Kiedy w Polsce miasta podwyższają ceny biletów, Niemcy wprowadzają miesięczny na cały kraj za… 9 euro

Moto Państwo Zagranica Dołącz do dyskusji (158)
Kiedy w Polsce miasta podwyższają ceny biletów, Niemcy wprowadzają miesięczny na cały kraj za… 9 euro

Za kilka dni w całych Niemczech zacznie działać rewolucyjne rozwiązanie. To bilet miesięczny za 9 euro, który będzie obowiązywał w całym kraju na lokalne i regionalne autobusy, metro i pociągi. W tym samym czasie w polskich miastach wejdą w życie podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. Gdy paliwo drożeje w niespotykanej skali, jedni dają ludziom ulżyć, a inni każą dopłacać.

Bilet miesięczny za 9 Euro

Rozwiązanie wprowadzone w Niemczech będzie funkcjonować od 1 czerwca przez trzy miesiące – aż do końca sierpnia. Co ważne, kosztujący 9 euro bilet miesięczny jest powszechny i obejmuje wszystkie landy. Wraz z wejściem go w życie każdy, kto do tej pory miał wykupiony droższy bilet okresowy, dostanie zwrot pieniędzy. Czyli przez całe wakacje (a w zasadzie i dłużej) za równowartość nieco ponad 40 złotych Niemcy będą mogli bez ograniczeń korzystać z miejskich autobusów i tramwajów, metra, szybkiej kolei miejskiej S-Bahn i regionalnych połączeń Deutsche Bahn.

Tymczasem tego samego dnia, czyli 1 czerwca, w Gdańsku zaczną obowiązywać droższe bilety na komunikację miejską. Zapłacimy za nie o złotówkę więcej niż do tej pory (w przypadku biletów pojedynczych) i o 10 złotych więcej za bilety okresowe. Gdańsk nie jest wyjątkiem – podobnie robią Gdynia czy Łódź. Warszawa też o tym myśli, ale prezydent Rafał Trzaskowski powiedział w tym tygodniu, że jeśli podwyżki będą, to tylko w przypadku biletów jednorazowych. Ceny miesięcznych pozostaną bez zmian. Nieco lepiej wygląda sytuacja na kolei, gdzie wprowadzono dynamiczne ceny biletów PKP Intercity, dające możliwość kupienia biletu z wyprzedzeniem nawet za 19 złotych. Co nie zmienia faktu, że jeśli będziemy musieli jechać gdzieś z dnia na dzień, to za podróż zapłacimy sporo.

Dwie drogi walki z drożyzną

A zatem mamy dwa kraje i dwa różne światy w czasach, gdy rekordowe ceny paliw drenują portfele wszystkich (choć nasze zdecydowanie mocniej niż lepiej zarabiających Niemców). Wiele osób w sytuacji, w której podróż samochodem staje się szalenie opłacalna, zaczyna się rozglądać za innymi środkami komunikacji. Idzie lato, więc wielu z nas przerzuci się na rower, ale nie dla każdego jest to osiągalne. Stąd rosnące zainteresowanie transportem publicznym. Który w Polsce oczywiście wciąż będzie bardziej opłacalny niż podróż autem, ale miasta uznały, że w wyższych kosztach muszą partycypować ich mieszkańcy.

Niemcy pomyśleli inaczej. Postanowili ulżyć każdemu, kto zostawi samochód w domu i wybierze komunikację zbiorową. Dla osób dotkniętych przez szalejącą również tam drożyznę to rozwiązanie dające ogromną ulgę. Oczywiście, że państwo poniesie w związku z tym spore koszty. Ale czy polski rząd ich nie ponosi, obiecując wypłatę w tym roku po raz kolejny czternastej emerytury? To po prostu kwestia wyboru. Trudno nie zauważyć, że PiS próbuje „dać” tam, gdzie liczy na przychylność elektoratu. A że inni będą cierpieć i biednieć? Kogo to w Prawie i Sprawiedliwości obchodzi…