Partnerzy serwisu:
Gospodarka Państwo

Decentralizacja Polski wcale nie była złym pomysłem. To jedyny sposób by powstrzymać koncentrację zasobów w rękach państwa

Rafał Chabasiński
23.03.2023
Decentralizacja Polski wcale nie była złym pomysłem. To jedyny sposób by powstrzymać koncentrację zasobów w rękach państwa

W ostatnich kilku latach możemy zaobserwować niepokojący trend koncentrowania zasobów w rękach państwa, które samo również centralizuje się coraz bardziej. Rezultatem jest coraz większe marnotrawstwo pieniędzy podatników i zagrożenie dla prawidłowego funkcjonowania wielu branż. Okazuje się, że ta cała decentralizacja Polski wcale nie była takim złym pomysłem.

Im więcej zasobów nasze państwo skupia w swoim ręku, tym bardziej wydaje mi się, że silny rząd to kiepski pomysł

Nikomu chyba nie jest miło przyznawać się do błędu, jednak czasem trzeba to zrobić. Jakieś cztery lata temu wydawało mi się, że pomysły na decentralizowanie Polski to świetny przepis na strzelenie sobie w kolano. Cóż bowiem zrobilibyśmy bez silnej władzy centralnej, która koordynowałaby te wszystkie kluczowe strategiczne inwestycje? Wychodzi na to, że zaoszczędzilibyśmy całkiem sporo pieniędzy podatników.

Już wtedy wydawało się, że centralizacyjne ciągotki obecnej władzy nie przyniosą nam nic dobrego. Przekop Mierzei Wiślanej, zgodnie z oczekiwaniami, nie przyniósł wielkiego ożywienia portu w Elblągu, który i tak do tej pory handlował głównie z Rosją. Centralny Port Komunikacyjny ma zacząć się budować w połowie tego roku. Na razie skupowane są grunty. Jeśli zaś chodzi o elektrownie jądrowe w Polsce, to teraz mamy wreszcie jakiś postęp, po przeszło trzydziestu latach. Jeśli chodzi o budowanie mieszkań przez państwo, to nawet politycy Zjednoczonej Prawicy przyznają, że im nie wyszło.

Nieudane sztandarowe inwestycje rządzących można by skwitować wzruszeniem ramion. W końcu dużo więcej budżetowych pieniędzy i tak trafia na cele, z których większość obywateli nie ma większego pożytku. Równocześnie jednak mogliśmy zaobserwować bardzo niepokojący trend. Rząd wykorzystuje spółki Skarbu Państwa do realizacji celów bardziej politycznych. Przy okazji koncentruje zasoby i kapitał w coraz mniejszej liczbie rąk.

Orlen przejął Lotos? To jeszcze można zrozumieć. Budowanie koncernu multienergetycznego już trochę trąci próbą stworzenia jakiejś cyberpunkowej megakorporacji na miarę naszych polskich możliwości. Orlen wchłonął PGNiG, pożarł Energę. Czy Polacy mają z tego powodu jakiś pożytek? Rachunki jakoś przez to nie spadły ani gospodarstwom domowym, ani tym bardziej przedsiębiorcom.

Do tej pory wciąż poruszaliśmy się w obszarze potencjalnej opłacalności kolejnych fuzji. Po co jednak Orlenowi wydawanie prasy lokalnej? Wszyscy doskonale znamy odpowiedź na to pytanie. To właśnie tego typu polityczne zamówienia nakazują przemyśleć raz jeszcze kwestię roli państwa w gospodarce i tego, jak duże możliwości powinno posiadać.

Zrezygnowaliśmy z gospodarki centralnie sterowanej nie bez powodu

PKN Orlen nie jest jedynym państwowym koncernem, z którym wiążą się tego typu kontrowersje. Z pewnością jest najbardziej medialną marką, która równocześnie posiada ogromne zasoby. Warto jednak wspomnieć na przykład o Państwowej Grupie Spożywczej, która ma w założeniu robić mniej-więcej to samo w zupełnie innej branży. Mamy także państwowe molochy zmuszone do bycia i spółką i urzędem naraz. Placówki Poczty Polskiej od lat sprzedają mydło i powidło. Zapewne wielu z nas jeszcze pamięta zamieszanie z cenami biletów w PKP, które musiał prostować sam premier.

Od gospodarki centralnie sterowanej odeszliśmy nie bez powodu. Doświadczenia zarówno współczesności jak i słusznie minionego ustroju podpowiadają istnienie pewnego schematu. Politycy lubią obsadzać stanowiska „swoimi ludźmi”, nierzadko nieposiadającymi dostatecznych kompetencji. Jak to szło? „Nie zatrudniamy ekspertów, bo jak zatrudnialiśmy ekspertów, to nie chcieli oni realizować naszego programu”? Partyjni namiestnicy miewają swoje pomysły, polityczni mecenasi miewają swoje zamówienia, obywatel za wszystko płaci.

Apetyt zwykle rośnie w miarę jedzenia, podobnie jak przekonanie polityków o własnej nieomylności. Jakby tego było mało, w naszym społeczeństwie wciąż pokutuje mit „silnego człowieka”. Wypatrujemy swego rodzaju Mesjasza, który przyjdzie i „sam jeden zrobi porządek”. W najlepszym przypadku: że to państwo powinno na bieżąco znajdować rozwiązania codziennych problemów obywateli. Nic więc dziwnego, że nasze państwo ma naturalne wręcz skłonności do centralizowania gospodarki i koncentrowania coraz więcej w swoich rękach.

Wystarczy odrobina niekompetencji lub złych intencji, by koszty utrzymywania „silnego państwa” drastycznie przerastały jakiekolwiek korzyści z niego płynące. Jak jednak powstrzymać państwowego molocha przed zagarnianiem dla siebie coraz to większych kęsów? Ktoś mógłby zasugerować zagłodzenie go poprzez prywatyzację. Problem w tym, że w państwie pozbawionym jakiejś sensownej kultury politycznej to prosta droga do oligarchizacji życia gospodarczego kraju. Przerabialiśmy uwłaszczenie nomenklatury i reszty kasty politycznej w latach ’90. Mogliśmy też zaobserwować przykład Ukrainy czy Rosji. W Polsce to przepis na katastrofę.

Bez rozsądnego podziału kompetencji i pieniędzy żadna decentralizacja się nie uda

Tutaj właśnie pojawia nam się decentralizacja jako bardziej rozsądna alternatywa. Żeby była jasność: nie mam tutaj na myśli federalizacji Polski. Powód jest zresztą bardzo prosty: w naszym unitarnym państwie nie byłoby nawet kogo z kim federalizować. Możemy jednak z powodzeniem wzmocnić rolę samorządów kosztem władzy centralnej.

Jak taka decentralizacja mogłaby wyglądać? Należałoby po prostu przesunąć część zadań realizowanych dzisiaj przez ogólnopolskie instytucje i rząd w ręce samorządów właściwego poziomu dla stopnia złożoności danej sprawy. Przy odrobinie wyczucia może nawet sprawilibyśmy, że powiaty przestaną być kompletnie bezużyteczne.

Wszelkiej maści sprawy światopoglądowe należałoby załatwiać na możliwie niskim poziomie. Do tego należałoby uniemożliwić rządzącym zbytnią ingerencję w sprawy samorządów i postawić na te organy, które są wybierane w powszechnych wyborach. Filarem decentralizacji byłaby niewątpliwie zasada pomocniczości. Państwo wkraczałoby jedynie tam, gdzie zamożniejsze regiony nie byłyby mimo wszystko w stanie skutecznie realizować swoich zadań. Dotyczyłoby to najpewniej przede wszystkim kwestii związanych z obronnością i zapewnieniem obywatelom szeroko rozumianego bezpieczeństwa.

Kluczowa okazuje się tutaj nie tylko kwestia podziału kompetencji, ale także rozdziału pieniędzy. Obydwie kwestie łączą się zresztą ze sobą dość mocno. Większa liczba zadań wymaga zabezpieczenia większych funduszy. Tymczasem wystarczyło obniżenie stawek podatku PIT, by drastycznie zmniejszyć budżety polskich samorządów. To z kolei doprowadziło do szybkiego wzrostu wszelkiej maści podatków i opłat lokalnych. Ewentualne rekompensaty dla samorządów rozdziela już państwo.

Opisany wyżej mechanizm można by wykorzystać w drugą stronę. Zwiększenie udziału samorządów w podatkach, w tym także tych naprawdę istotnych budżetowo jak VAT czy akcyza, wydaje się oczywistością, jeżeli chodzi nam po głowach jakakolwiek decentralizacja. Tym samym samorządy mogłyby obsłużyć więcej zadań we własnym zakresie. Równocześnie władza centralna musiałaby się skupić na realizowaniu swoich obowiązków zamiast wymyślaniu sobie co rusz jakichś nowych.

Decentralizacja państwa przyniosłaby nam Polskę, w której żyje się spokojniej i łatwiej prowadzi się firmę

Co właściwie mielibyśmy zyskać na decentralizacji jako obywatele? Przede wszystkim władza centralna z okrojonym budżetem i zakresem kompetencji nie miałaby już za co rozpychać się w kolejnych gałęziach gospodarki. Ze szczególnym uwzględnieniem tych, które są istotne tylko z politycznego punktu widzenia. Dobrym przykładem jest tutaj ekspansja państwa w świecie mediów.

Nie mielibyśmy też nieuczciwej konkurencji dotowanej przez państwo z naszych podatków. Dotyczy to także przypadków, gdy organy centralne upierają się, że w całej Polsce jedna i ta sama firma ma realizować jakąś ważną usługę publiczną. O wyborze przedsiębiorstwa odpowiedzialnego za rozprowadzanie pism z sądów i dokumentów urzędowych można decydować na poziomie co najmniej województwa, jeśli nie gminy albo powiatu. Samorządy już teraz zarządzają szpitalami, szkołami, czy lokalną infrastrukturą. Centralny nadzór nie jest wcale niezbędny.

Decentralizacja to także dodatkowy wentyl bezpieczeństwa zabezpieczający państwo przed ewentualnymi autokratycznymi ciągotkami poszczególnych rządów. Doświadczenia ostatnich lat podpowiadają, że ustrój Polski cierpi na duże braki tego typu zabezpieczeń.

Zdecentralizowane państwo jest też mniej podatne na polaryzację. Temperatura politycznego sporu znacząco by spadła, gdyby poszczególne regiony mogły decydować o ważnych dla siebie sprawach bez narzucania swoich rozwiązań w pozostałych częściach kraju.

Lokalne społeczności żyłyby po swojemu, obywatela zaś mogliby w skrajnych sytuacjach zmieniać miejsce zamieszkania i swoją sytuację prawną bez konieczności wyprowadzki za granicę. Weźmy taki zakaz handlu w niedzielę. Mógłby przecież obowiązywać w tych województwach, w których Polacy uważają, że argumenty Kościoła są ważniejsze od swobody działalności gospodarczej.

Dla przedsiębiorców decentralizacja mogłaby być błogosławieństwem. Samorządy mogłyby po prostu zaoferować więcej firmom, które rozważają ulokowanie się na ich terenie. Ktoś mógłby argumentować, że więcej ośrodków decyzyjnych to konieczność mierzenia się z większą ilością różnych potencjalnie odmiennych decyzji. Taki system już teraz funkcjonuje jednak w sądownictwie. Wyroki w zbliżonych sprawach potrafią się różnić w zależności od tego, w którym województwie je wydano. Wydaje się więc, że nie jest to jakiś większy problem.

fundacja wolności gospodarczejArtykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu komercyjnego realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.