Przynajmniej od czasów afery Rywina, a więc od grudnia 2002, polska polityka toczy się wokół nagrań. Wydawać by się mogło, że wreszcie politycy zrozumieją, że warto postawić na zabezpieczenia, bo podsłuchy są wszędzie. Ale nic z tego – dyktafon Czarneckiego za 170 zł wystarczył, by zachwiać potężną instytucją, a może i rządem.
Już wiemy, że afera KNF zachwiała tą instytucją – jej prezes właśnie podał się do dymisji. Czy zachwieje i rządem? Kto wie, wspomniana afera Rywina przecież doprowadziła do upadku wszechpotężnego wówczas „żelaznego kanclerza” Leszka Millera. A Mateusz Morawiecki wcale tak potężny się nie wydaje.
Co spowodowało tak wielki kryzys? Można by się spodziewać, że Leszek Czarnecki, jeden z najbogatszych Polaków, może sobie pozwolić na niesamowicie zaawansowany sprzęt. Zresztą ze stenogramów „Gazety Wyborczej” wiemy, że w gabinecie szefa KNF były specjalne „zagłuszarki”, a samo pomieszczenie zostało sprawdzone przez służby specjalne.
Z tekstu „GW” wynika też, że multimilioner poszedł do ex-szefa KNF wyposażony w dwa dyktafony oraz kamerkę. Jeden dyktafon nie zadziałał, kamerka również szybko przestała działać – i to chwilę po tym, jak biznesmen wszedł do gabinetu.
Ale jeden dyktafon Czarneckiego zadziałał. Ile kosztował ten magiczny sprzęt, który pokonał wszystkie te „zagłuszarki” w KNF?
Dyktafon KNF. Za grosze, z Media Markt
Mecenas Roman Giertych (tak – pojawia się zawsze, gdzie jest zagrażająca PiS afera) ujawnił dziennikarzowi money.pl, że dyktafon, który doprowadził do dymisji szefa KNF kosztował… 170 zł. I nie pochodzi bynajmniej z sekcji Q brytyjskiego wywiadu (o ile taka faktycznie istnieje), nie pochodzi też z laboratoriów Mosadu, CIA, FSB, ani nawet ABW. Pochodzi z… Media Marktu.
Tak to jest z polskimi aferami – w sumie nie wiadomo, czy jest bardziej straszno, czy jednak bardziej śmieszno. Jeśli szef KNF rzeczywiście zaprosił biznesmena po to, by przedstawić mu korupcyjna propozycję, to poza wszystkim, po prostu musiał przewidzieć, że Czarnecki przyjdzie z „aparaturą”. Przecież polska polityka toczy się wokół nagrań od 2002 roku. Najpierw był Rywin, potem był agent Tomek, wreszcie były nagrania u Sowy. Wszędzie główną rolę odgrywały podsłuchy i nagrania.
Jednak, jak wiemy ze stenogramów z „GW”, były już szef KNF zapytał się tylko Czarneckiego: „Pan nie ma telefonu ze sobą, żadnych takich?”
Symbolem degrengolady, ale i oderwania od rzeczywistości polityków z czasów późnego PO były ośmiorniczki Radosława Sikorskiego. Czy teraz podobnym symbolem będzie dyktafon Czarneckiego?