Polska gospodarka rozwija się dynamicznie, a wraz z nią rośnie dobrobyt. Najlepszym dowodem jest to, że już niedługo będziemy mieli 10 tysięcy złotych średniej krajowej. Dzisiaj wynosi ona 8191,20 zł. Rośnie w tempie ok. 10 proc. rocznie. Tym samym na koniec 2026 r. powinna przekroczyć tę magiczną barierę. Nie wierzycie? I słusznie, bo ten wskaźnik to jedno wielkie statystyczne kłamstwo.
W Warszawie 10 tysięcy złotych średniej krajowej będą zapewne mieli już w przyszłym roku
Tak naprawdę bardzo trudno jest ująć dobrobyt w skali całego państwa w statystykę. Popularny wskaźnik PKB w przeliczeniu na osobę jest niby jakimś tego odzwierciedleniem. Z drugiej jednak strony sugeruje nam, że takie San Marino ma większe znaczenie w światowej gospodarce niż Polska. Słabo też sobie radzi z odzwierciedleniem rozwarstwienia społecznego. Nominalne PKB z kolei powoduje odwrotny problem: niewiele nam mówi o tym, jak żyją mieszkańcy danego kraju. Wspominam o tym dlatego, że w polskich warunkach też mamy taki kontrowersyjny wskaźnik.
Mowa oczywiście o przeciętnym wynagrodzeniu w gospodarce. W założeniu powinien on odzwierciedlać to, ile Polacy zarabiają. Właśnie dlatego jego stałe wzrosty są przedstawiane naszemu społeczeństwu jako żywy dowód tego, jak nasz kraj rośnie w siłę, a jego mieszkańcy się bogacą. Zbliżamy się nawet do przekroczenia swego rodzaju psychologicznej granicy. Obecnie przeciętne wynagrodzenie wynosi 8191,20 zł. Przez cały rok wzrosła nieco o 10 proc. Jeżeli ten trend się utrzyma, to już pod koniec 2026 roku możemy mieć 10 tysięcy złotych średniej krajowej.
To naprawdę piękna wizja. Problem w tym, że można bez większego trudu zakwestionować jej prawdziwość. Nie chodzi nawet o to, że przeciętne wynagrodzenie w jednym województwie niekoniecznie musi odpowiadać średniej krajowej uzyskiwanych w pozostałych. Warto jednak wspomnieć, że tak właśnie jest. Dla województwa mazowieckiego dane GUS wskazują już aż 9 239 zł. Mieszkańcy stolicy będą się cieszyć z 10 tysięcy złotych przeciętnej pensji już w przyszłym roku. Tymczasem aż 11 z 16 województw nie osiąga ogólnopolskiej średniej.
Ktoś mógłby powiedzieć, że taka jest przecież natura średniej jako narzędzia statystycznego. Ktoś jest powyżej, więc ktoś musi być poniżej. Miałby całkowitą rację. Tyle tylko, że przeciętne wynagrodzenie nie uwzględnia kilku „drobnych” elementów. Mowa jest między innymi o zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych oraz dochodach przedsiębiorców w tym de facto pracujących na umowach B2B. Średnia krajowa pomija także pracowników firm zatrudniających poniżej 10 osób oraz zarobki z sektora publicznego. Zupełnym przypadkiem są to często te gorzej płatne stanowiska.
Powiedzmy to sobie wprost: przeciętne wynagrodzenie to kłamstwo
Nie jest żadną tajemnicą, że nie przepadam za tak skonstruowaną średnią krajową. Jest bowiem narzędziem niezwykle wręcz podatnym na jego zawyżanie. Tym samym łatwo za jego sposobem uprawiać propagandę sukcesu w rodzaju tych 10 tysięcy złotych średniej krajowej, którymi prędzej czy później politycy zaczną się przechwalać.
Czy jednak mamy jakąś alternatywę? Jakiś czas temu GUS zapowiedział częstsze raportowanie o medianie wynagrodzeń. Różnica jest taka, że mediana to wskazanie palcem środkowej pozycji w zestawieniu. Pozwala więc na nieco bardziej przystające do rzeczywistości określenie typowych polskich zarobków. W maju tego roku wynosiła 6 481 zł. To prawie dwa tysiące złotych mniej. Jest z nią jednak dokładnie ten sam problem, co ze średnią.
Luka jest wręcz ogromna. Na umowach cywilnoprawnych pracuje nawet 2,3 mln osób. Do tego należałoby doliczyć 383 tys. umów B2B, a u mikroprzedsiębiorców pracuje ok. 4,4 mln Polaków. Po doliczeniu budżetówki wychodzi nam mniej-więcej połowa wszystkich pracujących. Luka jest więc ogromna.
Średnia krajowa byłaby użytecznym narzędziem, gdyby wliczała przynajmniej 90 proc. pracowników. Niestety pozyskanie przez GUS danych może się okazać trudne, o ile byłoby w ogóle wykonalne. Najprawdopodobniej model comiesięcznych publikacji byłby nie do utrzymania. Co prawda jakoś byśmy się obeszli na przykład bez kwartalnej waloryzacji wysokości składki zdrowotnej dobrowolnie ubezpieczonych w NFZ, ale państwo w zbyt dużym stopniu polega na przeciętnym wynagrodzeniu jako wskaźniku statystycznym, by wywracać system do góry nogami.
Dlatego właśnie niedoskonała mediana stanowiłaby krok naprzód względem ostentacyjnego wręcz zakłamywania rzeczywistości. Nawet ją warto jednak traktować z przymrużeniem oka. Siłą rzeczy, nie ma też najmniejszego sensu wierzyć w 10 tysięcy złotych średniej krajowej pod koniec 2026 roku.