Poziom zatrudnienia może spaść o kilkanaście procent. Polska gospodarka ucierpi na tym najbardziej

Gospodarka Praca Społeczeństwo Dołącz do dyskusji
Poziom zatrudnienia może spaść o kilkanaście procent. Polska gospodarka ucierpi na tym najbardziej

O dłuższego czasu wiemy o tym, że prognozy demograficzne dla Polski są skrajnie niekorzystne. Niektórzy eksperci idą dalej i mówią o tym, że będą one dla polskiej gospodarki tragiczne. Z danych przekazanych przez Polski Instytut Ekonomiczny wynika, że do 2035 roku liczba pracowników zmniejszy się o 2,1 mln. Stanowi to 12,6 proc. obecnego stanu zatrudnienia, a tak drastyczny ubytek siły roboczej na polskim rynku pracy na pewno odbije się bardzo negatywnie na stanie polskiej gospodarki.

Tak duży ubytek siły roboczej na pewno spowoduje gwałtowny spadek polskiego PKB

Z danych PIE wynika, że branże, które do 2035 roku są najbardziej narażone na odpływ pracowników, to przemysł, handel, edukacja i rolnictwo. Przy założeniu, że obecny wiek emerytalny zostanie utrzymany, do 2035 roku z polskiego rynku pracy odejdzie 3,8 miliona pracowników. Z kolei napływ nowych roczników na rynek pracy wyniesie tylko 1,7 miliona osób. Gdyby najczarniejsze scenariusze demograficzne spełniły się, oznaczałoby to, że w 2035 roku PKB Polski spadłby o 6 do 8 proc.

Eksperci przyznają, że Polska musi wprowadzać rozwiązania zaradcze, aby nie doprowadzić do kryzysu gospodarczego i innych problemów społecznych. Na początek konieczne jest aktywizowanie osób bezrobotnych. Według PIE w Polsce mamy do czynienia z istotnym zasobem niewykorzystanej siły roboczej, na którą składają się przede wszystkim osoby z niepełnosprawnościami, młode matki i osoby w wieku 20-24 lata.

Zmniejszenie luki w zatrudnieniu osób z niepełnoprawnościami to również szansa na to, aby do 2035 roku oddalić ryzyko wystąpienia negatywnych zjawisk gospodarczych w Polsce. Zatrudnienie osób z niepełnosprawnościami wynosi tylko 34,3 proc., co oznacza, że luka w ich zatrudnieniu wynosi 40 proc. Szanse na jej zasypanie komentuje Jędrzej Lubasiński, starszy analityk z zespołu zrównoważonego rozwoju w PIE:

Szacujemy, że w sprzyjających warunkach polski rynek pracy mógłby być zasilony przez dodatkowy 1 mln osób. Rezerwuar ten stanowią najczęściej osoby, które z różnych powodów nie są w stanie pracować na cały etat w formie stacjonarnej: osoby uczące się, sprawujące opiekę nad dziećmi lub innymi członkami rodziny, w tym młode kobiety oraz kobiety w wieku przedemerytalnym i osoby z niepełnosprawnościami. Ich wejście na rynek pracy byłoby możliwe po dostosowaniu warunków pracy do ich specyficznej sytuacji życiowej i miejsca zamieszkania, na przykład poprzez wprowadzenie zatrudnienia na część etatu, pracy zdalnej lub hybrydowej.

To jednak nie wszystkie potrzeby polskiej gospodarki i rynku pracy. Konieczne jest stawianie na innowacje i mądre sprowadzanie migrantów

Eksperci nie mają wątpliwości co do tego, że powiększającą się lukę w zatrudnieniu można w pewien sposób zasypać poprzez wdrażanie nowych technologii. Tutaj największe perspektywy na złagodzenie kryzysu rysują się przed branżą przemysłową. Najbardziej w oczy rzuca się mała liczba robotów, które pracują w polskiej branży przetwórstwa przemysłowego. W Polsce jest to 56 robotów na 10 tys. pracowników, w Czechach 165,9, w Niemczech 256, a w Szwecji 297,6 robotów. Jednak to nie wystarczy, aby złagodzić skutki fatalnych prognoz demograficznych dla Polski.

Niestety polskie firmy charakteryzują się niezwykle niskim poziomem skłonności do ryzyka, które jest skorelowane z brakiem chęci inwestowania w innowacyjne rozwiązania. To jeden z najważniejszych powodów, dla których automatyzacja i innowacyjność polskich przedsiębiorstw jest tak niska.