Solidarna Polska uznała najwyraźniej, że dawno nie mieliśmy w Polsce ideologicznej awantury. Partia ta przedstawiła projekt ustawy, mające sprawić, że adopcja przez homoseksualistów będzie zakazana. Zgodnie z nim to ośrodki adopcyjne miałyby sprawdzać, czy starający się o adopcję singiel nie współżyje z osobą tej samej płci. Brzmi jak prześladowania.
Adopcja przez homoseksualistów znalazła się ponownie na celowniku – tym razem ziobrystów oraz wspierających ich ekspertów z Ordo Iuris
Przymiotnika „zły” można używać na różne sposoby. Kilka z nich śmiało pasuje do najnowszego pomysłu Solidarnej Polski. Zarówno ten odnoszący się do kiepskiej jakości, jak i wyjątkowo niecnych intencji. Partię Zbigniewa Ziobry bardzo boli fakt, że adopcja przez homoseksualistów w Polsce wciąż nie jest wprost niezgodna z prawem.
Dlaczego miałaby być? Chodzi oczywiście o „zapewnienie ochrony dzieciom”. Nikt jednak nie precyzuje przed czym konkretnie taki zakaz miałby chronić. Brakuje w końcu rzetelnych badań naukowych mających potwierdzać szkodliwość wychowywania się w takiej rodzinie. Wszystko wskazuje, że odpowiedzią na to pytanie jest po prostu niezgodność sposobu życia tych osób z przekonaniami polityków popierających zakaz.
W końcu gdyby chodziło o na przykład potencjalne wykluczenie w grupie rówieśniczej, to należałoby zastanowić się czy przypadkiem politycy ultrakonserwatywnej prawicy nie stanowią tu jednego ze źródeł problemu. Warto przy tym wspomnieć o zakrojonych na szeroką skalę kampaniach sugerujących związek pomiędzy homoseksualizmem a pedofilią. W polskich warunkach to w zasadzie nic nowego.
Na pewną ironię zakrawa fakt, że akurat w tym jednym przypadku rządowa propaganda o międzynarodowych organizacjach próbujących mieszać się w polskie sprawy może być prawdziwa. Nie chodzi przy tym o Georga Sorosa, czy jakąś nową międzynarodówkę eurokomunistyczną. Nie wspominając nawet o „tych wstrętnych Niemcach”. Kluczem do rozwiązania zagadki wydaje się światowa sieć… ultraprawicowych organizacji.
Zgodnie z projektem, ośrodki adopcyjne sprawdzą czy singiel nie pozostaje w pożyciu z osobą tej samej płci
Same założenia projektu Solidarnej Polski oraz instytutu Ordo Iuris są stosunkowo proste. Politycy tej partii dostrzegli, że o ile pary jednopłciowe jako takie nie mają szans na adopcję, o tyle istnieje luka. Chodzi o singli. Osoba formalnie rzecz biorąc samotna może jak najbardziej starać się o możliwość adopcji dziecka. Taka osoba może równocześnie tworzyć rodzinę z drugą osobą, tej samej płci.
Projekt zakłada, że to ośrodki adopcyjne będą sprawdzać, czy w grę nie wchodzi sprytnie zakamuflowana adopcja przez homoseksualistów. Kryterium wykluczającym ma być właśnie pożycie z osobą tej samej płci. Jak to ujął współautor projektu, wiceminister sprawiedliwości: „chodzi o wspólne gospodarstwo domowe, więź duchową, więź fizyczną, wsparcie finansowe. Życie na zasadzie małżeństwa„.
Sposobem na ustalenie takiej ewentualności ma być rozszerzony wywiad środowiskowy przeprowadzany przed każdą adopcją. Na szczęście nikt nie będzie wymagać od zainteresowanego udowadniania, że akurat jest prawomyślnej orientacji seksualnej i przypadkiem „nie żyje w grzechu”. Pomysłodawcy projektu ustawy twierdzą, że nie o orientację seksualną im chodzi. Zdrowy rozsądek nakazuje w to powątpiewać.
Adopcja przez homoseksualistów to jedynie jeden z wielu frontów ideologicznej wojny toczonej w naszym kraju od lat
Nie da się ukryć, że adopcja przez homoseksualistów to dość wygodny ideologiczny oręż dla skrajnej prawicy. To idealny straszak na konserwatywnych wyborców. Mamy w nim wszystko, czego potrzeba – dzieci wymagające rzekomo ochrony, ideologicznego wroga przed którym trzeba je chronić. Idzie tym łatwiej, że czyny pedofilskie w społecznej percepcji to jedne z najbardziej ohydnych i pogardzanych przestępstw, jakich można się dopuścić. Wystarczy tylko przekonać elektorat, że istnieje związek pomiędzy jednym a drugim.
Warto w tym momencie przypomnieć, że zakaz adopcji przez pary jednopłciowe był w pewnym momencie sztandarowym wręcz postulatem obozu rządzącego. Prezydent Andrzej Duda wpadł wręcz na jakże „genialny” pomysł wpisania takiego zakazu do ustawy zasadniczej. Na szczęście z tej prezydenckiej inicjatywy nic nie wyszło.
Dlaczego jednak rządzący tak uparcie od kilku lat brną w ostry konflikt światopoglądowy? Interes polityczny jest najbardziej oczywistą odpowiedzią na to pytanie. Ten jednak z czegoś wynika. Jednym z elementów układanki jest zadziwiająco wręcz skuteczny lobbing właśnie ze strony organizacji ultrakonserwatywnych.
Wszyscy z pewnością pamiętamy sprawę, cytuję, „opłacanych przez Kreml fundamentalistów”. Trzeba przyznać, że Instytut Ordo Iuris ma dość szerokie powiązania międzynarodowe. Niekoniecznie może chodzi zaraz o Rosję, lecz o takie organizacje jak brazylijska „Tradycja, Rodzina i Własność”. Ich elementem wspólnym jest krakowska Fundacja Instytut Piotra Skargi. Warto przy tym podkreślić, że chodzi o podmioty zrzeszające zaangażowanych religijnie i ideologicznie świeckich – zwykle bez oficjalnego wsparcia ze strony Kościoła.
Ultrakonserwatyści najwyraźniej marzą o arcykatolickiej utopii, której realizacja wcale nie byłaby na rękę naszym rządzącym
Celem ultrakonserwatystów nie jest zresztą tylko zakaz adopcji przez homoseksualistów. Organizacje tego typu są bardzo aktywne, gdy przychodzi do zwalczania wszelkich przejawów legalności przerwania ciąży czy przyznawania przez państwo jakichkolwiek uprawnień parom jednopłciowym czy osobom transpłciowym. Łatwo się także dokopać do przebąkiwania o zakazywaniu rozwodów.
To właśnie takie organizacje podpowiadają naszym rządzącym wycofanie się z konwencji stambulskiej czy desperacką obronę „stref wolnych od ideologii LGBT”. Plan równości płci na Uniwersytecie Warszawskim Ordo Iuris uznało za przejaw dyskryminacji. Wiele wskazuje na to, że to właśnie ultrakonserwatyści, do spółki z Episkopatem, starają się budować narrację o rzekomych straszliwych prześladowaniach w Polsce… katolickiej większości, mającej przecież obecnie w ręku większość aparatu naszego państwa.
Działalność radykalnej prawicy służy stworzeniu swego rodzaju reakcyjnej utopii – państwa z systemem prawnym ściśle związanym z religią. Ktoś złośliwy mógłby nawet wspomnieć o arcykatolickiej reinterpretacji relacji państwo-religia występujących w islamie. W takiej Polsce osoby niewyznające tych samych poglądów miałyby tylko jeden wybór – podporządkować się. Ewentualnie wyjechać.
Nic więc dziwnego, że ultrakonserwatywnym organizacjom bardzo zależy na podgrzewaniu atmosfery politycznej w naszym kraju. Nasz region, jako dość konserwatywny i silnie spolaryzowany, wydaje się być wręcz idealnym poligonem doświadczalnym. A jednak konserwatywna kontrrewolucja nawet w Polsce nie wydaje się budzić jakiegoś przesadnego entuzjazmu społeczeństwa. Pokazuje to reakcja na wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji embriopatologicznej i sondażowe tąpnięcie Zjednoczonej Prawicy.