ale rozwiązania o charakterze podatkowo-majątkowym. Ich wprowadzenie nie stanowi tylko ułatwienia życia ludziom, ale obdarza ich przywilejami do tej pory zarezerwowanymi dla małżeństw. Piszę to wszystko z żalem, bo uważam, że nasze państwo traktuje instytucję małżeństwa dużo poważniej, niż jej istota na to zasługuje. Ponownie jednak: mamy takie realia polityczno-prawne, jakie mamy. Ewentualne pretensje należy kierować przede wszystkim do autorów fatalnej konstytucji z 1997 r.