Przedziwny wyrok sądu – fotograf powinien zabezpieczać swoje zdjęcia, np. znakiem wodnym

Gorące tematy Technologie Dołącz do dyskusji (234)
Przedziwny wyrok sądu – fotograf powinien zabezpieczać swoje zdjęcia, np. znakiem wodnym

Znak wodny a prawo autorskie. Sąd Okręgowy w Kaliszu wydał dwa lata temu niezwykle ciekawy wyrok, związany z dowodzeniem faktu autorstwa zdjęcia.  

Pewna pani fotograf, od jakiegoś czasu do działalności artystycznej, dołączyła również działalność na gruncie prawnoautorskim. Wyszukuje swoje zdjęcia, które w bezprawny sposób zostały rozpowszechnione w sieci, a następnie pozywa blogi zapomniane przez Google i historię, a także biblioteki i szkoły w gminach tak niewielkich, że nie dorobiły się nawet własnego Orlika. Wydarzenia – wydawałoby się – niegodne uwagi artystki tego formatu (jak wnioskuję z treści pozwów, polskiej inkarnacji przynajmniej Davida LaChapelle). A jednak domaga się od nich odszkodowania i zadośćuczynienia z tytułu naruszenia praw autorskich w wysokości mniej więcej 12 000 złotych.

Znak wodny a prawo autorskie

Jak zapewne Państwo wiecie, jestem zwolennikiem respektowania praw autorskich – nawet w sytuacji, gdy zdecydowana większość internautów ich nie przestrzega, a nawet kwestionuje ich zasadność. Jednakże nie wyklucza to obecności przyzwoitej chociaż dawki racjonalizmu w przypadku formułowania swoich roszczeń. Marcin Maj, obecnie redaktor Bezprawnika, a jeszcze kilka lat temu Dziennika Internautów, który nie bał się określić tej sprawy mianem „cichego copyright trollingu”.

Tymczasem, podczas gdy ja zastanawiam się nad znalezieniem złotego środka, sąd w Kaliszu w swojej ocenie sytuacji okazał się dla powódki bezlitosny, oddalając powództwo w całości i nakazując jej pokryć koszty procesu w wysokości 2400 zł. Sąd sugerował nawet, że tego typu działanie fotografki może mieć charakter świadomy i sama działalność sprowadza się do wyłudzania odszkodowań.

Całokształt okoliczności sprawy wskazuje, że powódka świadomie wykorzystuje brak jednoznacznej i wyraźnej informacji o swoim autorstwie utworów fotograficznych zamieszczonych w Internecie, które nie są dostatecznie zabezpieczone technicznie przed rozpowszechnianiem bez jej wiedzy i zgody, co można oceniać w kategorii nadużycia prawa podmiotowego z art. 5 k.c. Skoro bowiem powódka zdecydowała się na upublicznianie fotografii jej autorstwa bez opisania każdorazowo każdego zdjęcia swoim imieniem i nazwiskiem, czyli anonimowo, to powinna chociażby dołożyć należytej staranności w zabezpieczeniu tych zdjęć przed niekontrolowanym powielaniem.

Ponieważ – muszę o tym nadmienić – kilkukrotnie miałem okazję doradzać stronom pozwanej w sprawach przeciwko wspomnianej fotografce, znam towarzyszące sporowi okoliczności oraz argumenty podnoszone przez powódkę. Wiem również, że takich pozwów było więcej i na jakich podstawach się one opierały. To może rzutować nieco na obiektywizm mojej oceny tego wyroku, który choć stoi w sprzeczności z założeniami prawa autorskiego, to jednak w pewnych okolicznościach trudno mu odmówić pewnego słusznego toku rozumowania.

Troszkę słuszny i troszkę niesłuszny

Wyrok Sądu Okręgowego w Kaliszu oceniam mimo wszystko krytycznie w kwestii dotyczącej nakładania na fotografa obowiązku zabezpieczania swoich zdjęć. Jakkolwiek nie można odmówić tej tezie pewnych racji, to jednak nie znajduję dla niej usprawiedliwienia w tekście ustawy o prawie autorskim czy nawet wspomnianym art. 5 kodeksu cywilnego.

Jednocześnie jednak należy mieć na uwadze, że sama refleksja sądu na temat zabezpieczeń miała charakter drugoplanowy. Przede wszystkim bowiem, niewątpliwie przychylny w swojej interpretacji stronie pozwanej sąd, wskazał, że fotografka nie jest w stanie w przekonujący sposób wykazać swojego… autorstwa wspomnianego zdjęcia. Skoro bowiem uprzednio nie zdecydowano się na żadne zabezpieczenie go na przykład za pomocą znaku wodnego, to umieszczenie fotografii w swoim portfolio na swojej własnej stronie internetowej… nie było dla sądu przekonującym argumentem przemawiającym za autorstwem.

„Powódka nie wykazała, iż zdjęcie zamieszone na zaproszeniu pozwanej jest jej autorstwa. Wprawdzie powódka załączyła do pozwu wydruk ze swojej strony internetowej, na której zostały umieszczone fotografie z wizerunkiem Czesława Miłosza, ale żadne z nich nie zawiera oznaczenia jednoznacznie wskazującego na autorstwo powódki. Sam fakt umieszczenia fotografii na stronie internetowej nie świadczy o posiadanych prawach autorskich. Doświadczenie życiowe wskazuje, że każdy posiadacz strony internetowej może umieścić na niej zdjęcia dowolnej treści niezależnie od przysługujących mu praw. Okoliczność, że powódka miała prawo utrwalić wizerunek poety, a także to, że jest autorem wielu jego zdjęć czy też posiada wydane przez siebie albumy fotograficzne poświęcone poecie, nie dowodzi jeszcze, że jest ona autorem zdjęcia będącego przedmiotem sporu albo przysługuje jej prawo autorskie majątkowe nabyte z innego tytułu. O autorstwie powódki nie świadczą również przedłożone przez nią umowy licencyjne i zawarte ugody dotyczące wykorzystania fotografii, gdyż nie wynika z nich autorstwo powódki do spornego zdjęcia.”

Jakkolwiek w mojej ocenie fotografka uprawdopodobniła swoje autorstwo w dość wiarygodny sposób, to jednak sąd miał prawo nadal poddawać ten fakt w wątpliwość. Z tego też względu fotograf zawsze powinien pamiętać o zachowaniu kliszy lub plików RAW, których posiadanie jest w zasadzie ostateczną formą uprawdopodobnienia swojego autorstwa fotografii.

Na szczęście te – bardzo wątpliwe w mojej ocenie – kwestie nie miały decydującego wpływu na ostateczne oddalenie powództwa. Pozwanym w omawianej sprawie (I C 1813/14) była biblioteka. W związku z tym sąd uznał, że zastosowanie znajduje dozwolony użytek publiczny wyrażony w art. 27 prawa autorskiego. Ale to już standardowa historia na gruncie własności intelektualnej i materiał na zupełnie inny wpis w przyszłości.

Wpis pierwotnie opublikowałem na łamach mojego bloga Techlaw.pl