Spór pomiędzy australijskim rządem a jednym z największych gigantów technologicznych się zaostrza. Google odetnie Australię od swojej wyszukiwarki, jeśli tamtejszy nowy kodeks medialny narzuci rozwiązania bardzo podobne do propozycji zawartych w słynnym ACTA 2. Firma może sobie na to pozwolić – bo Australia nie jest ani Unią Europejską, ani Chinami.
Globalna korporacja technologiczna grozi suwerennemu państwu?
Globalne korporacje próbujące we współczesnym świecie narzucić swoją wolę suwerennym państwom to żadna mrzonka. Giganci medialni raczej nie mają większego wyjścia jak podporządkować się dyktatowi największych światowych rynków, takich jak Stany Zjednoczone, Chiny i Unia Europejska. W przypadku mniejszych państw są jednak gotowi pokazać pazury. Przekonać o tym może się Australia próbująca wprowadzić obowiązek płacenia autorom treści za możliwość jej publikacji w wynikach wyszukiwania.
Brzmi znajomo? Bardzo słusznie. Australia chce wprowadzić rozwiązanie bliźniaczo podobne do „podatku od linków” ze słynnego ACTA 2. Potencjalne nowe prawo jest o tyle problematyczne dla Google, że jeśli firmie nie uda się dogadać z twórcami treści, to zrobi to za nią państwo. Ustalenie arbitralnych stawek z pewnością odbyłoby się z wyraźną preferencją względem rodzimych mediów. Problem, podobnie jak w Europie, dotyczy przede wszystkim wydawców publikacji prasowych.
Australia uzasadnia takie posunięcie tym, że Google i podobne firmy nic nie wytwarzają i zarabiają dzięki treści produkowanej przez kogoś innego. Tym samym przyciągają reklamodawców, kosztem rzeczywistych twórców publikowanej przez firmy technologiczne zawartości. Ponownie: bardzo podobne argumenty padały również na Starym Kontynencie w trakcie debaty nad ACTA 2.
Google deklaruje co prawda wolę zawarcia kompromisu, lecz w praktyce ucieka się wręcz do gróźb. W przypadku, gdyby w nowych przepisach rzeczywiście znalazł się państwowy arbitraż cenowy, Google odetnie Australię od swojej wyszukiwarki. Warto wspomnieć, że Facebook w odpowiedzi na ryzyko wprowadzenia nowych przepisów zadeklarował zmniejszenie inwestycji na australijskim rynku. Firma tłumaczy takie posunięcie zwiększonym ryzykiem inwestycyjnym.
Google odetnie Australię od swojej wyszukiwarki? W Europie nie ma innego wyjścia jak pokornie znosić RODO, ACTA2 i podatek cyfrowy
Jeśli Google odetnie Australię od swojej wyszukiwarki, obywatele tego państwa będą zmuszeni do korzystania z konkurencji. Nie wiadomo przy tym, czy wycofanie się firmy z australijskiego rynku nie objęłoby także innych usług świadczonych przez Google.
Nie da się ukryć, że Australia jest w dużo gorszym położeniu, niż chociażby państwa Unii Europejskiej. Dla Google tamtejszy rynek ma stosunkowo marginalne znaczenie. Może więc pozwolić sobie na groźbę opuszczenia go, jeśli tamtejsze prawo okaże się nazbyt kosztowne. Gdyby jednak firma chciała wycofać się z Europy, prawdopodobnie strzeliłaby sobie tym samym w kolano.
Wspólny rynek Unii Europejskiej to 445 milionów ludzi, zwykle stosunkowo zamożnych i aktywnych w cyberprzestrzeni. Dlatego giganci technologicznie pokornie znoszą takie pomysły jak RODO, podatek cyfrowy, czy właśnie ACTA 2. W przypadku Chin mówimy o szybko rozwijającym się rynku liczącym niemal 1,4 miliarda ludzi. Z Sieci korzysta nawet połowa. To tłumaczy nadspodziewaną spolegliwość i usłużność tego typu firm względem tamtejszych władz.
Tego typu posunięcia gigantów technologicznych tylko zachęcają poszczególne rządy do skrupulatnej regulacji cyberprzestrzeni
Jeśli jednak Google odetnie Australię, to popełni wielki błąd. Nie da się ukryć, że rządy poszczególnych państw bardzo uważnie przyglądają się poczynaniom globalnych gigantów świata nowoczesnych technologii. Kiedy Twitter wywalił Donalda Trumpa ze swojego serwisu reakcja światowych przywódców była jednoznacznie negatywna. Zwłaszcza, że inne firmy szybko poszły jego śladem. Nawet kierownictwo portalu szybko połapało się, że zrobili o jeden krok za daleko.
Jeżeli Google pójdzie na noże z Australią, to nawet amerykański lobbing nie pomoże w relacjach z innymi, bardziej dla niego istotnymi biznesowo państwami. Takie posunięcie jedynie wzmocni chęć uregulowania cyberprzestrzeni przez państwa. Dotyczy to zresztą nie tylko kwestii czysto finansowych, ale i skali wpływu jakie korporacje mają dzisiaj na poszczególne społeczeństwa. Prawdopodobnie sama taka groźba wobec Australii może stanowić poważny sygnał ostrzegawczy.