Codziennością czasów inflacyjnych stało się zmniejszanie opakowań produktów, celowe obniżanie ich jakości oraz oczywiście podnoszenie ceny. W końcu koszty rosną, płacz konsumencie i płać. Tylko czy to aby na pewno przemyślania strategia? Łupienie własnych klientów wcale nie jest najlepszym pomysłem nawet wtedy, gdy producent ma wymówkę.
Wzrost cen to jedynie jedna z inflacyjnych uciążliwości, z jaką możemy się spotkać przy praktycznie każdych zakupach
Kryzys inflacyjny przełożył się na drastyczne wzrosty cen zarówno codziennych produktów, jak i tych, które kupujemy od czasu do czasu. Drożeje żywność, drożeją ubrania, obuwie, gry komputerowe, czy nawet subskrypcje w serwisach streamingowych. Płacimy już praktycznie za wszystko dużo więcej niż jeszcze parę lat temu. O spadku cen do pierwotnego poziomu możemy zapomnieć. Żeby do tego doszło, to musielibyśmy mieć w Polsce galopującą deflację. Na to się nie zanosi, zresztą ustabilizowanie się sytuacji jeszcze trochę potrwa.
Problem nie byłby tak duży, gdyby nie ci producenci wszelkiej maści towarów, którzy postanowili dodatkowo złupić swoich odbiorców końcowych. W końcu inflacja to taki znakomity pretekst nie tylko do podnoszenia cen, ale także do innych niecnych zagrywek.
W grę wchodzi między innymi zmniejszanie opakowań albo celowe obniżanie jakości produktów. Rzekomo po to, by móc w ten sposób zachować pierwotną cenę. Tyle tylko, że przypadkiem zupełnym pogorszone towary również szybko drożeją. Najbardziej znanymi ofiarami downsizingu są chyba makarony, masło i Ptasie Mleczko. Zauważalnie niższa jakość produktów to z kolei domena przede wszystkim branży odzieżowej. Ubrania wykonywane są z gorszej jakości materiałów.
Poszczególne firmy popełniają jeden bardzo ważny błąd. Mają najwyraźniej konsumentów za idiotów i myślą, że ci nie zauważą, że z wyższą ceną idzie w parze również niższa jakość. Postawiłbym tezę, że to bardzo krótkowzroczna strategia biznesowa.
Producenci myślą, że są sprytni. Polacy łatwo rozpoznają zmniejszanie opakowań i pogorszenie jakości produktów
Nie chodzi nawet o to, że kupujący co do zasady nie lubią być oszukiwani. Przy czym warto tutaj odnotować, że konsumenci w Polsce zazwyczaj dość szybko się orientują. Badania UCE Research opublikowane w marcu przez Rzeczpospolitą sugerują, że w przypadku branży odzieżowej 49 proc. respondentów zauważa pogorszenie jakości kupowanych ubrań. Wątpliwości w tej kwestii ma kolejne 21,8 proc. badanych. Zmniejszanie opakowań dostrzega nawet 90 proc. Polaków.
Rzecz jasna w sprzedaży wywoływanie negatywnych emocji u klienta nie jest, najdelikatniej rzecz ujmując, czymś pożądanym. Próba oszukania kupującego jest zwykle jedną z cięższych tego typu przewin, którą bardzo trudno jest później naprostować. Być może jednak entuzjaści zmniejszania opakowań i pogarszania jakości produktów myślą, że ich klienci nie mają innego wyboru niż kupować ich towar. Tutaj tkwi istota problemu: najczęściej właśnie mają wybór. Kryzys inflacyjny sprawił, że konsumenci coraz śmielej rozglądają się podczas zakupów za bardziej atrakcyjnymi alternatywami.
Manipulowanie ceną i jakością własnego produktu to wbrew pozorom bardzo ryzykowna operacja. Jeżeli chcemy wcisnąć kupującym gorszy produkt za nawet tę samą cenę, to może się okazać, że teraz nasza „budżetowa” konkurencja oferuje mniej-więcej to samo, tylko że taniej. Ponoszenie ceny stwarza z kolei ryzyko, że konsument może dojść do wniosku, że może warto w takim razie wypróbować produkt „premium”, który do tej pory był wyraźnie droższy od naszego. W ten właśnie sposób producenci strzelają sobie raz za razem w stopę.
Krótkotrwałe zyski uzyskane dzięki „sprytnym” sztuczkom i przeświadczeniu, że „tak być musi, bo jest inflacja” mogą bardzo szybko się kończyć. Dana marka może skończyć z zauważalnie wyższą liczbą realnych konkurentów, nieżyczliwie nastawionymi kupującymi i spadkiem sprzedaży. Wniosek wydaje się bardzo prosty. Jeżeli musisz podnieść cenę, to nie kombinuj z jakością. Jeśli zaś koniecznie z jakiegoś powodu chcesz sprzedawać gorszy produkt, to powinieneś sprzedawać go zauważalnie taniej niż do tej pory.