Świadczenie 500 plus stanowi kwotę, którą otrzymują rodzice. Choć ustawodawca zdecydował, że świadczenie nie może być brane pod uwagę przy ustalaniu kwoty alimentów, dyskusja co do jego uwzględnienia nie ustaje. Patrząc realnie na sytuację, są to konkretne pieniądze, których pominięcie byłoby po prostu niesprawiedliwe. Na szczęście sądy, choć opornie, zaczynają to zauważać.
500 plus a alimenty
Osobiście jestem przeciwnikiem 500 plus. Oprócz całej puli powodów, jest jeden istotny, który – dla mnie jako adwokata – jest wręcz rażący. Widzę go wyraźnie za każdym razem, kiedy przychodzi mi siadać na sali rozpraw po stronie pozwanego o alimenty. Dlaczego? Ponieważ uważam, że w kwestii ustalania wysokości alimentów otrzymywanie 500 plus jest więcej niż niesprawiedliwe.
Zgodnie z przepisami rodzic, z którym mieszka dziecko otrzymuje 500 zł co miesiąc. Są to realne pieniądze, nad którymi nikt nie ma kontroli. A przynajmniej z założenia nie może mieć kontroli drugi rodzic. 500 plus przez polskie przepisy otoczone zostało nienaruszalną świętością. Na tym właśnie gruncie wyrastają ogromne niesprawiedliwości, które mam wrażenie, powinny być dostrzegalne przez polski wymiar sprawiedliwości obowiązkowo.
Zasadą jest, że świadczenie nie jest wliczane do wysokości alimentów. Nie wpływa ono na wysokość alimentów, czyli w żaden sposób nie powoduje ich zmniejszenia lub powiększenia. A to błąd. Świadczenie stanowi w końcu realną kwotę, którą rodzic może przeznaczyć na dowolny cel. Niekoniecznie związany z dzieckiem. Gdy rodzice mieszkają razem, 500 plus często stanowi ważny składnik domowego budżetu, z którego finansuje się potrzeby dziecka. Składnik ten realnie odciąża wspólny budżet, dlaczego w przypadku rodziców niemieszkających razem miałoby być inaczej? Dlaczego tylko jeden rodzic miałby korzystać z dobrodziejstwa państwa?
W moim odczuciu bardzo niesprawiedliwe jest spuszczanie zasłony milczenia na obecność tych pieniędzy w budżecie jednego z rodziców. Co niestety ma miejsce zbyt często w orzecznictwie. W całym jednostronnym spojrzeniu na finansową sytuację związaną z alimentami zapomina się, że pieniądze trafiają do portfela jednego z rodziców. Rodzic, z którym dziecko nie mieszka nie ma nad nimi żadnej kontroli, nie może zweryfikować co się z nimi dzieje. Nie mam możliwości sprawdzenia, czy te pieniądze nie są marnotrawione. Dodatkowo jest obciążany finansowaniem rzeczy, które w normalnie układającej się relacji mogłyby być finansowane właśnie z pieniędzy pochodzących z 500 plus.
Co powinno być finansowane z 500 plus?
Zmianę tego podejścia można odnaleźć w nielicznych jak na razie wyrokach. Jest to w pewnym zakresie głos rozsądku w sprawach o alimenty. W pojawiającym się orzecznictwie można dostrzec próbę zmiany myślenia, a z całą pewnością dotyczy to kwestii finansowania pewnych potrzeb.
Co istotnego wyłania się z orzeczeń? Przede wszystkim zdaniem sądów świadczenie otrzymywane na dziecko powinno służyć do zaspokajania wszystkich nieusprawiedliwionych potrzeb dziecka. Należą do nich wyjścia np. ze znajomymi, szeroko pojęta rozrywka, zajęcia dodatkowe, zakup zabawek czy mebli. W tym zakresie bardzo trafnie wskazał Sąd Rejonowy w Toruniu:
Innymi słowy, świadczenie to nie może zastępować alimentacji przez zobowiązanego w zakresie zaspokojenia potrzeb usprawiedliwionych. Może jednak — a w świetle celowości jego wprowadzenia nawet powinno — stanowić źródło finansowania wydatków dodatkowych, służących utrzymaniu dziecka. Gdyby finansować wszystkie potrzeby dziecka tylko obowiązkiem alimentacyjnym każdego z rodziców, to świadczenie 500+ w zakresie potrzeb dziecka nie miałoby być, na co przeznaczone, bo byłyby one w całości zaspokajane przez obowiązek alimentacyjny (wówczas świadczenie to byłoby dochodem rodzica), co byłoby sprzeczne z celem jego wprowadzenia.
Takie rozstrzygnięcia na pewno są próbą sprawiedliwszego spojrzenia na tę kwestię. Nie ma wątpliwości, że uzasadnione potrzeby dziecka powinni finansować rodzice, ale chyba każdy wie, że w sprawie o alimenty zawyżanie wydatków przez jedną ze stron jest częstą praktyką. W tym zakresie kreatywność nie przestaje zaskakiwać. Wyliczając kolejne koszty, zapomina się o zasiłkach, które w obecnej formie mogą stanowić nawet drugą pensję. Czy naprawdę tak trudno zauważyć, że te pieniądze reperują skutecznie budżet i są realną kwotą, która nie zawisa co miesiąc w próżni?