Za dawnych czasów SLD było nazywane „kawiorową lewicą”. Wyborcy jednak w pewnym momencie przestali kupować taką wersję „lewicowości”. Ostatecznie więc lewica wypadła z politycznego obiegu. Teraz jednak wróciła do Sejmu. Świeżo upieczeni posłowie Lewicy póki co o kawiorze nie mówią, ale twierdzą, że ich życie jest dużo bardziej skomplikowane, niż nam może się wydawać. Trudno im nawet podgrzać parówki. Naprawdę tak fatalne są warunki i zarobki posłów?
Do tej pory to głównie politycy prawicy narzekali na marne zarobki. Na przykład wicepremier Jarosław Gowin mówił wprost, że polityczne zarobki nie zawsze pozwalały mu dotrwać do pierwszego.
Teraz okazuje się, że i lewicowi posłowie mają kłopoty finansowe.
– Proponuję spróbować się utrzymać w Warszawie za 6,5 tys. zł na rękę, plus dieta 2,5 tys. zł – narzeka Interii Marcin Kulasek, sekretarz generalny SLD.
Zarobki posłów to jedno. W Domu Poselskim nie można nawet… podgrzać parówek
Jak się okazuje, zarobki, które nie przekraczają nawet 10 tys. zł to tylko część problemów, z którymi muszą się zmagać posłowie.
Fatalne, jak się okazuje, są również warunki w Domu Poselskim.
– W pokoju mogę zrobić sobie jedynie herbatę, poza tym muszę stołować się na mieście. To są wszystko koszty. Gdybym chciał sobie zrobić śniadanie, to mam to utrudnione. Nie mogę sobie ani podgrzać parówki, ani usmażyć jajecznicy, bo nie ma gdzie – to kolejna część wypowiedzi świeżo upieczonego posła dla Interii.
– Trzeba jednak wziąć pod uwagę nocne głosowania, liczbę posiedzeń komisji: posłowie zapisywali się do kilku, bo chcieli pracować. Nie chcemy być figurantami – dodał Kulasek. Nie do końca zrozumieliśmy co prawda tą ostatnią wypowiedź, ale i tak współczujemy.