Wielka Brytania nie dla milionerów
Według Henley&Partners, w 2025 roku 142 tysiące milionerów zmieni miejsce zamieszkania. 9800 z nich ma osiąść w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Tym samym kolejny rok przebiją Stany Zjednoczone, których wynik jest prognozowany na ok. 7,5 tysiąca. Mniej więcej tyle samo milionerów ubędzie z Chin. Największy spadek odczuje jednak Wielka Brytania, którą ma opuścić aż 16,5 tysiąca milionerów.
2015 był ostatnim rokiem, w którym więcej milionerów przyjechało, aniżeli wyjechało z Wielkiej Brytanii. 23 czerwca 2016 odbyło się referendum ws. Brexitu. Od tamtego czasu tysiące milionerów rocznie opuszczają Wyspy Brytyjskie. Jedynym czynnikiem, która w ostatnich latach spowolniła ten proces, była pandemia.
Wśród głównych przyczyn wymienia się obecny krajobraz podatkowy Wielkiej Brytanii. Jednym z nich jest m.in. uszczelnienie podatku od spadków. Od kwietnia 40% podatkiem spadkowym są objęte osoby zamieszkałe w UK, ale mające formalnie inną siedzibę podatkową. Zagraniczne fundusze powiernicze nie chronią majątku przed opodatkowaniem. Cały światowy majątek jest objęty opodatkowaniem. Co ciekawe, chodzą jednak plotki, że brytyjski rząd planuje się już wycofać z tego pomysłu, ponieważ przynosi on więcej strat, niż korzyści w kontekście budżetowym. Nie dziwię się.
Co najmniej do 2028 roku zamrożone mają być progi podatku dochodowego. Według brytyjskiego urzędu skarbowego, ok. 2 miliony osób będzie objętych stawką 45%. Niekorzystnie wypadają również kwestie związane z ulgami podatkowymi od zysków kapitałowych obniżono kwotę wolną z 12,3 tysiąca funtów do zaledwie 3 tys. funtów. To samo dotyczy dywidend – jeszcze osiem lat temu było to 5 tys. funtów, a dziś to zaledwie 500.
Dubaj bez imigracji to nie Dubaj
Rozbudowa nie tylko Dubaju, ale całego kraju, wieżowców, słynnej Burj Khalifa, wysp palmowych, luksusowych hoteli – to wszystko stoi dzięki milionom ekspatów: od robotników po specjalistów finansowych. Bez ropy i imigrantów, tam nadal byłaby pustynia – nie ma co się oszukiwać.
W ZEA ekspaci stanowią aż ok. 88% populacji (10 mln ludzi), podczas gdy rdzenni Emiratczycy to zaledwie nieco ponad milion mieszkańców. Najliczniejsze grupy obcokrajowców to Hindusi (nawet 40%), Pakistańczycy, Bengalczycy, Filipińczycy, Egipcjanie.
Czy opierając całą swoją gospodarkę na tym, że „nie chcemy obcych”, Emiratczycy byliby w stanie zaoferować światu to samo, co mają obecnie? Oczywiście, że nie. Bez ekspatów nie byłoby wieżowców, apartamentowców, hoteli i terminali lotniczych, ale też… sprzątaczy, kucharzy, kierowców i operatorów dźwigów. Całe Emiraty działają na zasadzie precyzyjnie naoliwionego systemu – jego olejem jest tania, zagraniczna siła robocza.
Z tym, że to nie Europa. W ZEA obcokrajowcy pracują, lecz nie mają ani perspektyw na obywatelstwo, ani realnego udziału w życiu politycznym. Zazwyczaj przyjeżdża się tutaj na wizie pracowniczej, która jest ściśle powiązana z pracodawcą. Jeśli stracisz pracę i nie znajdziesz nowej, to będziesz musiał pożegnać się z Emiratami. Nie ma czegoś takiego jak zasiłki.
Zasady są proste – zarabiasz, ale jesteś lojalny zasadom, które zastajesz na miejscu. Masz być pracowity i nie stawiać żadnych dodatkowych żądań. To bardzo atrakcyjny system dla tych, którzy mają dużo, ale również bezwzględny dla tych, którzy jedyne, co mogą wnieść, to ręce gotowe do pracy. Przyjeżdżasz, zarabiasz, milczysz. Jeśli nie – kolejka jest długa. Czy to właśnie dlatego Zjednoczone Emiraty Arabskie to jedno z najbezpieczniejszych państw świata? Całkiem możliwe.
Czy Emiraty to przyszłość?
To pytanie, które coraz częściej stawiają sobie nie tylko milionerzy, ale i… rządy państw europejskich. Bo choć system ZEA nie oferuje równych praw, to oferuje równą zasadę: chcesz tu być, musisz być przydatny. I choć Dubaj przyciąga tysiące najbogatszych, to warto pamiętać: nie dlatego, że to rajwolności. Przeciwnie – to bardzo zdyscyplinowany układ. W którym nie ma miejsca na słabość, tylko na przepływ. Przepływ kapitału, ludzi, usług.
Może więc warto przestać się obrażać bezwzględnie na migrację? Bo to nie „obcy” są zagrożeniem – to brak pomysłu na to, co mają u nas robić, jest prawdziwą porażką. My w Polsce tkwimy w konflikcie wartości i bezsilności. Między „otwartością” a „ochroną tożsamości”, między „pomocą” a „strachem przed zmianą”.
ZEA zdecydowanie nie jest modelem do bezpośredniego kopiowania. Ma jednak jakiś plan. Mam do niego co prawda zastrzeżenia, ale po drugiej stronie widzę Polskę, która dryfuje w chaosie. I nawet nie chodzi o to, że brakuje kapitału. Chodzi o to, że brakuje odwagi, aby powiedzieć głośno: tak, potrzebujemy migrantów. Ale mądrze, z planem, z zasadami, z jasną rolą społeczną i ekonomiczną. Niestety, błędy popełnione na zachodzie Europy sprawiły, że niektórym grupom udało się podchwycić temat migracji i spłaszczyć go tak, że jest to wyłącznie emocjonalna wojenka, a nie dyskusja o przyszłości kraju, który boryka się z problemami demograficznymi.