Wystarczył jeden wpis Donalda Trumpa na Twitterze, aby wartość Toyoty spadła na giełdzie o ponad miliard dolarów. Chwilę później prezydent Stanów Zjednoczonych wdał się – również na Twitterze – w pyskówkę z byłym prezydentem Meksyku. Znak czasów, czy może najlepszy moment na zabranie politykom smartfonów?
Mylili się ci, którzy – mniej lub bardziej naiwnie – wierzyli, że Donald Trump po objęciu stanowiska prezydenta USA porzuci dotychczasową, populistyczną retorykę pozbawioną hamulców poprawności politycznej. Kiedy japoński producent samochodów poinformował o planach budowy nowej fabryki samochodów w (stowarzyszonym ze Stanami Zjednoczonymi poprzez strefę wolnego handlu NAFTA) Meksyku,
Donald Trump zatweetował: albo my, albo oni (ale wtedy słono za to zapłacicie)
Toyota Motor said will build a new plant in Baja, Mexico, to build Corolla cars for U.S. NO WAY! Build plant in U.S. or pay big border tax.
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) January 5, 2017
Deklaracja wyższych ceł na japońskie samochody made in Mexico w pięć minut doprowadziła na skraj załamania nerwowego niejednego maklera, a wartość spółki spadła o blisko 5 miliardów złotych (dla porównania: tyle wynosi kapitalizacja polskiego Tauronu). Nie powinno to dziwić: taka deklaracja ze strony oczekującego na zaprzysiężenie zwycięzcy prezydenckich wyborów może przecież stanowić zapowiedź zmian w amerykańskiej polityce handlowej.
A jeszcze niedawno można było mieć nadzieję, że nie taki straszny Donald Trump, jak go malują, co świetnie wytłuściła Maja Werner:
Czy Trump zniszczy Stany Zjednoczone, jakie znamy? Wiele wskazuje na to, że nie, a masowa histeria miała w dużej mierze sprzyjać kandydaturze przedstawicielki Partii Demokratycznej. Trump jest doświadczonym i uznanym człowiekiem biznesu, który może wnieść nowy punkt widzenia do amerykańskiej polityki krajowej.
Amerykańska polityka wewnętrzna w rękach nowego POTUS (President of the United States, amerykanie uwielbiają akronimy) póki co jest raczej zagadką. Ale polityka zagraniczna klaruje się dosyć jasno, a sprowadzić można ją do „nie lubimy Meksyku”. Oprócz walki z meksykańskimi fabrykami samochodów, powraca kwestia muru na południowej granicy USA. Zapowiedź realizacji wyborczej obietnicy i obciążenia kosztami budowy muru Meksyku spotkała się z żywą reakcją (oczywiście, również na Twitterze) byłego prezydenta tego kraju Vincente Fox:
TRUMP, when will you understand that I am not paying for that fucken wall. Be clear with US tax payers. They will pay for it.
— Vicente Fox Quesada (@VicenteFoxQue) January 6, 2017
Czy takie twitterowe wojenki, dobrze skądinąd znane obserwatorom polskiej sceny politycznej (polscy politycy uwielbiają Twittera), przystoją głowom państwa? Śmiem wątpić.
#POTUS, #USA, #WTO, #NAFTA i #Brexit
Ale pomijając kwestie wizerunkowe, można się zastanowić, czy obecność polityków na Twitterze nie wpływa negatywnie na – nazwijmy to – „jakość polityki”. Łatwość publikowania krótkich wpisów zachęca do dzielenia się ze światem swoimi przemyśleniami. To cecha pożądana w świecie nastolatków (choć ci i tak chyba wolą Snapchata?), a w świecie polityki to miejsce do głoszenia kolejnych sloganów. Sloganów, z których czasami ciężko się wycofać – takich, jak likwidacja gimnazjów, przeprowadzona w pośpiechu po to tylko, aby zrealizować wyborcze obietnice.
Czy podobnie będzie z zapowiedziami Donalda Trumpa dotyczącymi m.in. wycofania się Ameryki z procesu liberalizacji handlu światowego, zarówno w ramach WTO, jak i regionalnego układu NAFTA? To już takie oczywiste nie jest, choćby dlatego, że nie jest to łatwy proces, o czym teraz przekonują się na własnej skórze Brytyjczycy. Theresa May, premier Zjednoczonego Królestwa, wciąż udziela mętnych wyjaśnień co do planu rządu Wielkiej Brytanii na przeprowadzenie Brexitu – na tyle mętnych, że niektórzy wątpią, czy taki plan w ogóle istnieje.
140 znaków – tyle wynosi limit twitterowego wpisu – to za mało, by opisać skomplikowaną, również w sensie prawnym, rzeczywistość.
Może zatem lepiej byłoby, gdyby politycy zostali oderwani (a choćby i przymusowo) od swoich smartfonów, i skupili się na tworzeniu dobrego prawa, zamiast skupiać się na wyścigu o dobitniejsze wyłożenie swoich racji w 140 znakach?