Czarnoskóra Ariel podzieliła fanów. Krytyczne komentarze są w zasadzie wszędzie, od Filmwebu po Instagrama aktorki. Czy krytyka adaptacji czyni cię rasistą?
Świat obiegła informacja, że Halle Bailey ma – w najnowszej disneyowskiej adaptacji aktorskiej – zagrać syrenkę Ariel. Oświadczenie to wywołało burzę wśród ludzi, którzy twierdzą, iż „nie są rasistami, ale”. To „ale” wisi nad dyskusją niczym miecz Damoklesa, wprowadza zamęt, tworzy niepewność. Czy faktycznie jest rasistą ten, komu nie podoba się taki typ adaptacji?
I tak, i nie.
Tak, ponieważ musimy zwrócić uwagę na to, że adaptacje rządzą się własnymi prawami i muszą pozwolić każdemu identyfikować się z postacią na ekranie. To oznacza, że Ariel może, a nawet powinna być czarnoskóra, bowiem kaukaska jest Belle, Kopciuszek, a także… Jasmine. Mówcie co chcecie, ale Naomi Scott jest Brytyjką i mieszane korzenie (hinduskie) właściwie nie mają tu znaczenia, mogłaby bowiem ona równie dobrze grać królewnę Śnieżkę.
Nie, bo można oczekiwać, że adaptacja będzie wierna co do najdrobniejszego szczegółu: Ariel będzie blada i czerwonowłosa, Ursula fioletowa, a Sebastian czerwony.
To taki rasizm Schroedingera, wynikający z naszej wygody i oczekiwań, że kino dostarczy nam dokładnie tego, czego sobie życzymy.
Czarnoskóra Ariel
Fani próbują dowodzić, że ciemnoskóre kobiety nie mogłyby rozwinąć się pod wodą, bo brak tam światła, a co za tym idzie, melaniny. To trochę głupie w filmach fantasy, gdzie jak wiadomo, fizyka nie istnieje ex definitione, biologia rządzi się swoimi prawami (wiecie, że teoretycznie smoka nie byłyby w stanie unieść jego skrzydła), a powoływanie się na to, że Andersen był Duńczykiem to wygórowane oczekiwania.
Trzeba jednak przyjąć, że filmografia była wyjątkowo niełaskawa dla osób czarnoskórych. W bajkach Disneya doczekaliśmy się Tiany i tylko Tiany. Dopiero w adaptacji „Once Upon a Time” stworzonej przez ABC po paru sezonach zobaczyliśmy, że Roszpunka jest ciemnoskóra, tak samo jak Ursula. I to w zasadzie tyle.
Można się denerwować na „nadmierną poprawność polityczną”, aczkolwiek trzeba sobie jeszcze zadać pytanie: komu to szkodzi? Histeryczne odpowiedzi, że oto połamałam płytę z bajką, bo zniszczyliście ją w moich oczach, nie są też racjonalnym zachowaniem. To tylko adaptacja. Jeśli chcemy białej Arielki, oglądamy właśnie wersję z kreskówki. Nic się nie stanie, jeśli aktorka będzie dobra, a adaptacja w miarę wierna, jeśli chodzi o tekst kluczowy.
A u was biją czarnych
Poza tym to zwykle działa tylko w jedną stronę. Pojawia się czarnoskóry bohater i zazwyczaj jest larum, że przesadna poprawność polityczna. Z drugiej strony, rzadko zwracamy uwagę na tzw. whitewashing. Wspomniana Jasmine jest tylko przykładem. W koszmarnej adaptacji Avatara Katara i Sokka byli jednymi białymi w innuickiej wiosce. W Annihilation Natalie Portman grała postać, która w książce była Azjatką. W Doktorze Strange Tilda Swinton grała osobę, która w komiksie była pochodzącym z Himalajów mędrcem. W adaptacji Ziemiomorza Ged i reszta bohaterów było kaukaskiej urody, podczas gdy w książce byli opisani jako ciemnoskórzy. W Księciu Persji Księcia Persji gra Jake Gyllenhaal.
Czemu mało kto podnosił wtedy larum?
Czarnoskóra Ariel nie jest więc w tym wszystkim aż takim problemem. Pisanie hejterskich komentarzy na Instagramie Halle Bailey nie jest rozwiązaniem. Może czas zaakceptować, że skoro zadziałało to w jedną stronę i mieliśmy whitewashing na pełną skalę, to teraz trzeba trochę wyrównać szalę i dać taką bohaterkę, z którą będą mogły się utożsamiać także osoby o ciemniejszej karnacji? Nic złego się przecież nie stanie.
Grunt, żeby film był dobry.