Proponowane przez rząd i sanepid zalecenia dla dyrektorów placówek oświatowych są nierealne. Sprawiają wrażenie jakby ci co je wydawali nie znali realiów funkcjonowania polskich szkół. Odnoszę wrażenie, że to pozorowane działania. W rzeczywistości nie rozwiązują realnie problemów, z jakimi muszą na co dzień mierzyć się dyrektorzy placówek i nauczyciele w czasach Covid-19. Lepiej by napisano nie tylko co dyrektorzy powinni zrobić, ale jak mają to zrobić.
Od kilku dni toczą się dyskusje czy szkoły powinny nadal prowadzić zajęcia w realu. Były przypuszczenia, że rząd wprowadzi zdalne nauczanie dla młodzieży uczącej się w szkołach ponadpodstawowych. Tak się nie stało. Na sobotniej konferencji premier Morawiecki odniósł się, zgodnie z obietnicą, do kwestii funkcjonowania oświaty. Dość zdawkowo. Powiedział, że jest dobrze i na razie zmiany nie są konieczne do wprowadzenia. Od soboty cała Polska jest w strefie żółtej, część powiatów w strefie czerwonej. Warto więc przypomnieć, jakie zalecenia od Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN, obecnie Ministerstwo Edukacji, Nauki i Szkolnictwa Wyższego)i Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS) niedawno otrzymali dyrektorzy placówek oświatowych.
Liczba sal lekcyjnych w szkołach ogranicza
Wskazane jest, by dyrektorzy ustalili godziny przychodzenia klas do szkoły np. co 5 – 10 minut oraz ustalili godziny rozpoczynania zajęć dla klas np. co godzinę. Ale jak to zorganizować? Nie będzie to większym problemem w przypadku klas młodszych, gdy lekcje prowadzi jeden nauczyciel. Ale jak wyobraża sobie rząd z sanepidem by zastosować tę metodę, jeśli poszczególne przedmioty są prowadzone przez różnych wykładowców? Przykładowo nauczyciel fizyki ma rozpoczynać lekcję w jednej klasie, prowadząc ją jednocześnie w innej? Bo właśnie do tego by się sprowadzało zróżnicowanie godzin rozpoczęcia zajęć.
Ponadto nie wzięto również pod uwagę ograniczonej liczby sal lekcyjnych w szkołach. Różne godziny rozpoczynania lekcji wiążą się z wydłużeniem czasu nauki w szkołach. Oczywiście jest to możliwe w przypadku klas I–III, ale wyłącznie w szkołach, które mają niewielu uczniów. Zalecenie wprowadzenia stałych sal lekcyjnych, do których przyporządkowana będzie jedna klasa dla wielu dyrektorów jest niemożliwe do realizacji. Powód jest prozaiczny: jedną z największych bolączek funkcjonowania szkół jest zbyt mała liczb asal lekcyjnych w budynkach szkolnych. W trakcie układania planów lekcji to właśnie najbardziej ogranicza. Gdyby chcieć wdrożyć w życie to zalecenie, okazałoby się, że należałoby wydłużyć lekcje w wielu szkołach do nocy praktycznie. A w trakcie dnia niektóre pomieszczenia stałyby puste, np. w trakcie zajęć wychowania fizycznego.
O współpracy szkoły z opiekunami cisza
Rozsądne się wydaje ograniczenie wpuszczania osób trzecich na teren obiektu. Tyle że najczęściej to maluchy są przyprowadzane do szkoły przez opiekunów. Dzieciaki są różne. Jedne bardziej samodzielne, inne mniej. W przypadku dzieci problematycznych istotna jest ścisła współpraca nauczyciela z opiekunami. A brak codziennego kontaktu praktycznie to uniemożliwia. Informacje zapisane nie zawsze są przez dwie strony właściwie odbierane. W obecnej sytuacji zrozumiałe jest zastosowanie ograniczenia liczby osób wchodzących na teren szkoły, jednak korzystne ono nie jest. I należałoby zaproponować co w zamian, tak by współpraca była jak najściślejsza przy jednoczesnym ograniczeniu możliwości zakażenia. Część nauczycieli znalazło rozwiązanie. Podają rodzicom swoje prywatne numery telefonów. Często odbywa się to kosztem życia prywatnego nauczycieli. Rodzice potrafią zadzwonić w środku nocy, bo akurat nie śpią. Ale to inicjatywa niektórych nauczycieli i ich dobra wola. Nie można wymagać, że wszyscy zastosują tę samą praktykę. Natomiast w zaleceniach nie ma mowy w jaki sposób podtrzymać relacje na linii szkoła – opiekunowie. Librus często nie wystarczy.
W jaki sposób utrzymać dystans miedzy uczniami?
Natomiast istnym kuriozum jest zalecenie zachowania dystansu między uczniami w przestrzeniach wspólnych, takich jak korytarze czy szatnie. Oczekiwałabym od tych co wydają takie zalecenie, by opisali jak tego dokonać. W salach w trakcie lekcji, ze względu zazwyczaj na ich powierzchnię, jest to trudne, ale możliwe. Natomiast nauczyciele mają dzieci powiązać sznurkami czy łańcuchami, tak by się do siebie nadmiernie nie zbliżały? To jest naturalna rekcja dzieciaków, że w trakcie przerwy, czy schodząc do szatni po zakończonych lekcjach nawiązują ze sobą interakcje. To jest silniejsze od nich.
Opieka w przedszkolach i świetlicach
Kolejne zalecenie dotyczy ustalenia „adekwatnej” liczby dzieci korzystających ze świetlicy. Pierwszeństwo przyjęcia wskazane jest by miały dzieci pracowników ochrony zdrowia, handlu, służb mundurowych i przedsiębiorstw produkcyjnych, realizujący zadania związane z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 w strefie czerwonej i żółtej. Co rozumieją wydający zalecenia jako liczbę adekwatną? Mogę się domyślać, że chodzi o powierzchnię przypadającą na jednego ucznia. Podobnie sytuacja ma się z przedszkolami. Ale czy ktoś jest w stanie wyjaśnić jak te dzieci mają spędzać czas? Czy one w przedszkolu czy świetlicy mają siedzieć przez ileś godzin przy stolikach? Tu nie pomogą nawet zaznaczone taśmą strefy poza które dzieci nie mogą się przemieszczać. To zalecenie świadczy o braku znajomości zachowań dzieci. I jak sanepidowi można by to wybaczyć, tak w przypadku MEN-u wydawanie takiego zalecenia graniczy albo z absurdem, albo ze skrajną niewiedzą.
WF na powietrzu, również jesienią i zimą
Zalecono również prowadzenie zajęć wychowania fizycznego na powietrzu. I wszystko fajnie, ale chciałam przypomnieć, że obecnie mamy jesień i sporą ilość dni deszczowych czy wietrznych. I choć założenie jest słuszne w przypadku ładnej pogody, ale o tym nauczycielom nawet nie trzeba przypominać, bo sami organizują zajęcia sportowe na boiskach szkolnych, gdy aura na to pozwala.
Zwolnienie z zajęć w szkole tylko za zaleceniem lekarza?
W przypadku uczniów ze zmniejszoną odpornością na choroby należy poinformować rodziców o możliwości pozostania ucznia w domu i zapewnić kontakt ze szkołą na ten czas. Tyle że uczeń może pozostać w domu zgodnie ze wskazaniem lekarskim po konsultacji medycznej. Czy należy rozumieć, że rodzic sam nie może podejmować w tej kwestii decyzji? Przecież to on najlepiej zna swoje dziecko. Logiczne, że powinien taką decyzję skonsultować ze szkołą. Natomiast uwarunkowanie jej od decyzji lekarza może spowodować, że i tak przeciążona opieka medyczna, będzie przeciążona jeszcze bardziej wystawianiem zaleceń dla domowej edukacji chorowitych dzieci. W tej sytuacji należałoby zakładać rozsądek rodziców i współpracę ze szkołą. Szczególnie, że dla opiekunów nauka domowa dziecka najczęściej wiąże się z dodatkowymi obciążeniami.
Czytając zalecenia MEN i GIS po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że papier jest cierpliwy, wszystko przyjmie. Tyle, że ani dyrektorom placówek, ani nauczycielom w żadnym razie nie jest łatwiej. Sami muszą borykać się z problemami.