Polska polityka alkoholowa znalazła się na rozdrożu. Choć spożycie alkoholu spada i osiągnęło w 2023 roku najniższy poziom od 17 lat, rząd i niektórzy aktywiści forsują kolejne ograniczenia – od zakazu sprzedaży nocnej, przez wyższe podatki, po ograniczenia reklam. Oficjalnie chodzi o zdrowie publiczne. Krytycy wskazują jednak, że w tle kryje się przede wszystkim chęć podreperowania budżetu.
Polacy piją mniej, ale płacą więcej
Zmiany w strukturze konsumpcji alkoholu w Polsce są wyraźne. Jeszcze w latach 90. królową polskich stołów była wódka. Obecnie króluje piwo, co zdaniem ekspertów jest dowodem na pozytywną transformację wzorców picia – od modelu „wschodniego” do bardziej zachodniego. Ale i rynek piwa, kluczowego produktu alkoholowego w Polsce, od 2018 roku kurczy się. W 2023 roku zniknęło z rynku aż 2,2 mln hektolitrów tego trunku, głównie z powodu podwyżek akcyzy.
Polska już teraz ma jedne z najwyższych podatków na piwo w Unii Europejskiej – stawka akcyzy jest trzykrotnie wyższa niż w Niemczech i dwukrotnie wyższa niż w Czechach. Tymczasem planowane są kolejne podwyżki. To, co teoretycznie miało ograniczać konsumpcję, w praktyce obciąża legalnych producentów i konsumentów, niekoniecznie poprawiając zdrowie publiczne, alarmuje WEI w nadesłanej do redakcji Bezprawnika informacji prasowej.
Szara bimberkowa strefa
Wyższe podatki mogą zepchnąć część konsumpcji alkoholu do szarej strefy, co już zresztą obserwujemy. W 2023 roku budżet stracił na nielegalnej sprzedaży alkoholu 1,3 mld złotych, a prognozy na 2024 rok są jeszcze gorsze. Niestety, wraz z tym rośnie ryzyko dla konsumentów – nielegalny alkohol często jest gorszej jakości i bardziej niebezpieczny. Nie trzeba też oczywiście dodawać, że państwo na nim nie zarabia. Obrót nielegalnym alkoholem sprzyja też powstawaniu grup przestępczych – szczególnie teraz, gdy w Polsce żyje coraz więcej osób wywodzących się z innej kultury prawno-społecznej.
Co więcej, wzrost cen piwa powoduje zmianę preferencji konsumentów na tańsze i mocniejsze alkohole, takie jak wódka. Efekt? Pogorszenie zdrowia publicznego i odwrócenie korzystnych trendów.
Gospodarka na zakręcie
Polscy piwowarzy głośno szukają poparcia dla swoich racji i lobbują za uwzględnieniem ich argumentów w starciu z antyalkoholowym populizmem, który oczywiście dobrze się sprzedaje. Polski przemysł piwowarski, który przez dekady wyrósł na jednego z europejskich liderów, odczuwa ciężar inflacji, rosnących kosztów produkcji i akcyzy. Branża tworzy ponad 115 tys. miejsc pracy i zasila budżet państwa kwotą 12 mld zł rocznie. Dalsze podwyżki podatków grożą nie tylko zwolnieniami, ale też zahamowaniem inwestycji.
Eksperci Warsaw Enterprise Institute podkreślają, że budowanie zaufania do administracji publicznej wymaga przewidywalności regulacji. Zerwanie umów z sektorem tytoniowym czy nieoczekiwane zmiany w akcyzie na alkohol uderzają w stabilność rynku i mogą odstraszać inwestorów.
Walka z alkoholem w Polsce potrzebuje zrównoważonego podejścia. Ślepe podnoszenie podatków nie rozwiąże problemów ani budżetu, ani zdrowia publicznego. Co więcej, może przynieść efekty odwrotne do zamierzonych – wzrost szarej strefy, zmniejszenie wpływów budżetowych i destabilizację sektora.