Ciekawy detal: rok do roku skala kontroli spadła (260,8 tys. w I półroczu 2024 r.), ale finansowy efekt jest większy. W ubiegłym roku łącznie „odzyskano” 117,5 mln zł, a więc o ok. 33 mln zł mniej niż teraz. To sugeruje, że ZUS przesuwa środek ciężkości z samego polowania na „lewe” L4 na weryfikację świadczeń po rozwiązaniu umowy o pracę – i to tam leżą dziś największe pieniądze.
ZUS przypomina przy tym oczywistość, którą część zatrudnionych woli traktować wybiórczo: zwolnienie lekarskie jest po to, by wrócić do zdrowia. Nie jest na drugi etat ani na last minute. Na L4 można robić zwykłe czynności życiowe, można pójść do lekarza, apteki czy po podstawowe zakupy.
Czytaj też: Quebonafide i powiększanie piersi. Patologia nadużyć na L4 jest tak wielka, że do gry weszli detektywi
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Jeśli jednak w trakcie kontroli wyjdzie na jaw aktywność sprzeczna z celem zwolnienia, ZUS ma narzędzia, by odmówić prawa do zasiłku chorobowego lub świadczenia rehabilitacyjnego i to za cały okres, w którym odnotowano nieprawidłowości. Brzmi ostro? Taki jest stan gry.
Kontrole idą dwoma torami
Pierwszy to „medyczny”: lekarz orzecznik ZUS sprawdza, czy stan zdrowia uzasadniał wystawienie L4 na dany czas – z uwzględnieniem realiów pracy. Może zbadać pacjenta, poprosić o dokumentację od lekarza wystawiającego e-ZLA, wysłać na badania u konsultanta lub zlecić dodatkową diagnostykę. Gdy uzna, że niezdolność do pracy powinna skończyć się wcześniej, wystawia zaświadczenie korygujące, a pierwotne L4 traci ważność w części.
W I półroczu 2025 r. takich kontroli było 157,9 tys., z czego 6,7 tys. skończyło się korektą i 5,6 mln zł oszczędności. Drugi tor to „behawioralny”: urzędnicy (a także pracodawcy zgłaszający powyżej 20 osób do ubezpieczenia chorobowego) sprawdzają, czy ubezpieczony wykorzystuje zwolnienie zgodnie z przeznaczeniem. Efekt tych przeglądów: 69,1 tys. kontroli, 8,1 tys. przypadków nadużyć i 16,6 mln zł wstrzymanych wypłat.
ZUS wprost opisuje „kwiatki”: chory, który w czasie L4 zwiedzał Europę, fryzjerka świadcząca usługi we własnym domu, kosmetyczka pracująca w salonie, kierowca dorabiający za kółkiem czy sprzedawca masowo wystawiający ogłoszenia online.
Był też przypadek pobierania jednocześnie zasiłku i świadczenia rehabilitacyjnego przy równoległym wykonywaniu pomiarów stanu wód dla zleceniodawcy. Każda z takich historii kończy się tak samo: wstrzymaniem świadczenia i – jeśli pieniądze już wypłacono – obowiązkiem zwrotu.
Czytaj też: Kontrolerzy L4 jak komandosi, mogą przypuścić desant na symulującego chorobę w 24 godziny
Co tu się zmieniło systemowo?
Po pierwsze, cyfryzacja L4 (e-ZLA) dała ZUS-owi i pracodawcom szybki wgląd w przepływ zwolnień, a algorytmy selekcji „podejrzanych” przypadków – choć komunikat o tym nie mówi wprost – działają dziś sprawniej. Po drugie, coraz częściej w centrum sporu ląduje „okres po ustaniu zatrudnienia”, czyli sytuacja, w której ktoś ma prawo do świadczeń mimo zakończenia stosunku pracy. To pole bywa grząskie: jedni widzą tu bezpiecznik dla osób realnie chorych, inni – mechanizm skłaniający część pracowników do „przeciągnięcia” niezdolności już po odejściu z firmy. Wynik 128,3 mln zł „obniżeń” w pół roku mówi sam za siebie.
Czy to polowanie na czarownice? Zależy, z której strony na to patrzeć. ZUS wylicza przypadki rażących nadużyć i ma obowiązek dbać o fundusz, z którego wypłaca się świadczenia wszystkim ubezpieczonym. Jednocześnie zbyt agresywna kontrola uderza w osoby naprawdę chore – zwłaszcza przy schorzeniach, które nie „wyglądają” poważnie, a realnie wyłączają z pracy (np. epizody depresyjne, migreny, bóle kręgosłupa). Granica między „rekonwalescencją z zakupami” a „dorabianiem pod pretekstem L4” bywa cienka. Dlatego kluczowa jest rzetelność procedur: od jakości orzecznictwa, przez tempo i kulturę kontroli, po realne prawo do odwołania.
Czytaj też: Co grozi, gdy podczas kontroli L4 nie ma nas w domu? To nie jest błaha sprawa
Jeśli masz L4 to się lecz
Nie bierz w tym czasie dodatkowych zleceń, nie „pomagaj” w rodzinnym biznesie, nie odpalaj taksówki „tylko na chwilę”. Zakupy, apteka, wizyta u lekarza – tak. Reszta może skończyć się decyzją o odmowie zasiłku za cały okres zwolnienia. A zwrot świadczeń to podwójny ból: finansowy i prawny.
Co to oznacza dla pracodawcy? Jeśli zgłaszasz do chorobowego ponad 20 osób, masz prawo prowadzić własne kontrole wykorzystania zwolnień. I warto to robić – nie po to, by „łapać”, ale by odstraszać tych, którzy L4 mylą z urlopem. To także komunikat do zespołu: choroba nie jest powodem do wstydu, ale też nie jest pretekstem do dorabiania.