Twitter wymusza płacenie, Facebook i Instagram to proponują, podobnie jak duże media i portale. Bezpłatny internet? Ta era już się ewidentnie kończy. I wkrótce już tylko Wikipedia będzie nam przypominała, jak wspaniałym (mimo wszystko) miejscem była kiedyś sieć.
Od kiedy Elon Musk przejął Twittera, nie robi właściwie nic innego, jak tylko próbuje przekonać (czy też wymusić) na użytkownikach, żeby płacili za weryfikacje kont. Niezbyt dobrze to szło, więc Musk wprowadził… limity czytania wpisów. Trochę inną drogą idzie Meta. Ale i platformy Facebook i Instagram wprowadzają opcję „zweryfikowaną”. Ma kosztować od 65 do 80 zł miesięcznie.
Portale społecznościowe to rzecz jasna nie wszystko. Kolejne portale i serwisy medialne zamykają się za paywallami. Te, które się nie zamykają, pewnie coraz częściej o tym myślą. Coraz częściej płacimy za YouTube, bo oglądanie tego serwisu z reklamami jest coraz bardziej wymagające. I tak dalej, i tak dalej…
Bezpłatny internet? To od początku była mrzonka
Były czasy, gdy za darmo oglądaliśmy filmy czy seriale – rzecz jasna nie robiliśmy tego zwykle zbyt legalnie. „Darmowa” była też muzyka. Darmowe były informacje. A dzisiaj? Filmy oglądamy na streamingach, muzyki słuchamy na Spotify, za informacje coraz częściej płacimy. Czy coś pozostanie w perspektywie kilku lat w sieci darmowe?
Jeśli przypomnimy sobie pionierskie, nieco anarchistyczne czasy początku sieci, to zapytamy, czy to naprawdę musiało się tak skończyć. Ano musiało. Internet już nie jest startupem, jego „twórcy” chcą już zarabiać. Poza tym internetów już nie tworzy się chałupniczymi metodami, a pensje programistów kosztują przecież krocie. Niegdyś internetowe projekty naprawdę powstawały w garażach zapaleńców. Teraz internetowy projekt oznacza raczej poważny biznesplan, kredyty i inwestycje funduszy.
Rzecz jasna można by godzinami dyskutować, dlaczego internet przestaje być darmowy. Można powiedzieć, że przecież nigdy nie był. Oglądane po piracku filmy były wyprodukowane przez profesjonalne firmy, a internauci jechali po prostu na gapę. Gdy ludzie tłumnie chodzili do kin, jeszcze można było przymknąć na to oko. No ale z czasem „podziemny rynek” filmowy stał się gigantyczny, a i pojawiły się możliwości, by łatwo konsumować legalne treści. Mamy więc platformy streamingowe, a piraci schodzą do podziemia.
Inną przyczyną jest to, że reklama i dane przestają być Świętymi Graalami internetu. Model biznesowy dużych portali i serwisów społecznościowych opierał się na tym przez lata. Reklam jest jednak już tak dużo, a konsumenci treści są nimi zmęczeni, że przestaje to się wszystko kalkulować. Firmy techowe doszły do przekonania, że potrzebują od ludzi żywej gotówki. Policzyły, że drobne kwoty od setek tysięcy użytkowników to prawdziwa żyła złota. Szlaki przecierał Netflix i spółka – i chyba odwrotu od tego nie ma. A może po prostu to, że możemy mieć treści i usługi za darmo to była od początku tylko mrzonka? Taki okres testowy? I tak trwał długo, bo wiele, wiele lat. Ale przyszedł czas, że trzeba już kupić subskrypcję.
Mamy ciągle trochę darmowego internetu. Wciąż korzystanie z Facebooka, TikToka czy Instagrama w „standardowym” trybie jest darmowe. Facebook obiecywał kiedyś, że konto zawsze będzie darmowe. Pewnie będzie. Ale pewnie też za coraz więcej dodatkowych funkcji trzeba będzie płacić. Darmowa jest wyszukiwarka Google’,a, ale może i ten gigant zaproponuje „opcję premium” bez wyświetlających się reklam?
Dobrze, że jest Wikipedia. To chyba jedyne mainstreamowe miejsce, które przypomina ten fajny, anarchistyczny internet. Dalej będzie już chyba tylko tak, że będziemy mieli płatny, korporacyjny internet oraz dark web po drugiej stronie. I niczego w środku.