Atak na studentkę w Łodzi oburzył opinię publiczną. Policja uważa jednak, że wszystko zostało wykonane zgodnie z procedurami. Pozostaje więc pytanie, czy w tych procedurach jest jeszcze miejsce na człowieka?
Informowaliśmy was wczoraj o tym, że doszło do prawdziwego victim shaming w Łodzi. Dziewczyna, studentka, oskarżyła policję o to, że ta niedostatecznie zajęła się jej sprawą. Policjanci mieli ją potraktować w sposób skandaliczny, podobnie jak pracownicy szpitala. Wykazać mieli się niewrażliwością na jej krzywdę. Nie od parady były również komentarze ludzi, którzy doszli do wniosku, że sama była sobie winna.
Policja ma jednak inne zdanie co do przebiegu tych wydarzeń. W ich relacji pojawili się na miejscu nie dwadzieścia pięć minut po zgłoszeniu, ale pięć. Uważają, że są w stanie to udowodnić. Nie wiadomo więc, jakie poczucie czasu miała zaatakowana dziewczyna, ale nie to wydaje się problemem w całej sprawie.
Wożenie niedoszłej ofiary zgwałcenia po okolicznych ulicach w przypadku takiej narracji ma jak najbardziej sens. Przy czym ja nie miałam (w ogóle nikt chyba nie miał poza samą zaatakowaną?) zarzutów do tego, że wozili ją po okolicy, tylko o to, że wykazali się rażącym wręcz brakiem empatii.
Atak na studentkę w Łodzi
Jak twierdzą policjanci, dziewczyna została odwieziona do szpitala, a pracownicy pogotowia uznali, że nie doznała poważnych obrażeń. Wszystko się zgadza: pytanie tylko, dlaczego w szpitalu ktoś sugerował, że to jej wina, bo nosiła słuchawki?
Dlaczego policja nie odnosi się do tego, że w ogóle nie starała się uspokoić roztrzęsionej dziewczyny?
Dlaczego dziewczyna nie została otoczona opieką psychologa? Przecież po takim zdarzeniu mogła nawet i popełnić samobójstwo. Kto byłby wtedy winny? Jeden wskazywałby palcem na drugiego. Czy to są standardy cywilizowanego państwa?
Tłumaczenia policji są więc troszeczkę nie na miejscu. Jedyne, co może działać na niekorzyść dziewczyny to fakt, że po kilku godzinach od powrotu do domu zadzwoniła po dalsze informacje… na numer alarmowy 112.
Jedyną radosną informacją, jaką udało się nam z tego wszystkiego wyciągnąć, jest ta, iż sprawca został złapany. Co z jednej strony pokazuje, że przynajmniej łapanie przestępców wychodzi im dobrze, bo dbanie o ofiary nie jest już chyba przedmiotem ich zainteresowania.