Skoro inwestorzy rzucają się na złoto, to znak, że w świecie dzieje się coś, co poważnie podkopuje zaufanie do dolara i stabilności instytucji finansowych.
Głównym katalizatorem skoku były słabe dane z rynku pracy w USA – w sierpniu przybyło zaledwie 22 tys. miejsc pracy, podczas gdy prognozy mówiły o ponad 70 tys.
W normalnych czasach byłby to sygnał spowolnienia, ale dziś rynek odczytał to jako pretekst dla Fed do rozpoczęcia obniżek stóp procentowych. A niższe stopy to mniejsze oprocentowanie obligacji i słabszy dolar – w takiej sytuacji złoto staje się naturalnym beneficjentem.
Swoje dołożyła polityka. Donald Trump, który znów miesza w światowym handlu, zdecydował się nałożyć 50-procentowe cła na towary z Indii, co według ekonomistów może obniżyć tamtejszy PKB o pół punktu procentowego. Tego typu decyzje nie tylko uderzają w realną gospodarkę, ale też wysyłają w świat sygnał: globalna wymiana handlowa staje się polem politycznej gry. Inwestorzy uciekają wtedy w stronę aktywów, które władzy wykonawczej podporządkować się nie da – jak złoto.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Czytaj też: Nie będzie cła na złoto. Trump natychmiast gasi własny pożar
Do tego dochodzi czynnik instytucjonalny
Trump zwolnił niedawno Lisę Cook z Rady Gubernatorów Fed, podważając niezależność banku centralnego. Michał Tekliński, ekspert Goldsavera i Goldenmarka, zwraca uwagę, że takie ruchy podkopują stabilność całego systemu finansowego i sprawiają, że złoto jawi się jako jedyna pewna kotwica. Niezależność Fed-u była dotąd nienaruszalnym dogmatem, a dziś staje się elementem bieżącej gry politycznej.
Na notowania wpływają także czynniki czysto rynkowe. Taryfy celne obejmujące – choć chwilowo – również fizyczne dostawy złota do USA, doprowadziły do powstania niedoborów i anomalii cenowych między rynkiem spot a kontraktami terminowymi. W momentach największego napięcia różnica przekraczała 100 dolarów za uncję. Rynek nie znosi takiej niepewności, więc inwestorzy wolą „zabezpieczyć się” poprzez dodatkowe zakupy.
W tle mamy także banki centralne
Ludowy Bank Chin oficjalnie raportuje posiadanie ok. 2300 ton złota, ale niezależne szacunki mówią o ponad 5000 tonach. Różnice w danych handlowych sugerują, że Pekin skupuje kruszec znacznie agresywniej niż przyznaje. Peru już sprzedało do Chin w pierwszej połowie roku więcej złota niż w całym roku poprzednim. To element szerszej strategii - złoto ma stać się alternatywną kotwicą rezerw walutowych wobec dolara.
Narodowy Bank Polski nie kryje, że chce zwiększyć udział złota w rezerwach nawet do 30 proc. Prezes Adam Glapiński otwarcie mówi o kolejnych zakupach. Już sama taka deklaracja, jeśli wejdzie w życie, oznaczałaby konieczność ściągnięcia z rynku setek ton kruszcu, a to w praktyce może napędzić kolejną falę wzrostów.
Czy złoto dojdzie do 5000 dolarów za uncję? Prognozy wielkich banków inwestycyjnych, takich jak Goldman Sachs czy JPMorgan, coraz częściej wskazują okolice 3700–4000 USD w perspektywie kilkunastu miesięcy. Tekliński zauważa, że w ekstremalnym scenariuszu, przy utracie zaufania do Fed i dalszej akumulacji ze strony banków centralnych, bariera 4500–5000 USD jest realna. Kolejny raz na naszych oczach złoto staje się strategicznym aktywem w globalnych rezerwach.
Dla indywidualnych inwestorów w Polsce sytuacja jest niejednoznaczna. Rekordowe ceny oznaczają, że kupowanie dziś złota to decyzja obarczona ryzykiem. Z drugiej strony, jeśli scenariusz dalszej destabilizacji się sprawdzi, obecne poziomy mogą okazać się dopiero przystankiem.