„Mater semper certa est” – „matka jest zawsze pewna”. W przypadku ojców sytuacja niestety nie jest taka prosta, ale tak naprawdę prawdziwym negatywnym bohaterem tego tekstu jest polski ustawodawca, który polskiego ojca stawia w pozycji nad wyraz niekomfortowej, nawet jeśli ojcem faktycznie nie jest.
Otóż przeciętny polski ojciec ma na zaprzeczenie ojcostwa zaledwie pół roku od czasu narodzin dziecka (no, formalnie: od dnia, w którym dowiedział się o urodzeniu dziecka przez żonę). Jeśli tego nie zrobi, to dziecko może potem rysować na dzień ojca laurki listonoszowi, ale zobowiązanym do łożenia na jego wychowanie będzie mąż lub były już mąż matki.
Tak jest - polski system prawny wspiera sytuację, w której matka, "ojciec", a nawet dziecko wiedzą o tym, że "tata" nie jest tatą, a mimo to zobowiązują go do utrzymywania cudzej pociechy. Istnieje tylko jedna droga ratunku w takiej sytuacji, a mianowicie zwrócenie się do prokuratora. Zaprzeczenie ojcostwa z powództwa prokuratora jest jednak - moim zdaniem - metodą nieskuteczną, ponieważ prokurator w świetle ustawy ma się kierować interesem dziecka. A zdaniem wielu prokuratorów interes dziecka jest taki, by jednak nie-tata dawał mu pieniądze.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Nie ma też co liczyć na pomoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przykładowo, tak relacjonowało sprawę Chmielewski przeciwko Polsce Ministerstwo Sprawiedliwości:
Nie ufasz mi?
Procedura zaprzeczenia ojcostwa opisywana na łamach Bezprawnika w przeszłości (link powyżej), to jedno. Zasadniczym problemem jest jednak fakt, że zdecydowana większość mężczyzn o tym, że nie są rodzicem, w naszym etnicznie jednolitym społeczeństwie dowiaduje się - lub nabiera podejrzeń - już po czasie.
Zdroworozsądkowym rozwiązaniem jest przeprowadzanie badania zgodności genetycznej ojca i dziecka, jednak to oczywiście rodzi szereg problemów natury etycznej. Mąż chcący w ten sposób skontrolować żonę w oczywisty sposób może spotkać się z negatywnym odbiorem małżonki. Trudno się dziwić, skoro nawet i 92% kobiet jest w tej materii przyzwoitych, zachodząc w ciążę wyłącznie ze swoim partnerem.
Uważam, że w 2019 roku państwo powinno przejąć na siebie ten przykry obowiązek. 8% to nie jest patologia, to już statystyka. Wcale zresztą niemała, bo skoro państwo domniemuje, że ojcem dziecka na pewno jest mąż matki, to te 8% stanowi tutaj swoistą belkę w oku.
Wydaje się, że dobrym rozwiązaniem byłyby instytucjonalnie wymuszane przez prawo testy zgodności genetycznej przeprowadzanej zaraz po urodzeniu (oczywiście i tutaj mogłyby się pojawić problemy, np. związane ze szpitalną korupcją). To na państwie spoczywałby obowiązek poświadczenia ojcostwa, co dopiero skutkowałoby nabyciem stosownych praw, ale i obowiązków. Oczywiście do czasu wyniku badania należałoby utrzymać domniemanie ojcostwa. Pomysł jest oczywiście roboczy, bo przecież nie każdy ojciec jest przy narodzinach. Niewątpliwie jednak - idea słuszna, forma do przedyskutowania.
Obecne prawo jest antyrodzinne
Społeczeństwo się zmienia, postęp nauki i technologii wkracza do naszego życia. Moim zdaniem prawo powinno dynamicznie reagować na takie kwestie.
Oczywiście należy mieć na uwadze, że takie rozwiązanie nie do końca leży w interesie państwa, które lubi przerzucać na nieświadomych mężczyzn obowiązek utrzymywania obywateli. W mojej ocenie takie prawo jest jednak niemoralne, nieludzkie i na swój specyficzny sposób barbarzyńskie. Niestety, historie ojców utrzymujących nieswoje dzieci są na tyle częste, że mało kto zwraca na nie jeszcze uwagę.