Nigdy nie byłam przesadną fanką instytucji działających jako związki zawodowe, ale listy, które w ostatnim czasie przychodzą na adres redakcji nawet we mnie potrafią wzbudzić jeszcze większe obrzydzenie.
W kraju zmieniła się władza, a co za tym idzie dochodzi do czystek na stanowiskach państwowych. Nie jest to nowe zjawisko, co tylko przemawia za argumentem, że Państwo nie może być zbyt mocno rozbudowane i w dużej mierze powinno polegać na sektorze prywatnym, gdyż w przeciwnym wypadku tylko potęguje to tego typu zjawiska kupczenia stanowiskami i rozdawania ich miernym, ale wiernym, członkom partyjnego aparatu. Nowa władza, w odróżnieniu od swoich poprzedników z minionego ćwierćwiecza, nawet specjalnie się z tym nie kryje.
Co gorsza wymiata urzędników, nie tylko tych kluczowych, ale nawet mniej istotnych, zastępców, trzecioplanowych. Rozgoryczeni pracownicy tracący pracę i narzekają, że przesłanki są wyłącznie polityczne, choć sami swoje zainteresowanie polityką ograniczają do udziału w wyborach – albo nawet i do tego nie. W listach do redakcji, ale i komentarzach w internecie, nie wspominając o bezpośrednim otoczeniu, można natrafić na takie historie. Napisał do nas policjant, któremu „zaproponowano” przejście na emeryturę tylko dlatego, że dostał awans w czasach rządów Platformy Obywatelskiej, co najwyraźniej uczyniło go wrogiem ludu.
Czytaj też: Tysiące urzędników na bruk z mocy ustawy? A co na to prawo pracy?
Jak się jednak okazuje tym cięciom w administracji publicznej, urzędach, spółkach związanych ze Skarbem Państwa i pozostałych instytucjach opiera się pewna grupa osób. To osoby, które działają w związkach zawodowych.
Związki zawodowe trochę jak mafia?
Kojarzycie włoskie książki i filmy o mafii? Gdzie jest jeden Ojciec Chrzestny, wszyscy lojalnie stoją za innymi, w razie śmierci jednego z mafiosów reszta organizacji opiekuje się ich rodziną, generalnie wszyscy na całej Sycylii wiedzą też, że dany jegomość jest członkiem mafii i wiadomo, że włos mu z głowy nie spadnie?
Podobnie niestety wygląda sprawa w Polsce. Dotychczas związki zawodowe kojarzyły mi się głównie z organizacjami osób, które nie były do końca zadowolone z warunków swojej pracy i w związku z tym postanawiały odstąpić od jej wykonania – na przykład paraliżując pracę całej placówki, zostawiając pasażerów, uczniów czy pacjentów na lodzie. Albo też na złość całej Warszawie, Bogu ducha winnym hipsterom i syrence, zakorkować miasto.
Szybko jednak okazuje się, że prawdziwe przywileje związków zawodowych rozgrywają się poza obiektywem kamer czy portali internetowych. Jak się okazuje, fala zwolnień w administracji publicznej nie jest całkowicie bezrefleksyjna. W wielu instytucjach publicznych w ostatnim czasie pojawiły się instrukcje, by nie ruszać członków związków zawodowych. Wcześniejsza emerytura, wypowiedzenie? Spodziewać się ich może wielu uczciwych ludzi, ale związki zawodowe mają ponoć swoich ludzi „pod kontrolą”.
To nie pierwsze tego typu sygnały jakie docierają do naszej redakcji. Już w przeszłości otrzymywaliśmy sygnały, że członkowie związków zawodowych wykorzystują swoje związkowe koneksje do wywierania presji na pracodawcy. Miało nie być etatu? Szybki telefon do związkowej „rodziny” i bez etatu została pracowniczka, która na co dzień nie udziela się w związkach.
Bo dyrektorowie dobrze wiedzą, że ze związkami się nie zadziera.
Fot. tytułowa: Shutterstock