Żyjemy w czasach, w których wielu wydaje się, że w razie niezadowolenia z jakiejś usługi wystarczy napisać o tym w internecie. W powszechnej opinii to wystarczy, aby firma skapitulowała, a w ramach rekompensaty niezadowolony klient obłowił się w różne benefity. Coraz częściej jednak można się zwyczajnie ośmieszyć. Tak było w przypadku niezadowolonego klienta firmy Autotesto.
Takich sytuacji jest coraz więcej. Czytelnikom Bezprawnika nie trzeba przypominać prezesa firmy Evercode, który sromotnie poległ w internetowej walce z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Wystarczyło przedstawić kontrargumenty, które obalają tezy stawiane przez niezadowolonego klienta czy petenta.
Warto dokładnie poznać historię kupowanego samochodu
Pewien użytkownik portalu wykop postanowił podzielić się swoimi doświadczeniami z firmą Autotesto. W dużym skrócie to podmiot, który wykonuje raporty o stanie technicznym samochodów w dość krótkim czasie. Z jej usług korzystają głównie osoby, które chcą kupić samochód używany, a to, jak wiadomo, może być bardzo ryzykownym krokiem, jeśli na nich się nie znamy. Wykopowicz opisał, że we wspomnianej firmie zamówił kilka raportów za sumę około 1000 zł, a sprawdzeniu miały podlegać samochody sprowadzone wcześniej z USA. Po kilku dniach otrzymał zamówione dane. Jeden z nich dotyczył samochodu Volvo S60. Raport był, ogólnie rzecz biorąc, pozytywny. Jak sam wskazuje, eksperci wskazali, że kupiliby ten samochód.
W raporcie zawarto informacje, że komora silnika VOLVO S60 jest w bardzo dobrym stanie, nosi znikome ślady eksploatacyjne (kurz, pył), wszystkie osłony, pokrywy są kompletne, a lakier nie nosi śladów zużycia lub napraw.
Jedyny minus tego auta to ten na akumulatorze
Niewiele myśląc, wykopowicz kupił Volvo. Dopiero potem postanowił wybrać się z nim na przegląd do serwisu w ASO Volvo. Tam się okazało, że kupił bubel. Dość szybko wyszło na jaw, że w odpowiedniej amerykańskiej bazie ten konkretny samochód figuruje jako auto całkowicie zniszczone w wyniku zderzenia czołowego. W bazie danych widniało nawet zdjęcie pięknego dzwona. Szybko skontaktował się z wykonawcą raportu, bo przecież według niego samochód był całkowicie sprawny. Domagał się zwrotu pieniędzy, ale bardzo nie spodobała mu się odpowiedź Autotesto. Mieli mu bowiem odpisać, że oni mu przecież żadnego samochodu nie sprzedali ani nie zobowiązywali się do dostarczenia wiarygodnego egzemplarza pojazdu. Klientowi zaproponowano zwrot 297 zł za błędną opinię o samochodzie oraz kontakt z fundacją Autotesto, która zdaje się pomagać klientom dokładnie w takich sytuacjach.
Wina rzeczoznawcy wydawała się ewidentna. Oglądał auto, a nawet nie zauważył, że samochód, mówiąc kolokwialnie, zespawany i wyklepany. W dodatku rekomendował zakup pojazdu! Ponadto nawet nie sprawdził historii pojazdu w USA, a wykopowiczowi zajęło to kilka chwil, aby poznać prawdę o samochodzie. W efekcie klient był stratny kilkadziesiąt tysięcy, jakie wydał na Volvo.
Odpowiedź Autotesto rzuca zupełnie nowe światło na sprawę
Ta jest bardzo krótka, konkretna i niestety miażdżąca dla niezadowolonego klienta. Jak się okazuje, zamówił ekspertyzy dwóch samochodów – Mazdy i pechowego Volvo, na co łącznie wydał 1000 zł. Co ważne, pakiet, jaki wybrał zamawiając ocenę Mazdy, kosztował go 700 zł, natomiast w stosunku do Volvo wybrał pakiet najtańszy, który kosztował dokładnie 297 zł. Bardzo konkretnie wskazują, co wchodzi w zakres tego badania.
Oględziny w Pakiecie Mini obejmują ocenę stanu karoserii, wnętrza, wyposażenia oraz wykonanie jazdy próbnej pojazdem. Podczas wykonywania oceny pojazd nie brał udziału w badaniu warsztatowym, nie była sprawdzana również historia samochodu. Z tego badania nie byliśmy w stanie stwierdzić powypadkowej przeszłości widocznej na zdjęciach z carfax. Prawie wszystkie elementy nadwozia miały fabryczny lakier. W oczy rzucała się oczywiście źle spasowana maska sugerująca niewielką szkodę.
W raporcie wyraźnie widnieje informacja, że przed zakupem należy udać się do serwisu oraz dokładnie sprawdzić historię pojazdu. Klient sam jest sobie winny, że zrobił odwrotnie, niż nakazywałaby logika. Ponadto w ramach tego pakietu nie ma mowy o żadnym sprawdzeniu pojazdu w zagranicznych bazach danych.
Się wyklepie i będzie picuś glancuś
Dziwi zatem, że domagał się zwrotu pieniędzy za dwie różne ekspertyzy, chociaż kwestionował jedynie wysokość jednej, tej tańszej. Autotesto zdecydowało się jednak nie kopać z koniem i zwrócili mu kwotę 297 zł oraz zaproponowali pomoc prawną w ramach prowadzonej przez siebie fundacji. Trzeba im też przyznać, że nie są gołosłowni – oba raporty wykonane na rzecz awanturującego się klienta udostępnili w internecie.
Na zakończenie swojego oświadczenia zauważyli, że wyśledzili feralne Volvo w ogłoszeniu, które ponownie wystawił poprzedni właściciel. Wszystko wskazuje na to, że wykopowicz skutecznie zwrócił nietrafiony zakup, a więc można się domyślać, że w ostatecznym rozrachunku nie stracił pieniędzy.
Po raz kolejny sprawdza się stare porzekadło, że oliwa sprawiedliwa – cebula na wierzch wypływa.