Google co pół roku publikuje informacje o liczbie sytuacji, w których organy poszczególnych państw kierują żądania informacji o użytkownikach. Chyba nikogo nie zdziwi stwierdzenie, że z roku na rok liczba takich żądań rośnie na całym świecie. W Polsce w okresie od lipca do grudnia 2021 r. skierowano ich 5 218. Dotyczyły 11 478 kont.
Google może przekazać dane o swoich użytkowników państwu. Koncern stara się jednak ich o tym ostrzegać
Państwa na całym świecie coraz chętniej inwigilują swoich obywateli. Wszelkiej maści organy chcą uzyskać informacje dotyczące najróżniejszych aspektów naszego życia. Na przeszkodzie stoi im nowoczesna technologia. Danych znajdujących się na serwerach technologicznych gigantów państwa nie mogą sobie po prostu wziąć. Mogą za to grzecznie poprosić, by dana firma im je udostępniła. Mogą także stworzyć ramy prawne, które Google po prostu zmuszą do przekazania informacji organom państwa. Żądania informacji o użytkownikach regulują przepisy obowiązujące w poszczególnych państwach.
Tak się składa, że Google co pół roku publikuje informacje o tym, jak często się to zdarza w poszczególnych państwach w ramach swojego Raportu Przejrzystości. Znajdziemy tam bardzo szczegółowe dane dotyczące samej ilości tego typu wniosków, podziału na konkretne państwa, czy nawet odsetek sytuacji, w których informacje o użytkownikach Google rzeczywiście są przekazywane.
Warto przy tym wspomnieć, że sam koncern z góry zastrzega, w jakich sytuacjach może przekazywać dane o swoich użytkownikach organom państwa. Jest to dość szerokie spektrum, obejmujące nie tylko zwalczanie przestępczości i toczące się postępowania karne, ale także sprawy administracyjne oraz cywilne.
Google zapewnia przy tym, że powiadamia swoich użytkowników mailowo o skierowaniu wniosku, który by ich obejmował. Dzieje się to wówczas, kiedy przepisy danego kraju pozwalają firmie ostrzec użytkownika. Koncern zastrzega sobie także prawo do niepowiadamiania go w kilku określonych przypadkach. Obejmuje on na przykład konta nieaktywne lub przejęte przez hakerów.
Żądania informacji o użytkownikach Google na całym świecie są coraz częstsze
Co jednak wynika z najbardziej aktualnych danych? Najważniejszy wniosek jest taki, że żądania informacji o użytkownikach Google z półrocza na półrocze stają się coraz częstsze. Od pierwszego półrocza 2018 r. ilość składanych żądań rośnie w dużo szybszym tempie niż w poprzednich latach.
To jednak nie wszystko. Patrząc na sam rok 2021, możemy dostrzec skokowy wręcz wzrost liczby kont objętych wnioskami. Wydawać by się mogło, że trend ten tylko się utrzyma. Pewną ciekawostkę może stanowić przy tym to, że żądania udzielenia informacji o użytkownikach Google w większości są rozpatrywane pozytywnie. Mało tego, w globalnym ujęciu poziom w poszczególnych latach jest mniej-więcej stały. Google uwzględnia pomiędzy 60 a 80 proc. wniosków.
Polska nie jest w żadnym wypadku statystyczną anomalią. Organy naszego państwa z roku na rok coraz chętniej wysuwają żądania informacji o użytkownikach Google. W okresie od lipca do grudnia 2021 r. skierowano ich 5 218 i dotyczyły 11 478 kont. Google uwzględniło 80 proc. z nich.
Porównując dane globalne i te dotyczące Polski można zaobserwować jedną różnicę. Przyrost zainteresowania danymi użytkowników Google nad Wisłą jest zauważalnie szybszy od światowej średniej. Czy to oznacza, że nasi rządzący namiętnie próbują dobrać się do naszych skrzynek mailowych? Nie jest to zupełnie niemożliwe.
Nie da się ukryć, że kontrola polityków partii rządzącej nad organami ścigania jest w Polsce dużo większa, niż zazwyczaj w państwach demokratycznych. Sama partia rządząca nie stroni od wykorzystywania takich środków w walce politycznej. Co więcej, informowaliśmy już na łamach Bezprawnika o pomyśle zbierania informacji o mailach dla służb przez operatorów poczty elektronicznej. Z drugiej jednak strony, Polska boryka się z prawdziwą plagą cyberprzestępczości, chociażby w postaci phishingu.
Istnieje również bardziej prozaiczne wyjaśnienie szybkiego wzrostu zainteresowania informacjami o użytkownikach Google w ostatnich latach. Usługi tej firmy po prostu stają się coraz bardziej popularne. Nawet jeśli przedstawiciele elity władzy preferują konta mailowe na Interii, Wirtualnej Polsce, o2.pl i Onecie, to obecnie ponad 36 proc. Polaków korzysta właśnie z gmaila.
PiS przegląda Twojego gmaila namiętnie jak nigdy wcześniej? To trochę bardziej skomplikowane
Dane Google dotyczące Polski należałoby porównać z innymi państwami europejskimi. Skoro już poruszyliśmy temat naszej władzy, to warto od razu przyjrzeć się statystykom dotyczącym jej ulubionych sąsiadów naszego kraju.
W Niemczech również widzimy skok liczby żądań w 2021 r. Warto przy tym odnotować, że liczne żądania informacji o użytkownikach Google były za Odrą kierowane już w latach ubiegłych. Na uwagę zwraca także przeszło czterokrotnie większa liczba samych żądań. Niemcy są krajem o populacji rzędu 80 milionów, Polska zaś liczy sobie nieco poniżej 38 milionów stałych mieszkańców plus uchodźcy z Ukrainy. Wydaje się więc, że jeśli ktoś inwigiluje swoich obywateli na potęgę, to nie będzie to Polska. Odsetek żądań uwzględnionych przez Google jest w przypadku Niemiec względnie porównywalny.
Co jednak z państwami o podobnej liczbie mieszkańców i rozmiarze? Hiszpania to również stosunkowo duże europejskie państwo, należące do Unii Europejskiej. Liczy sobie ponad 47 milionów mieszkańców. Wyniki powinny być więc podobne do Polski, prawda? Okazuje się jednak, że żądania informacji o użytkownikach Google są w tym kraju nieco rzadsze. Jest jednak pewien element wspólny.
Mowa oczywiście o zauważalnym wzroście liczby wniosków w 2021 r. W przypadku Hiszpanii tamtejsze organy najwyraźniej nadrabiały zaległości z pierwszej połowy 2020 r. w drugim półroczu. Poza tym widać podobieństwa względem wykresu globalnego, polskiego i niemieckiego.
Okazuje się, że częste żądania informacji o użytkownikach Google to oznaka państwa stosunkowo demokratycznego
Skoro demokratyczne europejskie państwa kierują każdego roku tysiące wniosków, to jak śmiałe są państwa totalitarne, dyktatury i aspirujący autokraci? Chiny takich żądań skierowały „aż” sześć, i to w całym okresie objętym przez raport Google. Białoruś skierowała ich łącznie jedenaście. Rosja każdego roku wysyła kilkaset takich żądań. Ich liczba wzrosła nieco w ostatnich latach.
Bardzo ciekawym przypadkiem jest Hongkong. Przez lata kierował po 120-250 wniosków, ze szczytem przypadającym na 2014 r. Teraz jednak liczba żądań drastycznie spadła. Nic dziwnego, bo odsetek wniosków uwzględnionych przez koncern spadła z poziomu nawet 81 proc. w pierwszej połowie 2020 r. do zera.
Okazuje się, że duża liczba żądań udzielenia informacji o użytkownikach Google to domena państw względnie demokratycznych. Autokracje raczej tego nie robią. Jeżeli już próbują szczęścia, to poziom akceptacji wniosków jest w ich przypadku śmiesznie niski. Im częściej dane państwo korzysta z takiej możliwości, tym większa szansa, że mamy do czynienia z państwem względnie demokratycznym i w miarę praworządnym. Jeżeli zaś Google stosunkowo chętnie takie żądania uwzględnia, to tym bardziej wierzy w uczciwe zamiary organów danej władzy.
Wszystkie wykresy użyte w niniejszym tekście pochodzą z ogólnodostępnego raportu transparencyreport.google.com.