W ciągu ostatnich 12 miesięcy ubyło 180 tys. Polaków. Liczba zgonów w tym okresie sięgnęła 529 tys. osób, liczba urodzin raptem 347,9 tys. dzieci. Zapaść demograficzna w Polsce jest faktem, epidemia koronawirusa tylko pogarsza sprawę.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy ubyło tylu Polaków, jakby zupełnie wyludniło się miasto wielkości Gliwic
Obserwator Gospodarczy zwraca uwagę na bardzo niepokojące dane. W ciągu ostatnich 12 miesięcy urodziło się 347,9 tys. dzieci. W tym samym czasie zmarło 529 tys. osób, czyli o 180 tys. więcej. To niemalże populacja Gliwic, czy Rzeszowa. Polaków ubywa wręcz w zastraszającym tempie. Przyczynę takiego stanu rzeczy należałoby tylko częściowo upatrywać w epidemii koronawirusa.
Według oficjalnych danych z powodu Covid-19 zmarło 75 tysięcy osób, z czego 70 proc. z nich było związanych z pozytywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa. Do tego przestawienie służby zdrowia w dużej mierze na walkę z epidemią nieuchronnie doprowadziło do pogorszenia opieki zdrowotnej w przypadku wszelkiej maści innych schorzeń.
Nasz kraj według danych Eurostatu boryka się z 66 proc. nadmiarowych zgonów w ostatnich 12 miesięcy. To drugi najgorszy wynik w Unii Europejskiej, zaraz za Bułgarią odnotowującą ich aż 76 proc. W kwietniu agencja Bloomberga sklasyfikowała Polskę na 52 miejscu pod względem radzenia sobie z epidemią. Na 53 państwa.
Problem jest poważny, bo i bez koronawirusa naszemu krajowi grozi wręcz zapaść demograficzna. Współczynnik dzietności w Polsce utrzymuje się od 2000 na stabilnym poziomie w okolicach 1,3 dzieci przypadających na kobietę. Zastępowalność pokoleń gwarantuje wynik powyżej 2. Co gorsza, od końca 2017 r. liczba zgonów w naszym kraju przeważa nad liczbą urodzeń. Polaków tym samym z roku na rok coraz bardziej ubywa.
Pytanie brzmi: czy możemy w ogóle coś z tym faktem zrobić? Zapaść demograficzna nie bierze się przecież znikąd. Swego czasu CBOS przeprowadzał badanie, z którego wynika, że Polacy w zasadzie to chcą mieć dzieci, żyć w wielopokoleniowej rodzinie i trzymać się modelu rodziny, w jakiej się wychowali. Relatywnie niewielu respondentów deklarowało wprost, że nie chce mieć dzieci – raptem 2 proc. 6 proc. stwierdziło, że do szczęścia wystarczy im jedno dziecko. Dwójkę chciałoby mieć 47 proc. respondentów, trójkę i więcej 39 proc.
Zapaść demograficzna nie zniknie bez zapewnienia młodym Polakom stabilności
Problem w tym, że równocześnie odkładamy decyzję o rodzicielstwie na później. 99 proc. badanych w wieku 18-24 lat nie ma dzieci, w przedziale między 25 a 34 rokiem życia ten odsetek spada do 45 proc. Bardzo łatwo zrzucić taki stan rzeczy na kwestie czysto kulturowe. W jakimś stopniu oczywiście chęć korzystania z uroków życia może opóźniać decyzję o posiadaniu dzieci. Równocześnie jednak nawet rządzący zauważyli, że to w przede wszystkim mierze kwestia czynników ekonomicznych. W tej sytuacji zapaść demograficzna może się tylko pogłębiać.
Polski Ład i Strategia Demograficzna 2040 trafnie diagnozują, że najważniejszą przeszkodę dla młodych ludzi w myśleniu o zakładaniu rodziny i prokreacji są kwestie ekonomicznie. Dramatycznie wręcz brakuje mieszkań, rynek pracy w Polsce niekoniecznie należy do najbardziej stabilnych. Do tego dochodzą zwyczajowe problemy z infrastrukturą w rodzaju żłobków czy przedszkoli. Gdyby rządzący w swoich wysiłkach skupiali się przede wszystkim na tych aspektach problemu, to trudno byłoby się do nich przyczepić.
Niestety, filarem polityki prorodzinnej w Polsce od dłuższego czasu są programy socjalne opierające się o dawanie relatywnie niewielkich sum pieniędzy. Trafiają one bezpośrednio do rodziców za sam fakt posiadania dzieci w ogóle, jak rodzina 500 Plus, lub posiadanie określonej liczby dzieci.
500 złotych miesięcznie nie jest kwotą zbyt powalającą. Do tego inflacja skutecznie podgryza realną wartość świadczenia. Tymczasem z punktu widzenia całego państwa prorodzinny polski socjal stanowi poważne obciążenie dla budżetu. Równocześnie 500 Plus nie działa, podobnie jak pozostałe rządowe programy socjalne.
Równocześnie obecna polityka prorodzinna zakłada, że można zjeść ciastko i dalej je mieć. Władze chciałyby mieć dzietność, ale tylko taką zgodną z nauczaniem Kościoła. Na in vitro rządzący obrazili się już dawno. Leczenie niepłodności zostało przecież usunięte z listy celów Narodowego Programu Zdrowia na najbliższe lata. Zamiast tego oferują Polakom naprotechnologię, której skuteczność jest, delikatnie mówiąc, mizerna.