Rekord za rekordem
Światowa Rada Złota policzyła, że w II kwartale globalny popyt na kruszec wyniósł 1249 ton – o 3 proc. więcej niż rok wcześniej. Wartościowo mówimy już o 132 miliardach dolarów, co oznacza aż 45-procentowy skok rok do roku. Same ceny poszybowały o 40 proc. w porównaniu z 2024 rokiem, osiągając średnio 3280 USD za uncję. A w czerwcu padł rekord wszech czasów – 3435,35 USD. W efekcie złoto w pierwszej połowie roku podrożało o 26 proc. – i to w czasach, gdy wiele innych aktywów nie dawało podobnych zwrotów.
Inwestorzy zamiast jubilerów
Co ciekawe, rosnące ceny wcale nie zniechęciły inwestorów detalicznych. Wręcz przeciwnie – popyt na monety i sztabki wzrósł o 11 proc. do 307 ton. Największym graczem były oczywiście Chiny (115 ton, +44 proc. r/r), ale także Indie dorzuciły swoje 46 ton. Europa – po latach marazmu – też się obudziła, podwajając zakupy do 28 ton. Jedynie Amerykanie byli wyraźnie mniej zainteresowani, redukując popyt do zaledwie 9 ton – najmniej od końca 2019 roku.
Czytaj też: Nie będzie cła na złoto. Trump natychmiast gasi własny pożar
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Na drugim biegunie znalazła się biżuteria. Jej globalna konsumpcja spadła o 14 proc. rok do roku, cofając się niemal do poziomów z czasów pandemicznego zamrożenia. Wysokie ceny sprawiły, że pierścionki i naszyjniki zaczęły pełnić rolę dobra luksusowego dla wybranych, a nie masowego rynku.
Obok fizycznego złota wyraźny renesans przeżyły fundusze ETF zabezpieczone kruszcem. To one w dużej mierze odpowiadają za 78-procentowy wzrost popytu inwestycyjnego rok do roku – aż do 477 ton. To najlepsze półrocze od 2020 roku, gdy pandemia i lockdowny napędzały kapitał w stronę złota. Im bardziej świat przypomina beczkę prochu, tym mocniej świeci złoto.
Banki centralne – krok wolniejszy, ale wciąż w grze
Ciekawy zwrot nastąpił w polityce banków centralnych. Te od kilku lat budują swoje rezerwy złota, ale w II kwartale 2025 r. kupiły „tylko” 166 ton – o jedną trzecią mniej niż na początku roku. To jednak wciąż znacznie powyżej średniej z ostatniej dekady. Liderem pozostaje Narodowy Bank Polski, który dołożył 19 ton, podbijając rezerwy do 515 ton (22 proc. całości rezerw). Do grona aktywnych dołączyły też banki Azerbejdżanu, Kazachstanu, Turcji czy Chin.
Jak tłumaczy Michał Tekliński, ekspert rynku złota związany z Goldsaverem i Goldenmarkiem, nawet mniejsze banki centralne traktują złoto jako tarczę ochronną przed polityczno-gospodarczymi turbulencjami. I to bez względu na rekordowe ceny. To też ważny sygnał dla inwestorów indywidualnych – jeśli państwa wciąż kupują złoto, to znaczy, że jego strategiczna rola w finansach nie podlega dyskusji.
Złoto to nie tylko sejfy i skarbce. Część trafia do przemysłu elektronicznego. I tu dane są chłodniejsze – popyt technologiczny spadł o 2 proc. rok do roku. Z jednej strony zadziałały obawy o amerykańskie cła, z drugiej – rozwój sztucznej inteligencji wciąż generuje zapotrzebowanie na komponenty zawierające złoto. Innymi słowy: potencjał jest, ale nerwowość globalnej gospodarki ogranicza apetyty producentów.
Polska perspektywa i rola inwestora indywidualnego
W Polsce, podobnie jak w innych krajach Europy, inwestorzy coraz częściej zwracają się ku fizycznym formom złota – głównie w mniejszych nominałach, bardziej dostępnych dla przeciętnego nabywcy. To efekt inflacji, obaw o przyszłość oszczędności i niepewności politycznej.
Cały obraz II kwartału 2025 roku można więc podsumować w prosty sposób: złoto potwierdziło swoją rolę globalnego barometru niepewności. Rosnący popyt inwestycyjny i rekordowe ceny pokazują, że w świecie pełnym napięć i wahań to właśnie ten metal pozostaje najbardziej uniwersalnym zabezpieczeniem. Nawet jeśli jubilerzy narzekają, a banki centralne lekko hamują, to kapitał prywatny i instytucjonalny wyraźnie wskazuje kierunek.
Czy to oznacza, że ceny będą rosły w nieskończoność? Niekoniecznie. Eksperci przewidują stabilizację, ale z zastrzeżeniem: każda nowa iskra geopolityczna może sprawić, że złoto znowu wybije się na nowe rekordy.