Nie można powiedzieć, że skrajna prawica wygrała właśnie wybory w Unii Europejskiej. Ale takie ugrupowania poradziły sobie naprawdę nieźle, zwłaszcza w krajach „starej Europy”. Czyżby Unia stała się ostatnio zbyt postępowa dla jej mieszkańców?
W wyborach do parlamentu jest wielu wygranych, ale jeśli chodzi o kraje „starej Europy”, mamy wyraźną eksplozję popularności skrajnej prawicy. We Francji zdecydowanie wygrało Zgromadzenie Narodowe, kojarzone zwłaszcza z Marine Le Pen. Partia przebiła 30 proc., podczas gdy ugrupowanie prezydenta Emmanuela Macrona dostało niewiele ponad 15 proc. W efekcie prezydent rozwiązał parlament i niebawem mają się odbyć nowe wybory.
W Niemczech skrajnie prawicowa AfD przegrała co prawda z centrową CDU, ale dostała ponad 15 proc. głosów – więcej niż rządząca SPD. I to pomimo licznych skandali. AfD oskarżano o biskie związki z Rosją czy z Chinami, a jej przedstawiciele w dość dziwny sposób opowiadali o nazistowskiej przeszłości swojego kraju.
Mamy też Belgię, gdzie skrajnie prawicowe partie poradziły sobie tak dobrze, że aż centrowy premier Alexander De Croo podał się do dymisji.
Wybory w Unii Europejskiej. Czemu skrajna prawica poradziła sobie tak dobrze?
Dobre wyniki skrajnej prawicy można uznać za szokujące zwłaszcza w kontekście wojny w Ukrainie. Nie jest wielką tajemnicą, że skrajna prawica w Europie jest dość prorosyjska, co rzecz jasna niekoniecznie jest przypadkiem. Czy „zmęczenie” wojną na zachodzie Europy jest przyczyną sukcesów skrajnej prawicy? Nie można tego niestety do końca wykluczyć.
Bardziej prawdopodobne jest natomiast zmęczenie… Brukselą. Trzeba to powiedzieć jasno, że Unia Europejska coraz rzadziej kojarzy się z fajnym projektem, który łączy ludzi i chroni kontynent przed wojnami. Coraz częściej kojarzy się natomiast z kolejnymi zakazami albo próbami wprowadzenia zakazów. A to zakaz plastikowych słomek, a to nakaz przykręcania nakrętek (ten akurat jest całkiem sensowny)… Do tego krucjaty przeciw autom benzynowym czy samolotom. Ludzie chyba tego nie rozumieją i nie kupują. I coraz częściej powstaje wrażenie, że to Greta Thunberg ma większy wpływ na brukselskie elity niż przeciętny Schmidt czy Kowalski.
Czy kolejne inicjatywy w klimacie Zielonego Ładu mają sens? Czasem oczywiście tak, czasem Bruksela idzie pewnie za bardzo ambitnie. Jedno jest pewne – Unia robi fatalną pracę, jeśli chodzi o wyjaśnianie swoich ruchów mieszkańcom Wspólnoty. Ci się gubią i głosują na skrajną prawicę. A na Kremlu strzelają korki od szampanów.