Władze Uniwersytetu Warszawskiego przyjęły właśnie Plan Równości Płci. To pierwsza uczelnia w Polsce, która zdecydowała się na ten ruch. Dokument zakłada wyrównanie szans między kobietami i mężczyznami studiującymi i pracującymi na UW. Projekt, nazywający się po angielsku Gender Equality Plan, już wzbudził opór w środowiskach uczulonych na słowo „gender”.
Plan Równości Płci na UW
Plan Równości Płci niemal rzutem na taśmę przyjął pod koniec sierpnia odchodzący rektor UW profesor Marcin Pałys. 1 września zaczęła się bowiem kadencja jego następcy – profesora Alojzego Z. Nowaka. Nie będziemy tu analizować czy te terminy były przypadkowe czy też nie, ale warto zajrzeć do tego dokumentu, by sprawdzić co ów plan przewiduje.
@UniWarszawski jako pierwsza uczelnia w PL przyjął #PlanRównościPłci #GenderEqualityPlan na bazie badań potrzeb społeczności UW, konsultacji eksperckich i rozwiązań międzynarodowych. Z Rzeczniczką Akademicką dr Anną Cybulko stworzyłyśmy GEP – duma! https://t.co/08VuyhQD6j
— Julia Kubisa (@juliakubisa) August 27, 2020
A składa się on z kilku celów. Od wspomagania rozwoju karier naukowych kobiet, poprzez ułatwienie łączenia pracy z życiem rodzinnym, aż po zwiększenie równowagi płci na uczelni. To ostatnie miałoby obejmować zarówno rekrutację studentów, studentek, jak i zwiększenie kobiecej reprezentacji na przykład w komisjach wydziałowych. W dalszej części tekstu zobaczycie, że to właśnie ten element budzi kontrowersje wśród konserwatywnych prawników.
Stworzony na UW plan zakłada przeprowadzenie do 2023 roku 20 działań. Są wśród nich między innymi:
- wykłady dotyczące karier kobiet w nauce
- napisanie Kodeksu Etycznego Uniwersytetu Warszawskiego
- stworzenie możliwości pracy zdalnej bądź przejścia na elastyczny czas pracy dla pracownic administracji
- monitorowanie udziału kobiet i mężczyzn w konkursach grantowych i projektach
- wprowadzenie procedury antydyskryminacyjnej, która ma przeciwdziałać między innymi molestowaniu seksualnemu
- nowa polityka wynagrodzeń i innych świadczeń pracowniczych
Szczytne cele? Pewnie tak. Ale nie wszystkim się one podobają. Dla niektórych są one wręcz… dyskryminujące.
Ordo Iuris: To dyskryminacja
Przyjęty przez UW Plan Równości Płci błyskawicznie skrytykował wiceprezes Ordo Iuris Tymoteusz Zych. „Dokument wydany przez rektora UW doprowadzi do dyskryminacji zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Każe kierować się kryterium płci nie tylko przy rekrutacji pracowników, ale też kandydatów do szkół doktorskich. Ogranicza wolność decydowania o własnej ścieżce kształcenia i karierze”, napisał na Twitterze dr Zych.
Rektor UW podpisał "Plan działań równościowych".
Wynika z niego, że proporcje płci ogółu pracowników uczelni są "wyrównane", ale różnią się na poszczególnych wydziałach.
Dlatego wynik rekrutacji ma zostać uzależniony od płci kandydata.
Jak to pogodzić z zakazem dyskryminacji? pic.twitter.com/CrvOT0PQHM
— Tymoteusz Zych (@TymoteuszZych) August 31, 2020
Kolejna światopoglądowa różnica zdań? Nie inaczej. Na początku roku w tekście „Dyskryminacja pozytywna a prawo” bardzo szeroko pisał o tym na Bezprawniku Rafał Chabasiński, na przykładzie sprawy z województwa świętokrzyskiego. Planowane przez UW „faworyzowanie” kobiet przy rekrutacjach jest bowiem reakcją na to, że przez lata miały one do nauki czy pracy utrudniony dostęp. Jednak taki sposób wyrównywania szans budzi sprzeciw u osób, dla których „stary” porządek był bez zarzutu. Ich zdaniem na uczelni nie powinno się „sztucznie” generować równości płci.
Z jednej strony mamy zatem ludzi, którzy twierdzą że dyskryminacja kobiet wciąż istnieje i że trzeba ją wszelkimi możliwymi sposobami niwelować. Z drugiej – osoby po przeciwnej stronie światopoglądowego sporu twierdzą wręcz, że przez takie ruchy jak Plan Równości Płci zaczyna się dyskryminowanie… mężczyzn. Warto też pamiętać o jeszcze szerszym, politycznym tle takiej dyskusji. Ta bardziej radykalna część polskiej prawicy tuż po wyborach zapowiadała, że za uczelnie „trzeba się wziąć”, bo – ich zdaniem – hodują oni nieprawych, lewicowo ukierunkowanych obywateli. Uniwersytecki dokument ze słowem „gender” w nazwie może więc zostać wykorzystany jako kolejny ring do światopoglądowej naparzanki.
Walka o równość trwa
Tymczasem przypomnijmy, że na początku lipca to Prawo i Sprawiedliwość złożyło w Sejmie projekt regulujący ustawowo równe płace kobiet i mężczyzn. Tak, to był najbardziej gorący moment kampanii wyborczej, podczas której politycy są w stanie obiecać wszystko. Ale miejmy nadzieję, że w tym wypadku ustawa nie trafi do sejmowej zamrażarki. Tym bardziej, że to jest realny problem do załatwienia. Jak już pisaliśmy w lipcu, według GUS przeciętne zarobki kobiet to 4000 złotych na miesiąc przy 4700 złotych za miesiąc w przypadku mężczyzn.