W środę Marszałek Sejmu Szymon Hołownia ogłosił w trakcie konferencji prasowej inaugurację sejmowej aplikacji z treścią Konstytucji RP. Nie sposób nie zadać sobie pytania o sens całego przedsięwzięcia. Aplikacja konstytucyjna nie posiada tak naprawdę żadnej wartości dodanej. Sprawdzić tekst ustawy zasadniczej na telefonie możemy już teraz, bez najmniejszego problemu i konieczności pobierania dedykowanego oprogramowania.
Aplikacja konstytucyjna Sejmu nie oferuje najwyraźniej niczego, czym nie dysponuje typowy współczesny telefon
Zdarzają się czasem pomysły, których realizacja od razu budzi wątpliwości i pytania o cel, sens i wysokość poczynionych wydatków. Dotyczy to zwłaszcza sfery publicznej, w której różnego rodzaju instytucje wydają pieniądze z naszych podatków. Tym razem takim rozwiązaniem jest aplikacja konstytucyjna, którą postanowił stworzyć Sejm. Jego marszałek Szymon Hołownia w środę ogłosił nawet jej start. Aplikacja ma być dostępna do pobrania w Google Play oraz Apple Store.
Zacznijmy od funkcji oferowanych użytkownikom. Nie ma się co oszukiwać: z wypowiedzi Szymona Hołowni wynika, że nie jest dobrze.
Stworzyliśmy aplikację, która pozwala mieć tekst konstytucji w telefonie, czytać go, ale też odnaleźć te frazy, które nas interesują i które chcielibyśmy sprawdzić. Teraz możemy to zrobić w sposób wygodny, przy użyciu wyszukiwarki.
Rzeczywiście, teraz możemy to zrobić w sposób wygodny, przy użyciu wyszukiwarki, aplikacji służących do przeglądania plików tekstowych lub w formacie .pdf, albo nawet wybranej przez nas przeglądarki internetowej. Każde z wymienionych przeze mnie rozwiązań mobilnych dysponuje jakąś formą opcji wyszukiwania wybranych fraz.
Domyślna aplikacja mojego telefonu radzi sobie ze znajdywaniem konkretnych słów w tekście w sposób wygodny, zajmujący raptem kilka sekund. Warto dodać, że mam na myśli przeszukiwanie pliku .pdf z treścią Konstytucji RP pobranym prosto z sejmowego Internetowego Systemu Aktów Prawnych. W przypadku komputerów stacjonarnych znalezienie dowolnego wyrazu sprowadza się do naciśnięcia kombinacji Ctrl + F.
Sejmowa aplikacja konstytucyjna nie wydaje się wnosić nic nowego. Tym samym nie stanowi żadnej większej wartości dodanej dla użytkowników internetu. Na tym właściwie mógłbym zakończyć pastwienie się nad inicjatywą izby niższej. Niestety jej problemy na tym się nie kończą.
Właściwie, to po co obywatelowi naszego państwa stały dostęp do treści Konstytucji?
Nie byłbym sobą, gdybym nie zauważył, że dostęp do treści Konstytucji RP w telefonie właściwie nie jest przeciętnemu obywatelowi potrzebny na co dzień. Powód jest bardzo prosty: niezwykle rzadko mamy do czynienia z sytuacjami, gdy przepisy konstytucyjne są bezpośrednio stosowane w sprawach, którymi na co dzień zajmują się obywatele. Owszem, robią to sądy, kiedy istnieje taka konieczność. Na co dzień jednak zdecydowana większość praw i obowiązków wynika z treści ustaw uchwalanych na podstawie konstytucyjnych delegacji.
Nie jest też tak, że sama treść przepisów konstytucyjnych stanowi jakąś wyrocznię. Tak bowiem politycy urządzili nasze państwo, że Trybunał Konstytucyjny, a czasem nawet władza ustawodawcza albo wykonawcza, ma możliwość dość swobodnego interpretowania tekstu ustawy zasadniczej. Najgłośniejszym przykładem będzie tutaj aborcja. Ten ciągnący się od dekad zażarty spór ma swoją genezę właśnie w dointerpretowaniu sobie przez Trybunał Konstytucyjny Andrzeja Zolla norm, których w obiektywny sposób w tym tekście nie ma. Podobnych przypadków jest oczywiście dużo więcej.
Podobnych przypadków znalazłoby się więcej. W naszej sprawie istotne jest to, że znajomość treści Konstytucji RP nie jest obywatelowi specjalnie przydatne. Nie daje też w gruncie rzeczy gwarancji poprawności zastosowania tych norm w praktyce.
Lepiej uważajcie z testowaniem: dostępna w Google Play aplikacja „Konstytucja RP” to nie jest ta sejmowa
Nowa aplikacja konstytucyjna ma jeszcze jeden istotny mankament, dużo bardziej przyziemny. Sejm może i pochwalił się jej uruchomieniem na Facebooku i w serwisie X, ale… nie zamieścił żadnego odnośnika do jej pobrania. Tymczasem jeśli w Google Play wpiszemy słowo „konstytucja”, to znajdziemy wyłącznie jedną aplikację o nazwie „Konstytucja RP”. Design przywodzi na myśl lata dziewięćdziesiąte. Jedyną istotną funkcjonalnością jest w tym wypadku… możliwość wyszukiwania fraz.
To nie jest sejmowa aplikacja konstytucyjna. Prawdę mówiąc, wydaje mi się podejrzana. Jej autorem jest deweloper o nazwie „PR24”. Wyspecjalizował się najwyraźniej w publikowaniu bardzo budżetowego oprogramowania z tekstami prawnymi z różnych państw. Opublikowano ją 17 września 2023 r., ostatnia aktualizacja pochodzi z marca tego roku. Google Play opatrzyło ją ostrzeżeniem:
Ta aplikacja może udostępniać innym firmom te rodzaje danych: Lokalizacja, Aktywność w aplikacjach i inne typy danych (2)
Strona internetowa dewelopera to blog pozbawiony treści. Warto wspomnieć, że czujni internauci pytają na profilach sejmowych, czy „Konstytucja RP” to właśnie aplikacja konstytucyjna naszego Sejmu. Pomyłka jest jak czymś jak najbardziej zrozumiałym. Przypomnijmy: w momencie pisania niniejszego artykułu sejmowej aplikacji nie znajdziemy ani w Google Play, ani w Apple Store. Są też istotne podobieństwa pomiędzy zapowiedziami Szymona Hołowni a możliwościami „Konstytucji RP”. Pobranie tego oprogramowania zaś, jak już wspomniałem, określiłbym mianem ryzykownego.
Sejmowa aplikacja konstytucyjna nie jest ani czymś odkrywczym, ani czymś nowatorskim. Przytłaczającej większości użytkowników urządzeń mobilnych do niczego się nie przyda. Równocześnie jej inauguracja odbywa się w sposób na tyle niefortunny, że Sejmowi obrywa się w oczach opinii publicznej za zupełnie inne oprogramowanie. Stawianie pytań o to, ile realizacja tej inicjatywy kosztowała, byłoby wręcz kopaniem leżącego.