Ostatnie dni upłynęły pod znakiem poruszenia związanego z dostawami gazu do naszego kraju. Po tym jak potwierdziły się doniesienia o tym, że Rosja wstrzymuje dostawy tego surowca, rząd wydał szereg komunikatów, w których zapewnia o braku powodów do niepokoju. Choć sytuacja bezpośrednio nie dotknęła jeszcze żadnego z naszych sąsiadów, to sprawa dostępności gazu bardzo martwi Czechów.
Czesi płacą za nieodpowiedzialność rządu Babisza
Z dostępnych danych wynika, że nasi południowi sąsiedzi są niemal całkowicie uzależnieni od rosyjskiego gazu. Prawie 90% tego surowca pochodzi właśnie od Gazpromu. Trudno się dziwić, że decyzja o wstrzymaniu jego dostaw do Polski i Bułgarii szerokim echem odbiła się także w Czechach. Choć na razie nie słychać, by Rosjanie szykowali się do kolejnych blokad, to sytuacja może się zmienić z dnia na dzień.
Niebezpiecznemu dla Pragi scenariuszowi można było zaradzić już kilka lat temu. Gazociąg z Polski do Czech nie jest przecież nowym pomysłem. Niestety Czesi porzucili koncepcję budowy projektu Stork II za rządów Andreja Babisza. Powody nie są do końca znane. Jedni mówili o braku dofinansowania ze strony Unii Europejskiej, a inni zrzucali winę na polską stronę.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Pewne jest jednak, że Praga zupełnie zaniedbała sprawę własnego bezpieczeństwa energetycznego. Tak naprawdę nikt nie ma pomysłu co zrobić, gdy Rosja zdecyduje się wstrzymać dostawy także do Czech. W takiej sytuacji powrót do pomysłu dotyczącego budowy Stork II jest jedyną sensowną opcją.
Petr Fiala z desperacką misją w Warszawie
Jak najszybsze wznowienie prac nad gazociągiem z Polski ma być teraz priorytetem dla premiera Petra Fiali. W tym celu już w piątek szef czeskiego rządu pojawi się w Warszawie, by wybadać nastroje dotyczące projektu. Choć premierzy obu krajów rozmawiać będą nie tylko o bezpieczeństwie energetycznym to Fiala otwarcie mówi o tym, że sprawa Stork II jest w tej chwili priorytetowa.
W wywiadzie dla „Seznam Zpravy” czeski minister przemysłu i handlu Jozef Sikela zdradził, że nasi sąsiedzi zaczęli już nawet negocjacje z Komisją Europejską w zakresie finansowania gazociągu. Unijni dyplomaci mają patrzeć na pomysł przychylnym okiem.
Gazociąg z Polski do Czech – czyli jak po cichu stajemy się hubem gazowym Europy
Choć wznowienie prac nad Stork II to kluczowa sprawa przede wszystkim dla Czechów, to Polska także powinna zaangażować się w ten projekt. Pomijając nawet kwestię związaną z odcięciem od kremlowskiej pępowiny kolejnego europejskiego kraju, może to się nam opłacać pod względem gospodarczym i politycznym.
Gazociąg Baltic Pipe, a także terminal w Świnoujściu stawiają nas w korzystnej sytuacji w zakresie własnego bezpieczeństwa energetycznego. Choć w ostatnich dniach gazu zabrakło w kilku miejscach naszego kraju, to jednak nie miało to związku z jego brakiem w magazynach. Dlaczego jednak mamy poprzestać na własnej stabilizacji? Obecną sytuację można przecież wykorzystać, by odbudować swoją pozycję chociażby w Unii Europejskiej. Już teraz słychać głosy, że Polska może stać się najważniejszym graczem w kwestii dywersyfikacji gazu do reszty Europy. Za kilka lat to my będziemy mieć zatem najwięcej do powiedzenia na arenie energetycznej, a to ważna karta przetargowa przy negocjacjach w innych obszarach.
Warto wspomnieć, że w maju do eksploatacji włączony zostanie interkonektor do Litwy. Coraz głośniej mówi się także o potencjalnej nitce na Słowację. Powrót do koncepcji budowy Stork II jest dla nas świetną wiadomością, zwłaszcza w sytuacji, gdy Czesi znaleźli się pod ścianą. Z pewnością będą oni teraz bardziej skłonni do negocjacji dotyczących podziału kosztów budowy, utrzymania, czy późniejszej eksploatacji gazociągu. Wszak zdaniem prasy rząd Fiali chce sfinalizować cały projekt w zaledwie cztery lata.
Nie sposób też zapomnieć o konieczności ocieplenia relacji polsko-czeskich po aferze z kopalnią w Turowie. W obecnej sytuacji staje się to nad wyraz proste. Ważne, by rząd Mateusza Morawieckiego potrafił i chciał wykorzystać tę szansę.