Strach żyć. Nawet 2 lata więzienia za handel w niedzielę, także w sklepie internetowym

Gorące tematy Państwo Praca Dołącz do dyskusji (526)
Strach żyć. Nawet 2 lata więzienia za handel w niedzielę, także w sklepie internetowym

Moja jak najgorsza opinia o związkach zawodowych, w ostatnim czasie staje się jeszcze gorsza. Solidarność prawdopodobnie dopnie swego i doprowadzi do bardzo mocnego ograniczenia handlu w niedziele – także w internecie. 

Ktoś powie, że to dobra inicjatywa. I oczywiście rozumiem te argumenty. Sporo osób zapewne ciężko pracuje przez cały tydzień, pracodawcy wymagają wiele i w pogoni za kapitałem niezbędnym do przetrwania trudno znaleźć czas dla siebie i rodziny. A – jak podkreśla Piotr Duda z Solidarności – niedziela powinna być dla Boga i rodziny. Jak widać postulaty sprzed tysięcy lat nadal zdają się być aktualne. Ograniczenia miałyby dotyczyć też handlu w Wielką Sobotę oraz Wigilię Bożego Narodzenia. Przy czym przynajmniej z uwzględnieniem racjonalnych potrzeb konsumenckich – handel byłby limitowany nie zupełnie, a do godziny 14.00.

Co rozumiemy przez niedzielę?

5. Zatrudnienie w niedziele obejmuje handel i wykonywanie innych czynności sprzedażowych w 24 kolejnych godzinach, poczynając od godziny 6.00 w niedzielę do godziny 6.00 dnia następnego

Zgodnie z projektem ustawy, która dziś została przekazana na ręce polskich parlamentarzystów, pracodawcy, którzy mimo wszystko pozwolą pracować w niedzielę grozić będzie grzywna, kara ograniczenia wolności, a nawet kara pozbawienia wolności.

Zakaz handlu w niedzielę – będą wyjątki

Ustawa przewiduje wyjątki od zakazu handlu w niedzielę.

  • w kolejne dwie ostatnie niedziele w roku kalendarzowym przypadające przed Świętami Bożego Narodzenia, przy czym jeżeli wigilia przypada w niedzielę, to handel i wykonywanie innych czynności sprzedażowych w tym dniu dozwolony są do godziny 14.00
  • w ostatnią niedzielę przypadającą przed Świętami Wielkanocnymi
  • w ostatnią niedzielę stycznia
  • w ostatnią niedzielę czerwca
  • w pierwszą niedzielę lipca
  • w ostatnią niedzielę sierpnia

Ponadto z zakazu handlu w niedzielę zwolnieni mieliby być też pracownicy aptek, kwiaciarni, stacji benzynowych, wybranych kiosków, piekarni i ciastkarni (ale tylko do 13.00), sklepów hotelowych, szpitalnych, lotniskowych i dworcowych, a nawet normalnych sklepikach osiedlowych, ale tylko pod warunkiem, że obsługą klientów zajmie się bezpośrednio właściciel.

Strach żyć

Nie jestem pewna czy postulowane zmiany w prawie, co zresztą ma ostatnio miejsce notorycznie (patrz: skutki podatku bankowego), nie okażą się niedźwiedzią przysługą wyświadczoną społeczeństwu. Przede wszystkim wolna od pracy niedziela to mimo wszystko dość liczne ograniczenia nie tyle dla ludzi pracy, co dla ludzi po pracy. Nawet osoby pracujące w niedzielę, co zresztą zdarza mi się w miarę często, doceniają zapewne specyficzne właściwości handlowe tego dnia. A już szczególnie, jeśli ciężko pracowały przez cały tydzień i to właśnie jest moment, w którym mogą komfortowo zrobić zakupy – np. dla dzieci.

Niedźwiedzia przysługa odnosi się przede wszystkim w odniesieniu do pracowników branży handlowej, których związki zawodowe rzekomo próbują chronić. Konsekwencja zmniejszenia tygodnia pracy z siedmiu do sześciu dni będzie jednak oczywista – redukcja zatrudnienia. Przeciętny sklep prawdopodobnie zrezygnuje w tej sytuacji z przynajmniej jednego, a może i większej liczby pracowników.

Najbardziej bezmyślny jest jednak kontekst ustawy w odniesieniu do sklepów internetowych, które w zdecydowanej większości i tak nie „pracują” w niedzielę. Właśnie sklepy internetowe i dotyczące ich regulacje obnażają intelektualną miałkość całej ustawy. Pod pretekstem ochrony praw pracowniczych, których to pracowników w niedzielę w internecie przeważnie po prostu nie ma (choćby ze względu na brak usług pocztowych), ofiarami regulacji zostaną potencjalni klienci, którzy swoje wolne popołudnie mogliby przeznaczyć na zakupy w sieci.

Oczywiście sklepy sobie poradzą. Już teraz większość tak naprawdę nie prowadzi sprzedaży, a jedynie zachęca do składania ofert. W najgorszym wypadku wyprowadzą się do Czech albo Słowacji, które już teraz – co przerażające i smutne – zaczynają sprawiać wrażenie raju utraconego dla polskiego przedsiębiorcy. Bóg i rodzina na pewno będą zadowoleni.