Wydawałoby się, że trudna sytuacja mieszkaniowa młodych ludzi i jej przyczyny zostały w ostatnim czasie dobrze wyjaśnione. Do osób ze starszego pokolenia, którym zapracowanie na własną nieruchomość przyszło dość łatwo, często one nie docierają. Na młodych ludziach bez swoich czterech kątów wywierana jest presja. Towarzyszy jej np. wskazywanie przykładów osób z rodziny, które przed laty wybudowały domy, mając np. 25 lat. Ale obecnie mało kogo stać, by powtórzyć ten manewr.
W latach 70., 80. i 90. wielu ludzi w Polsce, mając zwykłą pracę, mogło sobie pozwolić na wybudowanie dużych domów
Nieodłączną częścią polskiego krajobrazu są spore domy jednorodzinne, zwykle o powierzchni 200-300 m2. Na ogół wybudowane zostały one pod koniec komunizmu, w latach 70. i 80., oraz w początkowych latach III RP. Dobrze czasy te pamiętają osoby z roczników sześćdziesiątych i starsze.
Często nazywane są one boomerami, reprezentują bowiem powojenny wyż demograficzny. Ludzie z tego pokolenia nierzadko nie rozumieją obecnej sytuacji młodych, których w wielu przypadkach nie stać nawet na zakup kawalerki.
Boomerzy czasami wręcz nie mogą się temu nadziwić. Dzieje się tak dlatego, że niejednokrotnie sami jako dwudziestoparolatkowie w okresie PRL-u lub w latach 90. byli w stanie wybudować całkiem spore domy, mając dochody ze zwykłego zatrudnienia na etacie.
Niskie normy, materiały budowlane zdobywane po znajomości, darmowa pomoc rodziny i sąsiadów
W dzisiejszych czasach tylko nieliczni młodzi ludzie mogą rozpocząć dorosłe życie od wybudowania domu. Co zatem sprawiało, że ich rodzice, pracując w zwykłych zawodach na etatach, mogli to zrobić? Na wspomniane zjawisko składa się wiele przyczyn.
Przede wszystkim wynika ono z tego, że domy kilka dekad temu nie musiały spełniać tak wyśrubowanych norm, jak obecnie. Z powodu niskich cen energii i paliw stałych, jak np. węgiel, nikt nie musiał przejmować się np. ich ociepleniem, co znacznie obniżało koszty budowy.
W okresie PRL-u powszechne było też kupowanie materiałów budowlanych po znacząco obniżonych cenach dzięki znajomościom w państwowych zakładach pracy. Te zresztą nie tyle nabywano, co załatwiano. Znacznie silniejsze wtedy były także więzi rodzinne oraz sąsiedzkie.
Obecnie każdemu fachowcowi trzeba sporo zapłacić. W przeszłości natomiast często można było liczyć na darmową pomoc ludzi z najbliższego otoczenia, odwzajemniając się im tym samym w razie ich potrzeby.
Współcześnie domy wybudowane pod koniec PRL-u i na początku lat 90. to mało atrakcyjne nieruchomości. Stają się coraz droższe w utrzymaniu i wymagają kosztownych remontów.
Często też trudno je sprzedać. Stąd spore domy, które cieszyły przez lata naszych wujków, będąc wyznacznikami ich powodzenia, obecnie stają się przyczynami ich ogromnej frustracji. Czasem taniej je rozebrać i wybudować od nowa, niż wyremontować.