Też uwielbiacie, jak ktoś używa argumentu „daj, przecież wiem, że masz”? O takiej filozofii przekonał się niedawno Mariusz Szczygieł, reporter i felietonista m.in. „Dużego Formatu”. Otrzymał za zbiór reportaży „Nie ma” nagrodę Nike, ale z finansowego aspektu wyróżnienia to nie wcale on się najbardziej ucieszył.
Daj, bo wiem, że masz!
Dziennikarz Mariusz Szczygieł opublikował na swoim Instagramie dosyć ciekawy post. W opisie do zdjęcia zacytował wiadomość, którą dostał od jednej z – jak mniemam – czytelniczek, fanek, bądź obserwujących profil.
Bardzo przeżyłam pana nagrodę literacką Nike i serdecznie gratuluję. Ponieważ minęły od niej dwa tygodnie dostał Pan zapewne już przelew na sto tysięcy. Bardzo nam zależy z mężem, aby pożyczył Pan nam ok. 40-45 tysięcy. To suma akurat brakująca nam do kupna mieszkania, a właśnie trafiło się takie, które należy szybko kupić. Może Pan pamięta, gdy po spotkaniu autorskim w ubiegłym roku brałam od Pana dedykację w książce… Moglibyśmy Panu oddawać w ratach w przeciągu roku – dwóch
Mariusz Szczygieł odpisał „pani K.”, że po opodatkowaniu w sumie dostał nie 100, a 90 tysięcy, no i jak ma wyglądać pożyczka udzielona obcej osobie. Otrzymał rozbrajającą odpowiedź.
Proszę się nie denerwować, przecież ja pana znam. Myślałam, że literata o takiej wrażliwości cechuje też solidarność społeczna, a taka nagroda jak Nike do czegoś zobowiązuje
Jak myślicie – jest to efekt kultu cwaniactwa, żart, próba oszustwa, czy przejaw odważnej próby walki o osiągnięcie celu?
No weź, przecież widziałem, że masz!
Czytając takie historie zastanawiam się, czy jest to wstrętny efekt ciągle dobrze się trzymającego kultu cwaniactwa, czy też całkiem odważne działanie, świadczące o pomysłowości, spostrzegawczości, czy odwadze.
O ile pisanie do powszechnie znanych osób z prośbą o pieniądze jest dla niektórych bezmyślna, dla innych tylko zabawna, ile zwracanie się o pożyczkę do tych, którzy otrzymali niedawno nagrody pieniężne, w myśl filozofii „daj, bo wiem, że masz” jest chyba przede wszystkim bezczelnością.
Mariusz Szczygieł w bardzo kulturalny sposób opisał sytuację, w żaden sposób nie wyśmiewając kobiety, chcącej przejąć połowę (finansowej) nagrody Nike (ale z zamiarem oddania!). Dużo mniej zachowawczy okazali się komentujący sprawę internauci – i wcale się im nie dziwię.
Wypisywanie po znanych osobistościach z prośbą o pieniądze – argumentując swoje żądania sympatią – jest co najmniej nieprzyzwoite. Z tym się chyba zgodzimy wszyscy.