Mamy 2020 rok, a sądy i urzędy w naszym kraju w dalszym ciągu mają problem ze skutecznym doręczaniem korespondencji stronom postępowań. Dodajmy do tego wątpliwą jakość usług wykonywanych przez krajowego operatora i mamy gotowy przepis na katastrofę.
Podstawą każdego procesu bez wątpienia jest prawidłowe doręczenie korespondencji jego stronom i uczestnikom. Dzięki temu mają pewność, że nic nie dzieje się za ich plecami, a oni sami mogą uczestniczyć w sprawie w taki sposób, jaki uznają za stosowny. W teorii to brzmi ładnie, ale w praktyce napotyka na mnóstwo problemów. Przede wszystkim te adresy powinny być dobrze znane sądom i urzędom. Niestety nie funkcjonuje żadna oficjalna i automatycznie aktualizowana baza adresów osób, które mieszkają na terenie kraju. Sądom adres wskazuje powód, a ten posługuje się adresem, jaki uzyskał z (najczęściej) zawartej umowy z podmiotem, który teraz pozywa. Z kolei urzędy najczęściej korzystają z bazy adresów zameldowania.
Przez wiele lat ten problem rozwiązywała fikcja doręczeń. Moim zdaniem rozwiązanie bardzo sprawiedliwe i zapewniające sprawność wymiarowi sprawiedliwości. To prawda, że to rozwiązanie miało wady. Moim zdaniem wynikały one w większości z tego, że jako obywatele zaniedbywali swoje obowiązki. Względem państwa, co przejawiało się w ignorowaniu obowiązku meldunkowego. Tak samo względem kontrahentów, których nie informuje się o zmianie adresu (na przykład przy przeprowadzce). Tym samym pisma urzędowe były kierowane na nieaktualny adres. Fikcja doręczenia sprawiała, że część odpowiedzialności za ten stan rzeczy leżała po stronie obywateli. Prawo przewidywało możliwość obrony przed skutkami tej fikcji. Wystarczy wspomnieć o możliwości przywrócenia terminu do wniesienia środka odwołania.
Ustawodawca nie potrafi napisać dobrze przepisu
Niestety w ubiegłym roku kompletnie przemodelowano kwestię doręczeń w postępowaniach sądowych. Fikcja doręczenia zastąpiło doręczenie przez komornika. Wydłużyło to sam proces, a także spowodowało znaczny wzrost jego kosztów. Takie doręczenie może kosztować nawet 120 zł. Ustawodawca, być może zdając sobie sprawę z absurdalności doręczania pism przez komorników, postanowił pozostawić pewną furtkę. Doręczenie nakazu zapłaty w elektronicznym postępowaniu upominawczym uznawane jest za doręczone, jeżeli było kierowane na adres zameldowania pozwanego. Z jednej strony więc ustawodawca rzuca kłody pod nogi stronom w „tradycyjnym” procesie, a z drugiej niesamowicie ułatwia dochodzenie roszczeń w trybie, z którego najczęściej korzystają firmy windykacyjne i tzw. masowi wierzyciele.
Z tego powodu zupełnie mnie nie zdziwiło, że pomysł rządu na rozwiązanie problemu doręczeń podczas epidemii koronawirusa okazał się kompletnym niewypałem. Redakcja Gazety Prawnej przeanalizowała treść kilku tarcz antykryzysowych i doszła do wniosku, że doręczenie podczas epidemii jest zwyczajnym bublem prawnym.
Ustawodawca wyszedł ze słusznego założenia, że podczas trwania epidemii nie można stosować doręczenia przez awizo. Dlatego w drugiej tarczy antykryzysowej wprowadzono przepis w brzmieniu:
nieodebrane pisma podlegające doręczeniu za potwierdzeniem odbioru, których termin odbioru określony w awizo przypadał w okresie stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii, nie mogą zostać uznane za doręczone w czasie obowiązywania tychże stanów oraz przed upływem 14 dni od dnia ich zniesienia.
Doręczenie poczty z urzędu podczas epidemii jest w zasadzie niemożliwe
Liczne przesyłki m.in. nadawane przez sądy, komorników, organy ścigania czy wysyłanych w ramach postępowań dotyczących przestępstw skarbowych są wyłączone z powyższej zasady. Niemniej jednak mnóstwo postępowań administracyjnych czekało na odmrożenie tych doręczeń. Żeby bałagan był większy, ustawodawca stwierdził, że niedoręczone przesyłki przez awizo nie są zwracane do nadawcy. Ostatnia tarcza antykryzysowa miała sprawić, że zawieszone postępowania ruszą z kopyta. Do tarczy dodano przepis, który nakazuje zwrot tych „zawieszonych” przesyłek do nadawcy. Ponadto wprowadzono bardzo ważny przepis przejściowy. Stanowił on, że przesyłki, (o których mowa w art. 98 ust. 2 pkt 4 lit. d ustawy o tarczy 2.0), uznane przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy za niedoręczone, uznaje się za doręczone po upływie 14 dni od dnia wejścia w życie tarczy 4.0.
Przepis słuszny i zasadny. Problem polega na tym, że odsyła do przepisu, który jest pusty. Przepis przejściowy odsyła do art. 97 ust. 2 pkt 4 tarczy. Przepis ten zawiera jednak wyłącznie punkty od 1 do 3. To sprawia, że tysiące postępowań administracyjnych wciąż nie może się normalnie toczyć. Przynajmniej do momentu odwołania stanu epidemii, który wciąż obowiązuje.