Fikcja doręczenia jest traktowana jako źródło wielu wadliwych wyroków i główny powód braku zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Tak twierdzi również redaktor Domagalski z Rzeczypospolitej, który uważa, że najwyższy czas pożegnać się z tą instytucją. Redaktor jest oczywiście w dużym błędzie.
Przy okazji dobrej zmiany i trwającej od kilku lat dyskusji na temat reformy wymiaru sądownictwa wiele mówi się o likwidacji bardzo kontrowersyjnej instytucji, jaką jest fikcja doręczenia. Problem polega na tym, że nie możemy sobie na to pozwolić, a przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Inaczej twierdzi redaktor Marek Domagalski z Rzeczpospolitej. Redaktorze – to nie w interesie powoda jest skuteczne wszczęcie postępowania. To obowiązkiem pozwanego jest zadbać o to, aby trafiała do niego poczta.
Fikcja doręczenia polega na tym, że przesyłka wysłana na jakiś adres, a następnie dwukrotnie awizowana, jest traktowana jako prawidłowo doręczona. Bez znaczenia jest tu fakt, że adresat fizycznie nigdy tego listu nie widział na oczy. Stąd właśnie zwrot fikcja. To prawda, rozwiązanie w pierwszej chwili wydaje się całkiem niesprawiedliwe. No bo dlaczego mielibyśmy nieraz opierać całe postępowanie na takiej fikcji? A co, jeśli adres jest zwyczajnie błędny? Prawo ma odpowiedź i na to pytanie.
Przede wszystkim błędne postrzeganie problemu polega na założeniu, że to wszystkie możliwe instytucje powinny się wysilić, żeby znaleźć adresata. Tymczasem ten obowiązek zupełnie inaczej wygląda w przepisach. To rolą obywatela jest zadbać o to, aby można go było odnaleźć wtedy, kiedy państwo tego wymaga. Konsekwencją niewywiązania się z tej powinności nie jest odpowiedzialność karna, a właśnie konsekwencje, jakie prawo przewiduje za zaniedbania. Właśnie tym są te wszystkie „niesprawiedliwe” wyroki. Najwidoczniej obywatel nie chce, aby informować go o sprawach urzędowych, które mogą go dotyczyć.
Fikcja doręczenia to, paradoksalnie, bardzo sprawiedliwe rozwiązanie
Powszechne wydaje się takie myślenie, że jeżeli Kowalski wyprowadzi się z Warszawy do Krakowa, to ten fakt magicznie sam znajdzie się w odpowiednich rejestrach państwowych. Najlepiej jako powiadomienie w telefonie urzędnika, który automatycznie uzyskuje status „załatwiono”. No i skoro sądy wysyła pozew na adres w Warszawie, pod którym Kowalski nie mieszka od 5 lat to już problem sądu, a nie podsądnego. Często pojawiają się głosy, które postulują powstanie przeróżnych rejestrów adresów do korespondencji czy do doręczeń, a zapominają, że taki rejestr funkcjonuje od wielu lat. Mowa oczywiście o obowiązku meldunkowym.
Obowiązek meldunkowy polega na:
1) zameldowaniu się w miejscu pobytu stałego lub czasowego;
2) wymeldowaniu się z miejsca pobytu stałego lub czasowego;
3) zgłoszeniu wyjazdu poza granice Rzeczypospolitej Polskiej oraz powrotu z wyjazdu poza granice Rzeczypospolitej Polskiej, z uwzględnieniem art. 36.
Oczywiście, obowiązek meldunkowy w tej formie, w jakiej wygląda obecnie, jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Ludzie słusznie są zdziwieni tym, że nie został on wciąż zlikwidowany. Co prawda kodeks wykroczeń od 2013 roku nie przewiduje żadnych sankcji za jego niewykonanie, a w nowych dowodach osobistych nie umieszcza się informacji o adresie zameldowania. Wbrew licznym zapowiedziom, obowiązek meldunkowy zostaje. Pomimo wszystkich jego wad wciąż jest nieocenionym rejestrem adresów obywateli i to oni powinni zadbać o to, aby dane tam zawarte były możliwie dokładne. I właśnie tego zdaje się nie dostrzegać redaktor Domagalski.
Skąd instytucje państwowe mają brać informacje o aktualnym miejscu zamieszkania obywatela, do którego akurat trzeba wysłać jakieś pismo? Załóżmy, że Kowalski jest zameldowany w Poznaniu, gdzie nie mieszka od kilkunastu lat. Pracuje na czarno na drugim końcu Polski, gdzie wynajmuje mieszkanie. Jedynym punktem zaczepienia jest adres do korespondencji, który podał 5 lat temu przy podpisywaniu umowy z operatorem telefonii. Kowalski oczywiście przestał płacić i wyprowadził się do innego mieszkania. Jak teraz operator ma go znaleźć, żeby doręczyć pozew? Czy to wina usługodawcy, że klient nie zadbał o odpowiednią aktualizację danych do umowy? Czy teraz każda instytucja państwowa będzie musiała zatrudniać armię detektywów do poszukiwania każdego, któremu trzeba doręczyć pocztę? Bo do tego doprowadzi zlikwidowanie fikcji doręczenia. Do tego wszystkiego warto dodać, że to właśnie w drodze zapytania do MSW sądy, a co za tym idzie powód w sprawie, czerpią informacje o adresie zameldowania pozwanego.
Fikcja doręczenia – co zamiast tego?
Prawo można porównać do zasad gry, w którą każdy z nas musi grać. Tylko dlaczego jedni gracze nie grają według reguł, a następnie mają pretensję do pozostałych, że oni postępują tak, jak zasady nakazują? Przecież istnieją instytucje przywrócenia terminu, możemy ustanowić pełnomocników, poczta udostępnia usługi przekierowywania korespondencji na wskazany adres, tak samo, jak złożenie pełnomocnictwa pocztowego. Wreszcie zameldowanie się na pobyt stały lub czasowy. Możliwości, aby zadbać o odbieranie poczty, jest mnóstwo. Nie powinniśmy być zdziwieni, że ktoś od nas czegoś wymaga. Funkcjonowanie w obrocie prawnym i gospodarczym to nie tylko przyjemności, ale też pewne obowiązki.
Jedynym rozwiązaniem, którym można by zastąpić fikcję doręczenia, są doręczenia elektroniczne. Do tego jednak daleka droga. Co prawda zapowiada się elektroniczne awizo, ale wciąż będzie dostępne „na życzenie”. Jeżeli ktoś nie będzie chciał tak odbierać poczty, to nikt go do tego nie zmusi. Powinniśmy zatem dyskutować o tym, w jaki sposób możemy uprościć wykonywanie obowiązku meldunkowego do celów procesowych, zamiast likwidować jedyną instytucję, która umożliwia skuteczne pozywanie osób, które gdzieś mają obowiązki wobec państwa.