Muzyka disco polo, choć wciąż popularna wśród wielu Polaków, budzi kontrowersje w kontekście finansowania z budżetów miejskich (gminnych) instytucji. Z jednej strony zespoły grające ten gatunek cieszą się ogromnym zainteresowaniem i potrafią przyciągnąć tłumy na koncerty. I jeśli ludzie będą dobrze się bawić, to co w tym złego. Z drugiej, pojawiają się wątpliwości co do zasadności wydawania publicznych pieniędzy na takie wydarzenia. A idzie na to sporo kasy. Zdarza się, że gminne ośrodki kultury nawet pół rocznego gminnego budżetu przeznaczonego na kulturę wykładają na dożynki z koncertem zespołu disco polo w roli gwiazdy wieczoru.
Czy samorządowcy prawidłowo realizują zadania związane z kulturą, czy może raczej zaspokajają lokalne preferencje rozrywkowe tylko ku uciesze potencjalnych wyborców? Na razie trwa szermierka na argumenty i nic nie zapowiada jej szybkiego zakończenia.
Granica między prawdziwą sztuką a kiczem bywa cienka, jednak ilu ludzi, tyle opinii, dlatego trudno jednoznacznie stwierdzić, co właściwie jest tandetą
Zgodnie z ustawą o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej działalność kulturalna powinna obejmować tworzenie, upowszechnianie i ochronę kultury. W praktyce oznacza to wspieranie inicjatyw, które mają rozwijać twórczość artystyczną, oraz edukowanie ludzi w tym kierunku, bez przekraczania granicy dobrego smaku.
Tymczasem krytycy zauważają, że organizowanie koncertów disco polo, mimo ich popularności, nie spełnia tych wymogów. Disco polo często określane jako muzyka „chodnikowa” w opinii niektórych nie wnosi wartości artystycznej, która uzasadniałaby publiczne wsparcie. Dlatego inwestowanie dużych sum w takie wydarzenia może budzić poważne wątpliwości co do zgodności z ustawowymi zadaniami instytucji kultury.
Gdyby w grę wchodziła tylko sama muzyka pewnie byłoby prościej, jednak w przypadku disco polo muzykę często trudno oddzielić od polityki
Afera, która wybuchła w Biłgoraju, rzuca światło na problem finansowania koncertów disco polo. Były burmistrz miasta skrytykował obecne władze za organizowanie takich imprez. Swoje zastrzeżenia uzasadniał brakiem wartości kulturalnej w muzyce disco polo i zarzucił nowym włodarzom niewłaściwe wykorzystanie funduszy publicznych. Oskarżenia doprowadziły do zgłoszenia sprawy do prokuratury w związku z podejrzeniem dyskryminowania fanów disco polo. Sprawę dodatkowo skomplikował fakt, że akurat w tym przypadku celem koncertu była również pomoc charytatywna.
A to jeszcze nie wszystko. Bo disco polo często kojarzy się również z masową rozrywką dla potencjalnych wyborców, organizowaną często właśnie tuż przed głosowaniem. Koncerty przyciągają tłumy. Wówczas lokalnym politykom otwiera się szerokie pole do popisu: po prostu łatwiej im agitować. Dlatego tak trudno oddzielić disco polo od lokalnej polityki. Bo zdarza się, że zespół nawet nieświadomie uczestniczy w swego rodzaju wiecu wyborczym.
Może się zdarzyć, że zorganizowanie koncertu disco polo będzie kosztować więcej, niż ludzie wpłacą na towarzyszącą mu akcję charytatywną
Paweł Kamiński ze Stowarzyszenia Dyrektorów i Dyrektorek Samorządowych Instytucji Kultury krytycznie ocenia obecny stan rzeczy. Wskazuje na zjawisko, w którym znaczna część budżetów przeznaczanych na kulturę bywa konsumowana właśnie na organizację wydarzeń z zespołami disco polo w roli głównej. Według Kamińskiego finansowanie z pieniędzy publicznych rozrywki, która nie ma walorów kulturalnych, jest niewłaściwe.
Przy okazji problemem bywa również co innego, a mianowicie brak pełnej kontroli mieszkańców nad wydatkami na koncerty. Część umów może być objęta tajemnicą, co utrudnia społeczny nadzór nad wydawanymi funduszami. Problematyczne jest również to, że koszty organizacji wydarzeń często przewyższają wpływy z akcji charytatywnych towarzyszących takim zabawom. To rodzi kolejne pytania o efektywność i przejrzystość wydatkowania publicznych środków.