Małopolska kurator oświaty popełniła właśnie historyczną gafę. Barbara Nowak odradza szkołom „Dziady” wystawiane akurat w krakowskim teatrze im. Juliusza Słowackiego. Zarzuca autorom spektaklu „nienawiść do rodowodu historycznego Polski”, tożsamości narodu i cywilizacji łacińskiej. Skojarzenia z rokiem 1968 nasuwają się same.
Barbara Nowak odradza szkołom „Dziady”, bo Konrada gra kobieta?
Z oficjalnego komunikatu na stronie internetowej małopolskiego kuratorium oświaty możemy się dowiedzieć, że pani kurator Barbara Nowak odradza szkołom „Dziady” wystawiane w krakowskim teatrze im. Juliusza Słowackiego. Sam komunikat utrzymany jest w dość dramatycznym tonie. Barbara Nowak uznała, że „spektakl ten zawiera interpretacje nieadekwatne i szkodliwe dla dzieci i uczniów”. Małopolska kurator wskazuje na zadania systemu oświaty wskazane w ustawie prawo oświatowe. Najważniejsza jest jednak trzecia część:
Wskazana we wstępie interpretacja „Dziadów” Adama Mickiewicza, jest swobodną emanacją poglądów środowiska, które pragnie kształtować spojrzenie społeczne na współczesną Polskę nie z troską, miłością należną Ojczyźnie, lecz z nienawiścią do jej rodowodu historycznego, do tożsamości narodu ugruntowanego na fundamencie tradycji cywilizacji łacińskiej. Ten spektakl zawiera i promuje treści, które pozostają w jawnej sprzeczności z celami wychowania młodych Polaków określonych w preambule Prawa Oświatowego.
O jakieś to „środowiska” chodzi? Cóż się takiego stało, że mowa jest wręcz o nienawiści do rodowodu historycznego Polski, oraz jej tożsamości narodowej? Po co Barbara Nowak przywołuje mityczną cywilizację łacińską? Wygląda na to, że w spektaklu Mai Kleczewskiej rolę Konrada zagrała kobieta. Co więcej, jego recenzje sugerują pojawienie się wątków bardzo nie na rękę obecnej władzy. Takich, jak chociażby „piekło Polek i pycha władzy, grzechy Kościoła, a nawet konflikt z Unią Europejską”.
Na ironię zakrawa przy tym już sam fakt, iż cały projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Gotowość wspierania rodzimej sztuki, nawet takiej niewygodnej dla rządzących, akurat bardzo dobrze świadczy o resorcie kultury. Mimo to Barbara Nowak odradza szkołom „Dziady” zdecydowanie, co z pewnością dyrektorzy odczytają jako „a tylko mi spróbujcie”. Ot, znak czasów i skutek zwiększenia uprawnień nadzorczych kuratoriów przez resort oświaty.
W 1968 r. władze zdjęły z afisza „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka, także z przyczyn politycznych
Warto jednak zwrócić uwagę na kolejną warstwę ironii w całej sprawie. Z pewnością każdemu z nas obił się nam o uszy przypadek zdjęcia z afisza „Dziadów” w 1968 r. Również z powodów politycznych, z tym że wówczas władze zarzucały spektaklowi antyrosyjskość, antyradzieckość i religianctwo.
Nawiązania do zdarzeń z czasów poprzedniego ustroju nie uszły uwadze recenzentom sztuki. Jacek Ciślak piszący dla Rzeczpospolitej ujął to następująco: „Co z „Dziadami” Dejmka i Holoubka zrobił towarzysz Gomułka – wiedzą chyba wszyscy. Ktoś taki jak on „Dziady” w Teatrze im. Słowackiego pewnie też zdjąłby z afisza”. Wygląda na to, że Barbara Nowak bardzo chętnie idzie w ślady towarzysza „Wiesława”, oczywiście na miarę swoich możliwości.
Co gorsza, wzmianka o „środowiskach” w zestawieniu z całym kontekstem sprawy sugeruje kolejne podobieństwo do wydarzeń z 1968 r. Wówczas jednym z następstw sprawy „Dziadów” była antysemicka nagonka, przez którą do dzisiaj Polska pokutuje, chociażby w Izraelu, jako europejski matecznik antysemityzmu. Wypędzeni wówczas obywatele Polski dokądś w końcu trafili. Tymczasem w dzisiejszej Polsce cały czas trwa nagonka na „ideologię LGBT„, której komunikat kurator Nowak jest jedną z części składowych.
Kultywowanie tradycji Polski Ludowej w trakcie rządów rzekomych antykomunistów zakrawa na swoisty chichot historii
Dzisiejsza Polska w ogóle podejrzanie zaczyna przypominać czasy tej „Ludowej”. Nasz rząd głównego wroga upatruje na zachodzie, w Berlinie albo przynajmniej w Brukseli. Pod względem ustrojowym następuje dążenie do koncentracji wszystkich rodzajów władzy w jednym ośrodku. Jako żywo przypomina to przecież koncepcję jednolitej władzy państwowej obowiązującej w PRL. Polityka państwa znowu jest podporządkowana polityce partyjnej. Szef rządu, głowa państwa i nawet prezes Trybunału Konstytucyjnego są mniej lub bardziej uzależnieni od decydentów ze swojego partyjnego zaplecza.
Nie sposób również pominąć bardziej symbolicznych gestów, jak chociażby bardzo niefortunne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego na początku zeszłorocznej fali manifestacji aborcyjnych. Wielu komentatorów doszukiwało się podobieństw do Wojciecha Jaruzelskiego ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego. Stan wyjątkowy skądinąd w Polsce obowiązuje, po to by dziennikarze nie pałętali się po polskiej stronie granicy. Dążenie do upaństwowienia czego się da objęło prasę lokalną, w pewnym momencie rządzący nawet rozważali powrót do koncepcji udziału państwa w produkcji żywności.
Można więc powiedzieć, że polska historia niepostrzeżenie zatacza na naszych oczach koło. Ostatnim już poziomem ironii jest chyba to, że komunę wskrzeszają dzisiaj ci, którzy najgłośniej zapewniają nas o swoim antykomunizmie. Warto także zwrócić uwagę pani kurator, że rozmodlona, konserwatywna autokracja to cywilizacja bardziej bizantyjska, niż łacińska. Swoją tożsamość kulturową w oparciu o bycie spadkobiercami Bizancjum buduje nie kto inny, jak Rosja. Ot, kolejna poszlaka wskazująca na bardziej „orientalne” wzorce naszej dzisiejszej władzy.